Dzień jak co tydzień, czyli u mnie w domu - sprzątanie. Nie, że każdy kąt, ale ogarnąć trzeba.
Pozbierałam zabawki, poduszki, koce, książki etc. etc. i poodkurzałam, przestawiając przy okazji milion rzeczy z prawa w lewo, w tym półeczki, które miałam dociąć u stolarza i... no i od dwóch lat je tak przestawiam z prawa w lewo przy sprzątaniu.
Jest upał! Straszny.
Dzieci zaczęły marudzić, a to oznacza: czas spać. Przebrałam, ubrałam, zrobiłam mleko i koktajl i wio! Na spacer, w ten upał. "Juppi!", że tak wykrzyknę.
Idziemy sobie jedną z naszych standardowych tras, i jak zwykle wał, zielska, chmurki, chyba jakiś pożar w oddali, bo dziwna, szara, kominowa chmura... Czytam sobie nazwy ulic, numery domów, rejestracje, bo trochę nudno i jak zwykle wielkie litery w oknie jednego z zakładów:
S T O L A R N I A.
Chwila! STOLARNIA! PÓŁKA! Może dziś jest ten dzień kiedy dotnę półki!
No to pędem do domu, dwie przecznice dalej, biorę je i pędzę z powrotem, niesie mnie wiatr nadziei, że to dziś jest ten dzień, gdy w końcu się uda. Już wyobrażam sobie jak szczęśliwa mówię mężowi, żeby przykręcił, a on, że jasne, a po dwóch miesiącach pytam dlaczego nie przykręcił, a on, że przecież mu nie przypomniałam, więc mu mówię "to może teraz to zrób", a on, że teraz nie, bo musi się psychicznie przygotować i zastanowić, i w ogóle to mu dupę zawracam, a później ja się obrażę NA ŚMIERĆ, ale nic po sobie nie dam poznać, aż do następnej większej awantury i wtedy mu te półki wypomnę i on w końcu następnego dnia je powiesi, żeby pokazać, że mnie kocha.
Czyli wiadomo, standardowo trzeba powiesić półki rękami męża, jak w każdym polskim domu.
Chyba, że postanowię, że sama je powieszę i chwilę nawet nad tym rozmyślam, ale dochodzę do wniosku, że jednak bym wolała, żeby je powiesić jak już w końcu udało mi się je dociąć, szczególnie, że tyle na nie czekałam, niż wyrzucić.
Dochodzę do stolarni i słyszę: "żżżżżziuuuuum" - czyli normalne dźwięki stolaskie.
Zostawiam wózek z dziećmi na chodniku i zaglądam przez uchylone drzwi. Pukam, ale nic nie słychać, bo "żżżżżżziuuuuuum" dalej. W stolarniu stoi starszy pan stolarz i tnie jakieś drewno, a obok w słuchawkach stoi chłopiec, na oko 7-8 lat.
"Oooooo..." - myślę sobie - "jak słodko!"
Ponieważ "żżżżziuuum" na chwilę ustało to krzyczę przeszczęśliwa:
- "Dzień DOBRY!" z bananem na twarzy.
Pan stolarz na mnie patrzy z podejrzliwością na twarzy.
- "Dzień dobry?"
- " Czy dotnie mi pan te małe półeczki?" - pytam grzecznie.
- "Nie."
yyyy... wait what?
- "Ten zakład jest nieczynny od 7 lat. Teraz tylko z wnukami sobie tu tniemy. Tu niedaleko jest zakład stolarski na ulicy takiejatakiej."
- "Aha, rozumiem. Dziękuję bardzo, do widzenia."
No i wyszłam, a pan za mną szybko zamknął drzwi.
Jeszcze usłyszałam, jak wnuk go pyta dlaczego nie dociął mi tych półeczek.
No nic. Pójdę na ulicę takąataką chociaż byłam już tam kilka razy i zawsze, albo zamknięte. albo zamknięte. ALE DZIŚ JEST TEN DZIEŃ, więc na pewno mi się uda.
To idę. Humor jakby mniej radosny, dzieci zasnęły, więc mój czas wolności właśnie trwa, a ja zamiast odpocząć, czy coś zrobić, to biegam za półkami... no ale dziś się uda dociąć i to jest najważniejsze, a nie jakiś tam odpoczynek.
Dochodzę do ulicy takiejatakiej kilka przecznic dalej i...
Zamknięta furtka, tabliczka "UWAGA PIES". I cisza.
Pffff... Nie będę życia ryzykować dla półeczek.
Wracam do domu i widzę, że inna furtka otwarta, więc psa nie ma, ale to już i tak koniec.
NIGDY nie dotnę tych półek.
Wracam do domu, humor mi się zjebał tak, że chce mi się płakać, a w myślach przeklinam urząd podatkowy, bo kiedyś to ten stolarz na emeryturze by mi dociął te półki w 45 sekund, ja bym mu zapłaciła i wszyscy by byli szczęśliwi. Nawet mu się nie dziwię, że mnie spławił, bo kto by chciał ryzykować dla kilku złociszczy.
Temu drugiemu się dziwię, że ma zawsze zamknięte i jeszcze ta tabliczka, odstraszająca potencjalnych klientów (a poza tym ukradł moim rodzicom kiedyś drzewo, wiec nie do końca mu ufam).
Także jeśli ktoś jeszcze się zastanawia, jak długo można docinać 3 półki, to jeszcze nie wiem. Dam znać jak mi się kiedyś uda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz