niedziela, 12 grudnia 2010

karuzela

sen czy jawa
życie czy déjà vu 
znów powtórka z rozrywki
siedzę przypięta w karuzeli i nie mogę wyjść
już tak kiedyś było tylko wtedy trochę inaczej się czułam
teraz jest mi źle mimo, że to ja podjęłam decyzje i wiem, że jest ona właściwa..
tylko dlaczego czuję jakby było inaczej?
znowu smęcę wiem, ale cóż poradzić
czasami wydaje mi się, że chciałabym być kimś innym.. 
ale przecież wszyscy przez to przechodzimy
bo nie ważne czy jesteśmy bogaci czy biedni,
czy żyjemy w Europie, Australii, Afryce, Azji czy Ameryce
nie ważne jakiego jesteśmy wyznania 
to wszystko jest nieważne
bo każdy ma jakieś decyzje do podjęcia
każdy ma prawo do złamanego serca
i każdy chcąc nie chcąc je na pewnym etapie życia wykorzystuje
Jest we mnie pewien strach
Boję się, że moje życie będzie pełne rozczarowań i porażek 
I przez to brnę wciąż do przodu w poszukiwaniu jakiegoś pewnika, który zapewni mi szczęście.
Ale takiego nie ma, prawda?




wtorek, 30 listopada 2010

drzwi

Można je otwierać i zamykać, a czasami nawet nimi trzaskać.
Jednak nawet najbardziej ciche ich zamkniecie może oznaczać koniec.

niedziela, 15 sierpnia 2010

gothic scenerio



If You would cheat on me I wouldn't even let You realize that I know about it and that it hurts me. But You would get to regret it soon because there's no way to forget and forgive when someone we love and trust cheats on us and our trust.



That's what I would do:
I would buy 4 pairs of cuffs , silver knife, strawberries, champagne, my favourite cd with some gothic music, letter paper, lot's of black candles, essences, black ribbon to tie Your eyes, nice red dress for myself and matching make up. I would colour my hair red becouse what i would do would be full of energy and emotions. I would coff You to bed when u would be sleeping naked by hands and legs the way You wouldn't be able to move, light all candles and essences around, play my favourite cd, put strawberries in a silver bowl, champagne in glass, and put silver knife next to it. I would write to You the sweetest love letter anyone ever wrote and I would put it under knife. Then all dressed up i would come to You and gently wake You up. I would make You as excited as You ever was. I would feed You with strawberries from top of silver knife and champagne from my lips. I would kiss every and each part of Your body, I would lick, bite, scratch every inch of your skin, I would make You come as close to heaven as human alive can. And before I would put You inside me You would die from pleasure. And later it would get only better. While You would be flying over eternity I would take one pillow from bed and while comming I would start chokeing You. But not till death. I would leave You in that state btw dead and alive. Then I would take off ribbon from Your eyes. You would see sea of candles, essential fogg, shadows on walls, and me, as You've never seen me before. I would look as good as it gets. I would sit in front of You on the floor and not saying anything I would take last strawberry from sliver knife. Music would be gothic, erotic, lyrics would be dreadfull. You would have just anought life in You to look, but not anought to make a motion. I would eat that last strawberry, take the last sip of champagne and.. I would cut my wrists. Lake of blood would slowly grow around me and I would just look at You with sad look and smile throu tears. And then I would die. You would just look at all of it and wouldn't be able to do anything, nor even say. And then You would have to live with thought that You killed one psychic life.
But it's ok. It's just one less sad gothic girl.


But I know it will never happen because I love You and You love me.


środa, 11 sierpnia 2010

decyzja

Shuld I trust my feelings or maybe believe on word?

Czas


Kiedy nie daje mi spokoju, nie wiem co zrobić. Gdy nic nie pomaga, ogarnia mnie taki straszliwy paraliż. Sny też są nią zapełnione. Powraca coraz bardziej dotkliwie raniąc.
Dlaczego największe błędy dostrzegamy dopiero dużo później? Gdyby wymyślono maszynę do cofania się w czasie, nawet na bazie eksperymentów, poszłabym na ochotnika, by spróbować naprawić to co poszło nie tak. Za wszelką cenę chcę się pozbyć tej męczącej, nie dającej mi spokoju myśli. Wyrzuty sumienia nie dają spać. Nie mogę normalnie funkcjonować.
Sprawy o których najbardziej chcielibyśmy zapomnieć, wciąż powracają. Gdy przez chwilę jest cisza, one wracają uderzając ze zdwojoną siłą. Wszystko składa się w całość i już nie ma ratunku. Teraźniejszość też od czasu do czasu stawia swoją kropkę i pogłębia ranę. Fakt, nauczyłam się na błędzie i już go nigdy nie powtórzę, ale czy nauka musi odbywać się TAKIM kosztem?
Gdybym wiedziała to co wiem teraz, nie postąpiłabym tak jak postąpiłam. Czasami zastanawiam się gdzie bym teraz była i co bym robiła, gdybym zachowała się inaczej. Jak w Efekcie Motyla całe moje życie i życie ludzi którzy mnie otaczają pewnie potoczyłoby się innym torem. Nie jesteśmy w stanie ocenić jakim. Może lepszym, może gorszym.
Jednak teraz wiem na pewno: Nie należy palić za sobą mostów, mimo zagrożenia depczącego nam po piętach. Mosty należy zostawić, chronić nawet, gdyby zaszła taka potrzeba. Nie wiemy przecież czy za mostem nie ma ślepej uliczki. Jeśli jest, to utkniemy, w najlepszym wypadku, na wyspie otoczonej przepaściami. W najgorszym - na tej wyspie będzie z nami morderca.
Życie nie stawia nam drogowskazów, to nie autostrada. Jest dużo zakrętów, rozwidleń, są takie momenty, że droga jest praktycznie nieprzejezdna i musimy zdecydować, czy chcemy zawrócić, czy pokonać przeszkodę. Jest tyle alternatywnych wyjść, a my zazwyczaj wybieramy te najprostsze, niosące jednak ze sobą olbrzymie ryzyko i będące najgorszym z wyjść.
A czasem jest przecież tak, że mimo iż pokonamy przeszkodę droga zakończy się łąką. My nie mamy auta terenowego. Zresztą nawet jeśli.. to czy mamy jakąkolwiek pewność, że za łąką jest cokolwiek co mogłoby nas naprowadzić na dobry szlak?
Nie lubię ludzi. Mam swoją grupę przyjaciół i oni mogą zawsze na mnie liczyć i ja wiem, że gdy będę w potrzebie oni mi pomogą. Ale reszta ludzi.. jakoś nie mogę się do nich przekonać. Tak trudno jest zaufać, gdy zna się ludzką naturę. Pod maską uśmiechu kryją się szydercze, oceniające, złowrogie, rogate stworzenia, które tylko czekają na najmniejszy nasz zły ruch i doskonale wiedzą jak wykorzystać sytuację, żeby dla nich wszystko obróciło się pozytywnie. Każdemu z nas zdarza się być tym potworem. I każdy z nas może być ofiarą.
Życie nas tak urządza, że w najmniej odpowiednim momencie wszystko ze stanu harmonii, porządku i szczęścia przemienia się w niekończące się piekło. A my mamy wrażenie lub świadomość, że to nasza wina, bo postawiliśmy jeden zły krok.
Ale skąd mieliśmy wiedzieć, że jest on zły? Idziemy przecież nieznaną ścieżką, czasem we mgle, czasem w ciemności, czasem ktoś zwiąże nam oczy. I jak tu trafić do celu?
Jak można iść tak na oślep i nie popełnić żadnego błędu? Człowiek skazany jest na porażkę.
A sam cel? Też nie daje szczęścia. Bo osiągając go uświadamiamy sobie, że nie jest on tym czym myśleliśmy, że będzie.
Ale brniemy wciąż do przodu z uśmiechniętą maską na twarzy, gnijąc od środka i powtarzamy 'wszystko jest wspaniałe, wszystko jest ok, będzie dobrze'. Taka ludzka mantra.
Lecz co innego robić?
Nie ma innego sposobu, by przejść przez życie w całości czerpiąc z niego jak najwięcej. Albo się poddamy i przestaniemy powtarzać mantrę, a wtedy społeczeństwo nie da nam żyć, bo zakłócamy panującą w koło 'sielankę', albo jak wszyscy będziemy ją powtarzać, aż któregoś dnia uwierzymy jej słowom. I wtedy może być łatwiej, lepiej... głupiej.
Przestaniemy wtedy myśleć.
To myślenie boli. Ktoś kto nie myśli, nie ma problemów. Przyjmuje świat taki jaki nam dano i żyje.
Natomiast my - myślący, zamartwiamy się każdą sekundą i niestety umieramy pomału śmiercią bolesną, sami się biczując. Każda kropla ściekająca nam po skórze przypomina ból. Każde uderzenie, przypomina ile już razy się uderzyliśmy, pogłębia rany.
Lekarstwem - nie myśleć.
Lepiej cierpieć, ale mieć wolność, czy uwierzyć w kłamstwa i być szczęśliwym?
Każdy z nas musi odpowiedzieć sobie na to pytanie sam i zastosować odpowiedź w swoim życiu.
Ja osobiście chyba wybieram wolność.

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

15% specyfik


Komarzyca wirowała w swoim niekończącym się tańcu, w plamie światła rzucanej przez lampke, stojącą na biurku. Była głodna, ale nie śmiała podlecieć bliżej. Dym papierosowy gęsto wypełniał małe pomieszczenie. Za oknem, maleńkim, znajdującym się gdzieś wysoko pod sufitem, była noc. Światło księżyca przedzierało się nieśmiało przez zapełniającą pokój mgłę tworząc długie, wąskie i bardzo liczne refleksy. Musiało być juz grubo po północy, bo panowała ta specyficzna cisza. Nic nie odważyło się jej zagłuszyć. Wiatr ucichł już dawno, wszystkie zwierzęta pochowały się do swoich bezpiecznych kryjówek i posnęły, nawet ruchliwa zazwyczaj droga w oddali była pusta.
Chłopak siedzący przy biurku zanurzony był w rozmyśleniach. Nikt oprócz samego zainteresowanego nie wiedział co chodzi mu po głowie. Był całkowicie nieobecny, a jedyny znak, że jeszcze żył był taki, że raz na jakiś czas zaciągał się fajką. Gdyby ktoś próbował go teraz znaleźć, jego wysiłki spełzłyby na niczym, ponieważ chłopak specjalnie tak wybrał kryjówkę, by moc w spokoju pomyśleć. Zaszył się w najbardziej niespodziewanym miejscu i miał tam jeszcze przez jakiś czas pozostać.


Książka upadła z trzaskiem na stół, ale nikt nic nie powiedział. Wszyscy zgromadzeni milczeli. Sprawa była poważna i to oni musieli wziąść ją w swoje ręce, to do nich należało podjęcie decyzji, co robić dalej. Mieszało nimi wiele uczuć. W sumie mieli do czynienia z tego typu sprawami już wiele razy, ale teraz było coś co nie pasowało do reszty, coś innego, coś takiego, że na samą myśl krew zamarzała w żyłach. Nikt nic nie mówił, bo po prostu był albo zbyt przerażony, albo nie miał pojęcia co powiedzieć.
Milczenie trwało kilka minut, ale w końcu zostało przerwane.
- Od tego momentu wszystko co zostanie zrobione, każdy następny ruch, każde słowo musi być dobrze przemyślane i zaplanowane. Nie możemy już sobie pozwolić na najmniejszy błąd. Od tego zależy nie tylko nasza przyszłość, ale także przyszłość wielu innych. Musimy doprowadzić tę sprawę do końca. I zakończyć ją tak, by już raz na zawsze zniknęła z powierzchni świata. Od teraz chcę wiedzieć kto, gdzie, kiedy i jak. I nie starajcie się niczego przedemną zatajać. To naraża nas na zbyt wielkie ryzyko. Jeśli złapię któregokolwiek z was na próbie oszustwa, kara będzie najwyższa. Jeśli ktoś ma z tym jakiś problem.. lepiej żeby nie miał. Zrozumiałe? Jakieś pytania?
Znów nastąpiła cisza. Wszyscy zgromadzeni pokiwali głowami na znak, że się zgadzają i że nie ma żadnych pytań ani wątpliwości co do słuszności decyzji.
- W takim razie proszę was o przemyślenie wszystkiego dokładnie, macie czas do rana, a jutro o świcie spotykamy się tu i każdy z was ma mieć jakieś propozycje, dotyczące taktyki rozwiązania problemu. Dobranoc. Na dziś to już wszystko.
Spotkanie dobiegło końca, jednak nie towarzyszył temu normalny gwar. Wszyscy zebrali się w ciszy i bez zwłoki udali się do wyjścia. Każdy zdawał sobię sprawę w jakim położeniu się znajdowali.

Dziewczyna biegła przez las. Nie oglądała się za siebie, żeby nie tracić czasu. Śpieszyło jej się i to bardzo. Biegła, próbując ostatnimi siłami walczyć w ten sposób o mające wkrótce ulecieć życie.





Niebo mieniło się wszystkimi barwami tęczy. Chmury były tak barwnie porozkładane, w tak wielu warstwach i miały tak niesamowite kształty, że podświetlające je słońce miało olbrzymie pole do popisu. Na łące było pełno kolorowych kwiatów, maki, chabry, stokrotki, mlecze...
Stogi siana leżały w niewielkiej od siebie odległości. Na stogu siedział chłopak i dziewczyna. On był wysokim, dobrze zbudowanym brunetem o przenikliwym spojrzeniu brązowych oczu i ostrych rysach, Ona zgrabną blondynką o kocich oczach koloru zielonego i delikatnych dziewczęcych rysach. Siedzieli na stogu siana zajęci obserwowaniem nieba i rozmowie o niczym. Zapatrzeni w siebie i otaczające ich piękno nie zwracali uwagi na nic innego. Byli szczęśliwi i tylko to teraz się liczyło. Razem, spędzając ostatnie chwile lata. Mineło trochę czasu nim zebrali się i postanowili wracać. Zdążyło już się trochę ściemnić i zrobić chłodno. Łąkę przykryła delikatna wieczorna mgiełka, lecz w niczym to nie przeszkadzało bo sięgała im ledwo kolan. Czuli się trochę jakby chodzili po chmurach.
Udali się w drogę powrotną w dalszym ciągu zajęci sobą. Szli w stronę lasu kiedy nagle dziewczyna krzyknęła z przerażenia.


Świtało. Chłopak przy biurku odpalił kolejnego papierosa.
- Ciekawe.. - powiedział na głos mimo woli.
Komar zmęczony całonocnym tańcem skrył się w cieniu za biurkiem i zamilkł. Całkowitą ciszę, zaczęły przerywać pojedyńcze odgłosy budzącego się świata. Pierwsze owady zaczęły swoją codzienna wędrówke, ptaki rozprostowały skrzydła i podleciały na gałęzie, zaczynając swój coporanny koncert, wiatr poruszał źdźbła traw i liście drzew. Ale od strony ruchliwej zazwyczaj drogi, dalej nie dochodził żaden dźwięk. Chłopak zmęczony całonocną pracą dopalił swojego ostatniego na razie papierosa i wstał. Zrobił parę kroków przez pokój i padł jak martwy na przybrudzony materac. Wkrótce jego serce się uspokoiło, wyrównało swój rytm, i młodzieniec usnął.


Już świtało. Zmęczona biegiem zwolniła trochę. W jej żyłach wciąż krążyły olbrzymie ilości adrenaliny i chyba tylko dlatego była jeszcze w stanie iść. Jej mięśnie powoli odmawiały współpracy, ale kończyny wciąż wlokły się sztywno do przodu. Bała się, że niedługo już nie będzie w stanie iść. A to byłby wyrok śmierci. Musiała biec, iść, nawet czołgać się, jeśli całkiem straciłaby moc, ale poruszać się jak najszybciej do przodu. Była na skraju wyczerpania. Wiedziała o tym doskonale. Ale nie było mowy o tym by się poddać. Tak bardzo chciała dotrzeć do celu i mieć choć chwilkę szczęścia dłużej. Bo życie jest szczęściem. Ale jak wszystko co dobre kiedys się kończy. Byle jeszcze nie teraz. Wola walki wciąż była w jej sercu, więc jej dusza parła nieprzerwanie do przodu. Musi się udać!


Świtało. Wszyscy jak jeden mąż stawili się na sali spotkań. Nikt nic nie mówił jak dnia poprzedniego, ale w powietrzu dawała się wyczuć pewną różnicę. Dziś, gdzy wszyscy przemyśleli sobie dokładnie sprawę i przespali się przez parę godzin, myśli były czystsze i bardziej przejrzyste. Każdy przyszedł z propozycją planu dalszych działań.
Ostatni zjawił się szef.
- Witam Panów. Widzę po was, że każdy z was jest przygotowany na nasze dzisiejsze spotkanie i aż pali się, by móc przedstawić nam swoją strategie. Kto chciałby pierwszy prezentować?
Zapadła cisza, lecz po chwili zgłosił się pierwszy ochotnik. Szczupły, rudawy mężczyzna w okularach z metalowymi kwadratowymi oprawkami, wąsami i podkrążonymi oczami w białym fartuchu wstał i zaczął mowę.
- Przestudiowałem jeszcze raz wyniki wszystkich badań - mężczyzna wyjął tablice z jakimiś dość skomplikowanymi wykresami z wieloma danymi, a pozniej zaczął je wszystkim zebranym objaśniać. Pozostali słuchali go z uwagą i starali się zrozumieć wszystko jak najdokładniej. -Procent udanych experymentów nie jest wystarczający, by zadowolić dowolnego człowieka i by móc zastosować produkt na skale światową -kontynuował - i myślę, że czeka nas jeszcze wiele pracy, ale uważam, że w tym wypadku można, by złamać nasz regulamin i mimo wszystko zastosować specyfik, ponieważ nie mamy chyba innego wyboru. Potraktujmy to jako kolejny eksperyment i módly się, by wypadł pozytywnie. Jeśli nic nie zrobimy, nie tylko skażemy Chłopaka na śmierć, ale także utrudniy bądź zablokujemy sobie drogę, do kolejnych badań. Jego szanse są i tak bardzo niewielkie. Zostało mu co najwyżej kilka dni. Jeśli podejmiemy decyzję wspólnie, odpowiedzialność będzie złożona na barki nas wszystkich, więc myślę iż uda nam się wybronić z ewentualnej porażki prawnej. Mamy 15% szansy na sukces. To nie wiele, ale nie próbując odbierzemy sobie i te 15%, więc uważam, że warto zaryzykować.
Po sali przeszła fala szmerów. Większość potakiwała wyrażając aprobate.
-Czy ktoś chciałby coś dodać? Może ktoś nie zgadza się z naszym kolegą? Proszę o wypowiedzi.
-Ja nie jestem do końca przekonany. - Powiedział tęgi mężczyzna w garniturze. - Co to znaczy odpowiedzialność zbiorowa? Jaki wielkie jest ryzyko przegranej? I jakie sa ewentualne konsekwencje prawne?
Rudawy jegomość zdenerwowany takim przebiegiem sprawy odezwał się trochę ochrypłym głosem próbując utrzymać normalny ton zaczął wyjaśniać, że w sytuacji w jakiej się znajdują największym ryzykiem jest niepodjęcie ryzyka. I że to nie on wśród zgromadzonych jest znawcą prawa, więc może znawca ów mógłby wytłumaczyć reszcie sprawę z tej strony.
Drugi chciał konkretów. Prawnik, jegomość z czernionym grubym wąsem podniósł się i zaczął swój wywód.
- Jak wiecie prawo nie przewiduje załagodzeń dla człowieka działającego z premedytacja, w pełnej świadomośći, który czynił starania by uczynić szkodę majątkową bądź cielesną innemu człowiekowi - mówił grubym, rzeczowym tonem, trochę monotonnie - jednak, trudno jest oceniać i oskarżać kogoś kto działał w dobrej wierze. Znamy ryzyko i wiemy, że szanse są niewielkie, jednak świadomość, że Chłopak i tak zginie w przeciągu kilku dni, powinna doprowadzić nas do podjęcia jednogłośnej decyzji co do podjęcia działań. Ryzyko, że zaszkodzimy, z tego co powiedział nam lekarz, jest równie niewielkie jak szanse, że pomożemy. Mówimy tu o kilku dniach. Jeśli się uda, dzieciak dostanie całe lata życia, jeśli nie straci kilka dni. Sądy mamy sprawiedliwe, więc uważam, że nic nam nie grozi. Działamy w dobrej wierze. A to jest najważniejsze. Mamy szanse wziąć udział w przełomowym wydarzeniu jakim niewątpliwie byłaby wygrana w tej walce. Wojna jeszcze nie zostanie wygrana, ale będziemy krok bliżej do celu.
Prawnik zakończył swoją mowę i wszyscy w milczeniu przytaknęli na znak zgody.
- Panowie - przemówił szef - jak na razie jestem za tym by wypróbować produkt. Czy ktoś chciałby nam przedstawić jakieś sprzeciw? Czy ktoś ma jeszcze coś do powiedzenia? Myślę, że pierwsza prezentacja wyjaśnila nam wszystko, druga zaś jeszcze bardziej utwierdziła nas w jej prawidłowości. Jednak jeśli ktoś jeszcze chciałby nam zaprezentować jakieś inne fakty i opinie to zapraszam.
Odpowiedziała mu cisza. Wszyscy po raz kolejny starali się przemyśleć sprawę ze swojego punku widzenia. Większość zebranych jednak nie miała nic do powiedzenia, gdyż zajmowali się oni wazwyczaj papierkową robota.
- Zarządzam kilkuminutową przerwę. Jeśli nikt z Panów nie będzie chciał już nic dodać, zrobimy głosowanie i podejmiemy ostateczna decyzje.
Po przerwie wszyscy zasiedli z powrotem do stołu z decyzją czekającą do wydostania się na światło dzienne. Odbyło się głosowanie i jednogłośnie przyjęto, że należy spróbować chłopakowi pomóc.
Wyznaczono zadania. Teraz najtrudniejszym było podanie specyfiku.

Była już naprawdę blisko celu. Musiała tam dotrzeć i ostrzec go! On musiał wiedzieć! I to jak najszybciej, bo czasu było niewiele. Już wyszła z lasu i przedzierała się prze gęstą mgłę. Dobrze, że drogę znała na pamieć, bo w innym wypadku na pewno by sie zgubiła. Było już widać zarys budynku. Musiał tam być. Nie znała żadnego innego miejsca w którym mógłby się ukryć. Myślał, że nie wie o nim, ale kiedyś śledziła go aż tu. Nie żeby mu nie ufała, ale chciała wiedzieć, gdzie znikał, czasami na bardzo długo. To była taka jego samotnia. Odskocznia od rzeczywistości. Niektórzy potrzebują takiego miejsca. W sumie każdy potrzebuje czasami się od wszystkiego odciąć. Później było jej łatwiej, gdy on znikał. Czuła się pewniej wiedząc gdzie.
Podchodziła już do budynku. Zaczynało świtać. Skradała się najciszej jak mogła. Nie wiedziała czemu. Może po prostu nie chciała, żeby jeszcze wiedział, że ona idzie? A może nie chciała żeby się dowiedział, że go tu kiedyś śledziła. Teraz w sumie to nie miało już znaczenia. Byle by tylko go znaleźć i powiedzieć mu wszystko. I później mogą umrzeć.

Obudził go łagodny głos i delikatny dotyk czyichś palców na policzku. Najpierw pomyślał, że jest w domu i ukochan budzi go na śniadanie. Ale to było niemożliwe.. Przecież był w swojej samotni. Druga mysl: w takim razie to na pewno sen.
Taki realistyczny. Dziewczyna uśmiechała się do niego. Podświetlona od tyłu wyglądała jak anioł. Była przy nim. Czuł się teraz trochę głupio, że znów zachował się tak egoistycznie i zostawił ją samą. Uświadomił sobie jak bardzo jej teraz potrzebował. W tym śnie wyglądała na zmęczoną. Nic nie mówiła. On też nic nie powiedział. Pomyślał, że jak tylko się obudzi to wróci do niej, do domu i już nigdy nie odejdzie choćby na krok. A teraz skoro i tak śpi to może mógłby to być jeden z tych snów po których trzeba zmieniać pościel. Dotknął jej dłoni spoczywającej na jego policzku i przyciągnął dziewczyne do siebie.
- Kochanie.. - odezwała się mara senna - wybacz mi, ale musiałam przyjść.. skąd wiedziałam? martwiłam się dlaczego tak znikasz zawsze gdy cie cos trapi i bardzo chcialam wiedziec gdzie.. pwenego razu cie sledzilam.. a teraz musialam przyjść. Mam dla Ciebie pewną wiadomość. Nie wiem czy jest dobra czy zła - dziewczyna miała problemy z mówieniem, bo nie mogła powstrzymać dłużej łez. Gdy on przyciągnął ją do swojej piersi musiala mu o wszystkim opowiedzieć. I nie mogła już dłużej grać tej silnej babki - więc ci od tego leku.. oni mówią, że masz najwyżej kilka dni życia.. i że ten lek mógłby ci pomóc.. na razie jest tylko 15% szansy, że zadziała, ale oni zgodzili ci się go podać.. i to za darmo.. ponieważ nie znają jeszcze w 100% jego działania i efektów ubocznych.. wiesz ten lek jest wciąż w fazie badań.. i ja musiałam tu przyjść i ci to wszystko powiedzieć.. chcę żebyś wrócił.. tak bardzo źle mi bez Ciebie.. nie tylko teraz ale zawsze jak uciekasz.. Tęskniłam.. i może mógłbyś spróbować tego leku.. ja nie mogę Cię stracić, za bardzo cię kocham.. proszę!!! nie odmawiaj.. błagam zrób to dla mnie..
Chłopak zorientował się, że to nie sen gdy przyciągnął do siebie swą ukochaną a ona zaczęła mówic, i mówić, i mówić, i mówić.. a później do słów doszły łzy i szloch.. nie podobało mu sie, że go znalazła i że go śledziła, ale nie potrafił być na nią zły.. w głębi serca cieszył się, że przyszła. Usiadł, przyciągnął ją bliżej, posadził na kolanach, przytulił i uspokajająco głaskał po twarzy i włosach.. aż ona przestała szlochac i usnęła.
- Ok kochana - wyszeptał, gdy już usypiała- jeśli jest choćby 1% szansy, że będę mógł spędzić z tobą choćby dzień dłużej, to pojdę na każdą metodę, choćby zaraz.
- Musimy iść.. musimy iść.. nie mamy już za dużo czasu.. chodźmy.. - szeptała na pół śpiąc
- Gdzie? gdzie mamy iść?
- Do ich siedziby.. wiesz gdzie to jest, prawda? musimy sie spieszyc..
- Wiem.. wiem.. juz idziemy.
Dziewczyna zasnęła. On wziął ją na ręce i zaniósł do zaparkowanego za budynkiem samochodu. Położył ja na tylnim siedzeniu a sam usiadł za kierownicą. Odpalił samochód i ruszył drogą w poadającej już mgle. Był zmęczony bo tak naprawdę wcale nie spał. Gdy tylko zansął, przyszła ona. Ale da rade prowadzic.. to nie bylo az tak daleko. Ona musiała chyba biec całą drogę. Była wyczerpana. Będzie musiał poprosić, żeby się nią również zajęli.
Chłopak rozmyślał nad tym co też przyniosą mu przyszłe dni. Na pewno będzie to ból i niepewność. Ona mówiła coś, że jeszcze nie było testowane. Więc pewnie jest jakaś szansa, że zginie jeszcze szybciej. Ale i tak podda się leczeniu. Nie może jej tego odmówić. On umarłby, a Ona musiałaby żyć z tym do końca życia.

Kilka godzin po porannym spotkaniu członkowie znów zaczęli się schodzić. Nigdzie nie mogli znaleźć chłopaka. Postanowili jeszcze raz się naradzić i zobaczyć czy ktoś inny nie zdobył jakichś przydatnych informacji.
Spotkanie właśnie miało się rozpocząć gdy z parkingu dobiegł ich odgłosn jadącego w ich stronę auta. Szef wyjrzał przez okno. Tak to był On. Poszukiwania zkończone.
Szef uśmiechnął się i dał znak wszystkim żeby się przygotowali do przyjęcia nowego pacjenta.
Już za chwilę miało się zacząć leczenie.
Szef wyszedł przed szpital, a z nim poszedł Prawnik z całą listą dokumentów potrzebnych do przeprowadzenia leczenia, w tym najwazniejsze z nich - podpis chlopaka na dokumencie zwalniającym ich z odpowiedzialnosci w wypadku gdyby cos poszlo nie tak.
Chłopak wysiadł z auta i podszedł do tylnych drzwi. Otworzył je i delikatnie wyjął dziewczyne. Poszedł wraz z Szefem i prawnikiem do środka.


- Kochana co sie stało?!
- Tam! Popatrz! To takie przerażające! Co to jest? Chodź musimy uciekać! No chodź!
- Co? Tamto? - spytał chłopak z niedowierzaniem - przecież to najzwyklejsza w świecie krowa!
zaczął się śmiać, a ona po chwili do niego dołączyła. I śmiali się aż praktycznie doszli do domu. Przed domem ona spoważniała i powiedziała pełnym uczucia głosem:
- Dziękuję, że wtedy zgodziłeś się na leczenie. Nie wyobrażam sobie co bym zrobiła gdyby coś Ci się stało.
On tylko objął ją mocniej ramieniem, przyciągnął bliżej i pocałował w czoło. Później przytuleni myśleli jak to dobrze mieć siebie nawzajem.
Słońce już całkiem zdążyło schować się za horyzontem, ptaki układały się do snu a wiart cichł w oddali.
- Jest cudownie - pomyślała - a mogło być tak strasznie..

PS do końca zastanawiałam się jakie zakończenie zrobić.. miała być straszna historia ale.. no właśnie.. wybrałam alternatywne zakończenie, bo właśnie idę spać i nie chcę mieć koszmarów ;p
wiem wiem egoistka ze mnie. Ale myślę, że bohaterom tej historii też takie się bardziej podoba xD

sobota, 24 lipca 2010

energetyczne zagadnienie zycia


..i wyszlam po cichutku zamykajac drzwi. Zakladam, że nawet sie nie zorientowal, że mnie juz nie zobaczy. Tak to juz jest z egoistami. Całkowicie zapatrzeni w siebie, nie dostrzegaja rzeczywistosci dookola. No coz zanim zauwazy, mnie juz na dobre nie bedzie.
Tyle marzylam o romantycznej historii z wampirem, az w koncu ja dostalam.
Bylo romantycznie, tragicznie i byl wampir. Co prawda nie basniowy krwiopijca, ale jak najbardziej wampir. Energetyczny wampir. Dalam mu czesc siebie, ale wciaz bylo mu malo. Bral coraz wiecej i wiecej i sycac sie tym do pelna nie zauwazyl jak zaczelam powolutku odpelzac na bok. Jak znalazlam sie przy drzwiach. I stamtad bylo juz z gorki. Wystarczylo wstac nacisnac na klamke (drzwi byly otwarte, bo przeciez nie podejrzewal, ze bylabym tak zdeterminowana w walce o wlasne szczescie by uciekac) i wyjsc. Zastanawiam sie kiedy i czy zorientuje sie, ze zostal sam. Jak on sobie poradzi bez tak niezbednej energii? Moze umrze z glodu nie przyjmujac do wiadomosci, ze mu posilek uciekl? Teraz to juz nie moj problem. Jestem wolna i bede szukac szczescia i spokoju ducha.
Mi sie udalo w walce o wlasne zycie. I jestem szczesliwa, ze w koncu sobie uswiadomilam, ze jestem w pulapce. Bo tak to z wampirami jest. W glowie ma sie mysl, ze jest sie szczesliwym, bedac w dolku praktycznie bez przerwy. Teraz trudno bedzie po odstawieniu tego narkotyku (jakim bez watpienia jest wampir) ale dam sobie rade. Moze byc tylko lepiej.





Mam do was moi kochani czytelnicy maly apel:
Strzezcie sie wampirow i za wszelka cene nie pozwolcie sie omamic
Od tego zalezy wasze szczescie.

piątek, 23 lipca 2010

pewnej pieknej (za)pelnionej ksiezycowej nocy...

Pewnej pieknej (za)pelnionej, ksiezycowej nocy, bo takie wlasnie sa noce w opowiadniach, usiadlam i plakalam. Niby wszystko jest w porzadku, ale cos nie jest. Niby wszyscy dookola sie usmiechaja, ale nie sa szczesliwi. Niby tak wlasnie chcialam, ale nie tak. Niby nigdy nie placze, ale placze. Niby noc byla 'piekna (za)pelniona ksiezycowa', ale taka nie byla. Niby w kolo tyle ludzi i przedmiotow, ale ja sie czuje jakbym lewitowala w niekonczacej sie prozni. I niby nie wiem dlaczego tak jest, ale tak naprawde wiem doskonale.
Mam wszystko co wiekszosc ludzi najbardziej ceni. Mam wspanialych rodzicow, przyjaciol, robie to co, powiedzmy, chcialam robic, mam chlopaka..
I w tym momencie wlasnie sprawy sie komplikuja. Nie wiem czy to chodzi o mnie, czy o niego. Moze winna jest 'roznica kulturowa', ale nie specjalnie bym sie na tym opierala. Brakuje mi takiego bezgranicznego zaufania w tym zwiazku. On jest cholernie wrecz zazdrosny, a ja mu nie do konca ufam jesli chodzi o jego uczucia, ciagle szukam jakichs ukrytych powodow, zamiarow. I czasami brakuje mi szacunku z jego strony. Na codzien jest ok, ale czesto jest tak, ze mamy spiecia. Najpierw male, pozniej coraz wieksze i wieksze az nastepuje moment wielkiej burzy z calym asorytmentem grzmotow i blyskawic.. nastepnie na jakis czas jest cicho. A pozniej wszystko zaczyna sie od nowa. Jestem juz tym wszystkim tak zmeczona, ze nie mam sily na nic innego. Od niedawna zastanawiam sie czy jeszcze warto walczyc.. moze po prostu lepiej byloby olac to wszystko i zanurzyc sie w moj muzyczny swiat. Oczywiscie bedzie bol, tesknota i poczucie pustki, ale to minie. A zanim minie znow bedzie czas regeneracji, ktory tak lubie. To taki artystyczny okres kiedy wena nie odstepuje na krok. Mam wtedy tyle czasu dla siebie (bo nagle nie trace kilku-kilkunastu godzin na rozmowy, zabawe, czulosci i milczenie razem).




No ale, bo zawsze jakies 'ale' jest, pozniej znow zacznie sie szukanie partnera, bo tak naprawde nie ma samotnikow z wyboru i kazdy zdrowy czlowiek dazy do znalezienia swojej drugiej polowki, a kazdy nastepny zwiazek moze skonczyc sie tak samo. Oczywiscie uczymy sie na bledach i bedziemy sie starali ich unikac w kazdym nastepnym, ale za ktorym razem stracimy pewnosc ze 'to juz na zawsze' i kiedy nie przestaniemy do tego podchodzic powaznie? Za ktorym razem stwierdzimy 'jak nie ten to inny, zobaczymy tydzien, miesiac czy rok'. Nasze spoleczenstwo jest coraz bardziej zagubione, bo zatarly sie najwazniejsze wartosci. Teraz nie licza sie juz tak bardzo milosc, stabilnosc, rodzina. Czasy sie zmieniaja, a my zamiast isc w gore po drabinie szczescia zsuwamy sie w dol. Bo tak naprawde, zamiast troche wysilku wlozyc w zwiazek i jego odbudowe, bo wiadomo kazdemu zdarzaja sie gorsze chwile, to marnujemy energie na odbudowe siebie po 'nieudanym' zwiazku, a pozniej zaczynamy wszystko od nowa z kims innym. Jaki w tym sens?
Ano taki, ze w pewnym momencie jestesmy tak bardzo oslabieni walka, ze nie mamy sily walczyc ani o zwiazek ani o siebie. Potrzebujemy wtedy czasu na regeneracje, a pozniej jest juz za pozno na ratowanie zwiazku. I nie widzimy juz sensu. Bo jaki jest sens biegniecia pod wiatr, gdy z nawietrzna mozemy dotrzec duzo szybciej do celu? Jaki jest sens brnac znow w to co okazalo sie 'trudne', gdy poznajac nowa droge moze ona okazac sie duzo lepsza?
Nie wiem. Jestem zagubiona i bezradna. Znow poddaje sie zyciu i spycha mnie ono gdzies na pobocze. Na razie dalam mu kolejna 'ostatnia' szanse, ale nie wierze, by cos sie zmienilo. Moze na miesiac, dwa, a pozniej i tak bedzie to samo. Ale tym razem sam to powiedzial 'Jak sie nie zmienie, to bedzie to koniec' no i ja sie zgodzilam. Na moich warunkach, ale znow dalam za wygrana w pewnym sensie. Milosc jest naprawde glucha, slepa i glupia, a przynajmniej takimi nas robi.
I jeszcze jedno. Jak wybrac droge, skoro zarosla juz trawa i jej nawet nie widac?
Spacer na przelaj nie jest chyba najlepszym rozwiazaniem.
Nie wiem co robic, zobacze co przyniesie mi jutro. Mam tylko nadzieje, ze nie bedzie w nim za duzo bolu, bo na sama mysl sciska mnie w sercu.
A moze to znow czas, by zamienic sie w krolowa lodu?

piątek, 11 czerwca 2010

lubie czeresnie

wiec zaczne od tego ze lubie czeresnie
ale nie lubie patrzenia do tylu
lubie powiew wiatru na ciele i we wlosach
nie lubie klotni
lubie jeziora i pomosty
nie lubie halasu
lubie podrozowac donikad pociagiem
nie lubie sie przejmowac
lubie dramatyzowac
nie lubie owadow
lubie wieczory z przyjaciolmi

kocham uczucie ekstazy spowodowanej tymi wszystkimi malymi rzeczami ktore zachwycaja

sobota, 8 maja 2010

my weird dream

i was living by the forest.. and it was some boring mess going on thateveryone beside me went to.. so i decided that i'm going for a walk to that forest.. and i went and w/ me there was my 2 best girlfriends and some lil boy... it was getting late and was getting dark and we were over forest on some hill... and it looked kinda scarry... so we decided to go back kinda around that forest on the grass land bcs after sun set we would got lost for sure in forest.. so we started going.. at some point some guy came from forest bcs w were walking just by it and we started running away.. he was fallowing us.. and there was some scarp.. one of my frnds fell and we turned back.. guy was not following us anymore.. so we kneeled over that scarp and checked if we can c her.. no sign.. we starting calling her name but there was no responce.. and the guy came back bcs he heard us screaming.. we started running away again.. i was holding hand of that lil boy.. at some time i realized that 2nd frnd is not w/ me anymore.. so i was alone and i had that lil boy w/ me.. we were both ired and i was kinda carrying him now bcs he couldn't run or walk.. and we got to some road and there were some village girls in scars on their hads and w/ big basket walking.. i asked them for help and asked them bout that guy.. they just smiled and i knew that they're w/ hi.. it's some kinda gang of killers.. so i was running again and i was so tired and still was pulling that lil boy behind me bcs i wanted to safe him so bad.. but i didn't even know if i'll be alife.. so i was running and more and more of them were running after me.. and i knew that they're just playing w/ me bcs if they would want they could kill me just like that.. anytime..
and on the way when we run lil further from that group we've met some old guy.. he said smg bout changeing bodies/ images of bodies.. and he changed into some baby.. we run again.. and w got to some building.. we got in and there was so many stairs and floors.. and at 2nd floor i've met some ppl i know (like group from my hs class) and i started talking to them bcs i felt that w/ thm i'm safe.. so me and that boy could rest for a while.. but not long bcs i decided that we all should go up and don't split.. it's safer.. on next floor there was more of my fnds.. and we were all going up and up.. till they started changeing.. into eachother.. like at the tie there could be few clons of one person.. i started running up again and they were laughing.. i was tired scared and.. pissed.. they were vampires.. and i was pissed bcs that's not how i imagined them.. in my imagination they'were gendered and sexy.. and here they didn't really have any concrete bodies just spirits.. totally monstrous.. on the way running up i lost that boy in that group of wampires, my frnds and i couldn't find it.. then i've seen him in few copies... i knew his dead.. :/ on mid floors there were some doors.. on everyfloor but i've just realized that.. i got into one blocked them and run.. there was some wc so i got in and closed door.. and there he was.. that disgusting creature looking like some sexy guy.. i was so disgust.. he got there throu kea whole.. i pushed him away and run away.. was thinking where else could i run.. the only place where i could hide would be cash box (u know the one w/ lock) but how would i breathe there? so i was running till he caught me, he was laughing all the way till he caught me and stucked to my neck... i kicked him in balls and run away.. he changed into soe monstrous, devil.. smg... and i started changeing into wampire too.. it was gross bcs i was going to be that.. monster... killing my frnds, and other humans.. and then i thought that they're atacing all ppl in the earth and there is no way to stop them now.. it was night already.. and that they're not affrain of light, garlic, silver, mirrors.. ntg.. and then i woke myself up took pills.. and slept again.. and.. i was on a titanic watching how that main couple is behind losed way.. and water tooked them.,. i was affraid again.. i knew the're gonna die.. and then i thought.. they're gonna die but that wampire will be safe bcs he'll change into her later and will get saved on that door.. and then i totally woke up thinking that it was totally stupid dream :D

środa, 21 kwietnia 2010

romantyczny thriller


* * *

W muzeum bylo ciemno. Bardzo ciemno. Patrzylam przed siebie w ta przerazajaca pustke wszechczerni i balam sie. 'Rusz sie' powtarzalam sobie w duchu. Ale strach tak bardzo mnie paralizowal. Wiedzialam, ze gdzies w tej ciemnosci czai sie On. I tak bardzo sie balam. Po chwili postanowilam sie jednak ruszyc. Zaczelam skradac sie najciszej jak moglam. 'Moze jakos uda sie przemknac niezauwazona do wyjscia.' Choc bylam pewna, ze jednak sie nie uda.. a nawet gdyby.. to co pozniej? Co gdybym nawet zdolala wydostac sie z tego przerazajacego cisza, pustka i ciemnoscia muzeum? On szybko by sie zorientowal, ze juz mnie tu nie ma i wyszedlby za mna. A ja balabym sie tak samo. I moze jeszcze ktos by nas razem zobaczyl i tez musial zginac? Wiec lepiej chyba zostac tu.. Ja i tak nie mam szans. Poruszalam sie wiec najciszej jak moglam, ostroznie i bezglosnie stawiajac kazdy krok. Przytulona do sciany wyobrazalam sobie jak zabawne dla niego musi byc to 'polowanie'. Obserwuje mnie pewnie z bardzo bliska, slyszy moj przerazony oddech i moja nieudolna probe bezglosnego poruszania sie, bo przeciez dla niego jest to takie naturalne, przeciez jego mozna poznac tylko po szelescie peleryny. Bylam pewna, ze jest nie dalej niz na wyciagniecie reki. A jednak wciaz staralam sie uciec. Przeciez nie bede stac i czekac na pewna smierc. Wole umrzec probujac. Nie moglabym po prostu usiasc i czekac. Pewnie zaczelabym plakac, a tak trzymam sie jakos jeszcze. To chyba zasluga tego paralizujacego strachu, adrenaliny, ktora nie pozwala przystawac, ktora kaze przec do przodu w walce o przetrwanie. Nie moge sie tak latwo poddac.
Rozmyslajac tak, probujac pocieszyc sama siebie i przekonac sie, ze tak wlasnie trzeba, dazylam
wciaz przed siebie. Tak, zgadzam sie.. bylo to bardzo glupie, szczegolnie zwracajac uwage na fakt,
ze tak naprawde nie wiedzialam dokad ide, ani gdzie dokladnie owo wyjscie, do ktorego rzekomo sie kierowalam, sie znajduje.'Tak strasznie chcialabym sie stad wydostac.. prosze pozwol mi stad wyjsc.. blagam cie zostaw mnie w spokoju' myslalam. Ale jak mialo sie okazac On nie zamierzal o mnie zapominac. Nie tak latwo w kazdym razie. 'Jeszcze jeden krok' powiedzialam do siebie w myslach 'Jeszcze jeden krok i..' nie dokonczylam. Poczulam jego dlonie silnie sciskajace moje ramiona. Zakoczyl mnie. Czulam, ze gdzies tu jest w tej ciemnosci, ale i tak mnie zaskoczyl. Zobaczylam jego oczy. Mimo czerni, do ktorej moje oczy jakos sie nie przyzwyczajaly zobaczylam Jego bialka. Byly bardzo wyrazne. Tak jakby promieniowaly niewidocznym swiatlem. Po kilku sekundach widzialam juz nie tylko jego bialka, ale cale oczy i.. tak. Ta najstraszniejsza czesc jego natury. Piekne, biale zeby. Nie wiem, czy tylko mi sie zdawalo, ale zobaczylam cos na ksztalt usmiechu. Jego dlonie sciskaly mocno moje ramiona. Myslalam, ze jak juz mnie dorwie to bede krzyczec, ale bylam spokojna. Moze to szok adrenalinowy, moze to ten tzw paraliz. Wiem, ze to totalnie irracjonalne, ale juz sie nie balam. Od jego zimnej jak lod skory promieniowalo na mnie podniecajace cieplo. On patrzyl mi gleboko w oczy i trwal w bezruchu. Ja zawieszona w przestrzeni i czasie czekalam na jego ruch. Jego oczy wyrazaly glebokie zamyslenie. Wiedzialam, ze gdyby chcial, zabilby mnie w ulamku sekundy. Minelo juz sporo czasu, a on tylko patrzyl i sie zastanawial. Nie przeszkadzalo mi to jednak. W tej danej chwili bylo mi tak nieziemsko dobrze. Czytalam gdzies, ze Oni tak wlasnie oddzialuja na kobiety. Teraz moglam sie o tym przekonac na wlasnej skorze. Watpie jednak bym byla w stanie komukolwiek o tym opowiedziec, bo predzej czy pozniej zgine. Z jego reki. Dzisiejszej nocy. Tego bylam pewna. Reszta byla wielka niewiadoma. Mialam w glowie tyle pytan, np. Nad czym on tak rozmysla? Dlaczego ja jeszcze zyje? Moze to taki rodzaj zabawy dla osobnikow jego typu? I w sumie co ja robie w tym muzeum? jak ja sie tu znalazlam? Niczego nie pamietam. Moje rozmyslania przerwal mi ruch. Nie szybki, jak sie spodziewalam, ale spokojny, powolny ruch. On zblizyl nos do mojej skory szyji i zaczal mnie wachac. Powoli przesuwal sie w dol w kierunku dekoltu i znow w gore, tym rzem bardziej na lewo w kierunku ucha. Skora na calym moim ciele pokryta byla teraz gesia skorka, a cialo przebiegaly dreszcze. Mialam w glowie tylko jedna mysl 'co Ty do cholery robisz? Zabij albo kochaj! Jeszcze chwila a zwariuje..' teraz pragnelam jego dotyku. Ale On wciaz tylko torturowal mnie w sposob czysto erotyczny. Jego nos dotknal teraz mojej skory i zalala mnie kolejna fala dreszczy. Wyprezylam sie i odchylilam glowe do tylu. Wodzil nosem po moim odslonietej juz calkowicie szyji i schodzil raz nizej, na dekolt, innym znow razem wyzej, w kierunku ucha. Kiedy znalazl sie za ktoryms razem tuz przy prawym uchu wyszeptal mi najslodszym i zarazem najtwardszym glosem jakiego nie moglambym sobie nawet wyobrazic ' pieknie pachniesz. Jeszcze nigdy nie spotkalem sie z takim zapachem' Powiedzial to tak cicho, ze zastanowialam sie czy slowa te zostaly wypowiedziane naprawde, a moze to poprostu moja wyobraznia plata mi figle? Teraz przejechal mi koniuszkiem nosa tuz przy ustach. Nie zdazylam go nimi jednak dotknac, mimo usilnych staran, bo On byl juz po drugiej ich stronie i oddalal sie w kierunku lewego ucha. 'masz taka delikatna skore' znow uslyszalam szept w swojej glowie. Teraz jego nos wodzil juz kolo ramiaczka sukienki. Usta zaczely delikatnie muskac cala ta okolice, zblizajac sie do piersi, jednak mialy ograniczony przez sukienke i stanik dostep. Tak bardzo chcialam by zsunal ramiaczka. On zlapal mnie tym razem cala w ramiona i podniosl jak panne mloda by przeniesc ja przez prog. Czulam sie jak szmaciana lalka z taka latwoscia mnie podniosl. Tak jakbym nic nie wazyla. Przy tym nie przestawal mnie calowac, a ja zamknelam oczy i rozkoszowalam sie chwila tonac w jego cudownych ramionach. Poczulam lekki powiew, ale nie zwrocilam na niego specjalnie uwagi. Pewnie zwykly przeciag w muzeum, a sprawil, ze poczula sie jeszcze lepiej, choc myslalam, ze to juz niemozliwe. Poczulam, ze On delikatnie kladzie mnie na czyms miekkim. Otworzylam oczy i zobaczylam ze leze na wielkim lozu z aksamitna posciela i baldachimem. Delikatny bialy material otaczajacy lozko powiewal lekko na wietrze, ktory wpadal przez uchylone drzwi balkonowe. Byla ciepla noc. Pokoj osiwetlony byl blaskiem ksiezyca wpadajacego przez okno. Pomieszczenie bylo spore urzadzone w dosc starym stylu. Czy bylam nadal w muzeum? Nie wiedzialam. Aha.. i gdzie podzial sie On? Rozejrzalam sie dokladniej dookola ale nie znalazlam po Nim ani sladu. Westchnelam. To musi byc sen. W realnym zyciu takie rzeczy sa niemozliwe. Przymknelam oczy i rozkoszowalam sie chwila. W oddali slyszalam szum morza rozbijajacego sie o skaly. Moglam sobie teraz wyobrazic, ze jestem np. gdzies w Grecji. Ze jestem grecka boginia milosci Afrodyta ktora wlasnie narodzila sie z morskich fal. Moje rozmyslania przerwal mi On. Zanim jeszcze mnie dotknal poczulam jego obecnosc. Cos takiego jak zapach tylko, ze bez zapachu, cos jak dotyk, lecz bez kontaktu ze skora, cos jakbym go zobaczyla lecz nie otwierajac oczu. Niesamowite uczucie. On dotknal mnie tak jak poprzednio, najpierw goracym oddechem, pozniej czubkiem nosa i na koncu ustami. Jego dlonie wodzily po mojej talii i udach, poczulam jego slodki ciezar na swoim ciele, pozniej pocalowal mnie w usta, gdy juz myslalam, ze calkiem zwariuje z pozadania. Chcialam jego dotyku, pocalunku i obecnosci bardziej niz czegokolwiek, kiedykolwiek wczesniej. Chcialam by mnie rozebral, dotykal i calowal. Chcialam zeby mnie piescil wszedzie i by nie ominal zadnego skrawka skory. Chcialam by ze mna byl i by ta chwila trwala wiecznie. Chcialam by jeszcze raz szepnal mi do ucha cos slodkiego tym swoim nieziemskim glosem. Chcialabym, by mnie kochal tak bardzo jak ja go wlasnie teraz kochalam. On mnie calowal goraco w usta tak ze nie moglam oddychac, i samym pocalunkiem sprawial ze robilam sie mokra. A jego dlonie i ramiona trzymaly mnie ciasno do niego przytulona, i wedrowaly drapieznie po moim ciele. Zdjecie sukienki nie sprawilo mu najmniejszego problemu, po prostu zsunal ja dotykajac czule i calujac namietnie tak, ze prawie nawet nie zauwazylam kiedy to sie stalo. Stanika i majtek tak jakbym nie miala od poczatku, choc pamietam, ze zakladalam je zaraz po prysznicu. On musial pojawic sie tu nagi bo nie bylo chyba momentu, gdy sciagal swoje ubranie. W jego ramionach czulam sie tak krucho jakby byle podmuch wiatru mogl mnie zniszczyc, ale jednoczesnie bezpiecznie, bo On byl moim zapewnieniem ze zadnego wiatru tu nie bedzie. Jego dotyk sprawial, ze dreszcze nie znikaly. Chcialam by dotykal mnie przez wiecznosc, albo bym mogla zginac bo juz nie wyobrazalam sobie zycia zdala od niego. 'kochaj mnie' wyszeptalam 'i nigdy nie przestawaj'
'kocham cie' odpowiedzialo echo w mojej glowie. Teraz jego dlonie z ud i posladkow, ktorymi go ciasno oplatalam, zeszly blizej srodka. Krazac wokol mojej strefy najwiekszej przyjemnosci. Coraz bardziej zblizal sie do punktu, gdzie moj umysl krzyczal 'tak! tak! zrob to! no dalej! na co czekasz?! Jeszcze tylko centymetr i poczuje sie jak w niebie' staralam sie ruszajac biodrami nakierowac jego reke na moje wargi i clitoris. On jednak spokojnie i cierpliwie rozpalal mnie do czerwonosci. Mialam ochote krzyczec juz teraz.A kiedy wkoncu tam dotarl wiedzialam, ze te dreszcze juz mnie nie opuszcza. Moje cialo cale pokryte bylo przyjemnoscia, piersi zrobily sie jedrniejsze, a sutki stanely deba. on piescil mnie tam reka a usta nie dawaly mi w dalszym ciagu zlapac oddechu. Calowal mnie namietniej niz ktokolwiek inny moglby calowac nawet w snie. Dotyk jego nagiego ciala na moim nagim ciele, dotyk jego palcow krazacych po moich piersiach i poruszajacych sie rytmicznie we mnie, jego usta wiecznie niezaspokojone calujace doslownie wszedzie i szeptajace 'kocham cie' wciaz i wciaz.. Mialam ochote poczuc go juz w sobie. Mialam ochote blagac go i prosic by we mnie wszedl. Ale na razie wciaz tylko szybko oddychalam, bo na nic wiecej nie mialam sily.
A on wciaz calowal, dotykal, piescil, szeptal, mruczal i robil wszytko bym czula sie lepiej niz kiedykolwiek, mimo, ze to sprawil juz dawno, jeszcze chyba w muzeum. To co teraz ze mna robil nie miescilo sie w zadnej ziemskiej kategorii.. Przezywalam umyslowe orgazmy jeden za drugim, wilam sie, jeczalam, szeptalam 'kocham cie' raz po raz, krzyczalam jego imie, ktore jak okazalo sie znalam cale zycie i drapalam jego plecy nie potrafiac nad tym zapanowac. W pewnym momencie poczulam, ze zbliza sie moment, na ktory tak czekalam ze zniecierpliwieniem. Jego czlonek zblizal sie do mojej waginy. Powoli jej dotknal. Nie balam sie, nie bylam zestresowana, ufalam mu. Mimo, ze mial to byc moj pierszy raz. Bylam tak posekscytowana, ze zlamalam zakaz i otworzylam oczy. Zapragnelam go zobaczyc chocby przez sekunde. I nagle On zniknal. Siedzialam teraz sama w tym pieknym pokoju, w ta ciepla noc, przy swietle ksiezyca, a w oddali slyszalam szum fal. W sumie co to byl za zakaz? Nie pamietam bym wczesniej o czyms takim slyszala. Przeciez nikt mi o niczym takim wczesniej nie powiedzial. To jest tak strasznie, strasznie niesprawiedliwe. Lezalam w tym wielkim lozu sama wsrod aksamitnej poscieli zastanawiajac sie kiedy i czy na pewno on do mnie wroci. Jedno czego teraz byla pewna to to, ze juz wiecej nie zlamie zakazu. Nie za taka cene. Ulozylam sie wygodniej na lozku i staralam sie zasnac jednak nie udalo mi sie to praktycznie do switu. W glowie mialam tylko jego i to co ze mna zrobil. Kiedy myslalam ze umre, dostalam najwspanialsze doswiadczenie w zyciu. Pragnelam tylko, zeby on wrocil i kontynuowal i by juz nigdy nie przestawal. Chce z nim byc do konca. Chocbym miala juz nigdy nie otworzyc oczu.

* * *

Obudzila sie w tym samym lozku w ktorym zasnela. Slonce juz zachodzilo. Oznaczalo to ze przespala caly dzien. Wstala i wyszla na zewnatrz, na balkon. Podeszla do barierki i odetchnela swierzym powietrzem. Widok przed nia byl wspanialy. Budynek w ktorym sie znajdowala byl na skarpie nad morzem. To o te skaly rozbijala sie woda ktora noc wczesniej tak bardzo ja uspokajala. Obrocila sie za siebie, by zobaczyc w jakim budynku sie znajduje. Odebralo jej oddech, gdy sie dowiedziala. Bylo to cos na wzor sredniowiecznego zamku. Piekna budowla. W sumie mogla sie czegos takiego spodziewac. Przeciez wiedziala, ze On nie bedzie mieszkal w mieszkaniu w centrum miasta. Odwrocila sie spowrotem w strone morza i jeszcze raz zaciagnela sie swiezym powietrzem. W oddali dostrzegla teraz rowniez kilka statkow i mewy. Ptaki krzyczaly glosno swoim odwiecznym zwyczajem, a statki kierowaly sie w strone slonca, jakby chcac zlapac ostatnie jego promienie.
Za zamkiem widac bylo kawalek lasu, ktory dolaczal sie do szumu morza tworzac z nim muzyke. wieczorne ptaki wracaly do swoich gniazd i obwieszczaly calemu swiatu ze kolejny dzien sie konczy. Wsrod tych wszytskich dzwiekow nagle uslyszala dziwne burczenie. 'musze znalezc cos do jedzenia' pomyslala.
Wrocila do pokoju i rozejrzala sie za drzwiami. Nie dostrzegla jednak niczego takiego. Za to na stole staly talerze z jedzeniem i kielich czerwonego wina. Rozejrzala sie dookola za kims kto moglby byc tajemniczym 'kelnerem', chcialaby bowiem podziekowac, lecz nikogo takiego nie znalazla. Usiadla wiec do stolu, rozlozyla serwetke na kolanach i zaczela jesc. Wszystko bylo wyszukane i wysmienite. Gdy skonczyla, przetarla konciki ust serwetka i powiedziala gloso 'dziekuje' liczac na to ze wlasciwa osoba uslyszy.
Pozniej wyszla znow na balkon i czekala na Niego. Miala nadzieje ze zaskoczy ja dotykiem dloni na talii , ze stanie za nia i pocaluje ja w szyje, i ze znow bedzie blisko. Nic takiego sie jednak nie stalo mimo, ze czekala prawie do switu. Zmeczona poszla w koncu spac. Obudzila sie tak jak poprzedniego dnia wieczorem i znow wyszla na balkon. Pozniej zjadla sniadanie zostawione jej przez nieznajomego i jak dzien wczesniej glosno podziekowala. Zmierzch i noc znow spedzila na balkonie. Lecz nieznajomy i tej nocy sie nie zjawil. Jej glowa pelna byla mysli na jego temat. 'Kim on jest? Dlaczego ja tu przywiodl? Czy jeszcze wroci? Jak tak to kiedy?'.
Oprocz tego obwiniala sie tez w nieskonczonosc i wyzywala w duchu 'gdybym nie otworzyla oczu, o ja nierozwazna, to moze nadal by ze mna byl'
I znow polozyla sie do lozka krotko przed switem i szybko zasnela.
Scenariusz ten powtarzal sie przez kilka kolejnych tygodni i dziewczyna pomalu przestawala wierzyc ze nieznajomy jeszcze do niej wroci.
Pewnej nocy miala jednak dziwny sen. W snie tym szla droga wsrod szumiacego lasu, ktory przypominal ten za zamikiem. Ptaki spiewaly, liscie szelescily na wietrze i wszystko w kolo zylo wlasnym zyciem. Szla tak przez dluzszy czas rozmyslajac nad tym wszytkim co sie ostatnio stalo az doszla nad brzeg morza. Zeszla kamiennymi schodkami na plaze. Znajdowala sie teraz pod skarpa. Wiedziala ze gdzies tam w gorze jest Jego zamek. Usiadla na pojedynczym kamieniu i zapatrzyla sie w morze.slonce bylo wysoko nad horyzontem i sprawialo ze morze mienilo sie jak miliardy brylantow. Znow ogarnal ja spokuj. Teraz juz o niczym nie myslala. Zachwycala sie tylko tym przepieknym widokiem, oddychala gleboko swierzym nadmorskim powietrzem i sluchala wszystkich otaczajacych ja dzwiekow. I poczula Jego obecnosc. Bylo to, gdy slonce chylilo sie juz ku zachodowi. Nie widziala go, ale wiedziala, ze jest blisko, bardzo blisko. Prawie czula jego dotyk na skorze.'obiecaj, ze nie otworzysz wiecej oczu.. obiecaj, ze nie zlamiesz tego zakazu. Kiedys mnie zobaczysz obiecuje, ale jeszcze nie teraz.' wyszeptal jakby podmuchem wiatru.
'Obiecuje' odpowiedziala.
'Tylko nie lam obietnicy. Kocham cie. Nie powinienem, ale cie kocham. I to jest ryzyko dla nas oboje. Wiem, ze ty mnie tez kochasz. Nie mam pojecia co to za milosc i skad sie wziela, ale nie moge sie powstrzymac. Probuje juz od tak dawna. Blagam cie nie lam obietnicy. Nie bede potrafil juz bez ciebie zyc. Zlamanie obietnicy to wyrok dla nas oboje. Nie lam obietnicy...'
jego glos oddalal sie niczym cichnace echo.
'Nie zlamie obietnicy, nie zlamie...' szeptala jeszcze, gdy sie obudzila.
Ostatnie promienie slonca chowaly sie wlasnie za plaski horyzont. Zjadla w pospiechu i wyszla na balkon.Stala tam w ciszy i rozmyslala nad snem. 'Czy to oznacza ze on wroci? Tak bardzo bym chciala, zeby wrocil. Niech przyjdzie juz dzis. Tak bardzo za nim tesknie, tak bardzo go potrzebuje.. niech on juz wroci.'
I wrocil. Poczula najpierw jego obecnosc. Pozniej delikatny dotyk jedo dloni na talii. Czula, ze za nia stoi i chwilke pozniej pocalowal ja w szyje. I byl blisko. Stali tak przytuleni przez wieksza czesc nocy, a ona nie spojrzala. Nie czula nawet potrzeby. Moze troszeczke zzerala ja ciekawosc. Ale wiedziala, ze nie moze zlamac obietnicy. Obietnica byla teraz najwazniejsza.
Przed switem Powiedzial 'zamknij oczy', a ona poslusznie wykonala polecenie. Wtedy On wzial ja znow w ramiona i zaniosl do lozka. Pozniej szczelnie zasunal kotary w oknach i polozyl sie przy niej.
'Na razie mozesz otworzyc oczy, jest ciemno. Gdy wstaniesz mnie tu nie bedzie, ale nie martw sie wroce do ciebie znow po zachodzie slonca. A teraz spij.' Otoczyl ja ramieniema ona przywarla do niego i wkrotce szczesliwa zasnela.

* * *

Gdy sie obudzila nie zastala go przy sobie. Tak jak powiedzial. Ale tego dnia tak bardzo sie nie przejmowala. Oczywiscie tesknila za nim szalenie, jednak byla pewna, ze wroci. I to juz wkrotce.

* * *






czwartek, 15 kwietnia 2010

music


it's so hard to define
it's like sounds from above
but in here with us
well not all 'music' but the music i'm talking about
music is something more then sounds
it's like a piece of something bigger
it's something that gives us goosebumps
something that makes us feel better

sobota, 10 kwietnia 2010

ten stan przed zasnieciem po kolejnym upadku


jestem tak bardzo zmeczona
oczy mnie bola szczypia pala
w glowie mi wiruje
i to przytlaczajace uczucie ciezkosci
ale mimo ze siedze w lozku
i wystarczyloby po prostu sie osunac
nie moge spac
boje sie zasnac
boje sie zamknac oczy
znow ogarnie mnie to straszne uczucie tesknoty
znow poczuje pustke
znow beda straszne mysli
znow obudze sie z niemym krzykiem na ustach siadajac
znow dopadna mnie moje schizy
znow bede sie bac nieznanego
znow zaczne myslec o ponurakach
znow wszystko bedzie negatywne
a przeciez jest wiosna
do szczescia starczylby mi on
gdybym mogla po prostu zapasc sie
w jego ramionach i nie myslec
i poczuc sie bezpiecznie
i nie myslec negatywnie
i pragnac tylko tego zeby przyciagnal mnie jeszcze blizej
i dostac goracy pocalunek przed snem
i czuc ten spokoj
ta niekonczaca sie sielanke
no.. niekonczaca sie tylko pozornie
bo wszystko co dobre kiedys sie konczy
i zazwyczaj zaskakuje nas w najmniej odpowiednim momencie
zazwyczaj gdy zaczynamy byc pewni ze tym razem sie uda
taka ma rozrywke przeznaczenie
zabawa naszym kosztem
choc wierze ze kiedys sie uda wygrac wlasne szczescie..
ale juz gdzie indziej chyba
bo to miejsce mnie przytlacza
rok w jednym miejscu to o wiele za duzo jak dla mnie
gdybym choc mogla znalezc sie teraz na kilkanascie godzin w domu
pogadac z najblizsza mi Ania
posiedziec na tym dobrze znanym lozku
i po prostu poumierac przez jakis czas
mysle ze wtedy bylo by latwiej
no ale nie ma byc latwo
co nas nie zabije to nas wzmocni
wiec oby wiecej takich
bede wtedy silna
bardzo silna
i przygotowana na wiele wiecej
tylko czy bede potrafila jeszcze zaufac
skoro juz teraz mam z tym problemy?
musze chyba zmienic zasady gry
na zaufanie powinno sie sobie zapracowac
u mnie na wstepie sie je dostaje/dostawalo
i pozniej sa problemy
bo byle drobiazg to zaufanie zalamuje
czeka przedemna seria powaznych dyskusji z sama soba
moze czas rowniez na jakies zmiany w zyciu?
moze pojde do fryzjera? <:d>
sie zobaczy
ale to chyba rano
wole juz chyba swoje leki i koszmary
niz to czekanie na swit

ale za kilka godzin zaczna sie zmiany

postanowione

kaluze


lagrimas que no se lloran son que los charcos en la alma


lubie kaluze
nie zebym uwazala je za jakas niesamowita magie
nie
ale
ja po prostu tak bardzo lubie kaluze
moge na nie patrzec
wchodzic w nie spokojnie
skakac w sam srodek
pozwalac im mnie zaskoczyc
wrzucac kamyczki i patrzec jak woda sie rozpryzkuje
'umyc' w nich sobie buty
rozbijac te zamarzniete
patrzec jak krople deszczu je rzezbia
bo kaluze sa takie
nie zeby puste
ale takie
pelne inaczej
w jakis taki typowo kaluzowaty sposob
czasem sa czyste jak gorskie jeziorka
a czasem zamulone jak bagna
czasem male
a czasem duze
czasem glebokie
a czasem plytkie
i ja je wszystkie tak bardzo lubie
a jak sa slone i zbieraja mi sie w duszy
to tez je lubie
mimo ze sprawiaja ze jest mi tak ciezko
to ja je i tak lubie
bo ja wierze ze taka kaluza ma dusze
nie swoja
ale dusze osoby ktora na nia patrzy
taka odbita dusze
bo zadne lustro duszy nie odbije
a taka kaluza owszem
wiec jak ja widze taka kaluze
to ogarnia mnie takie szczescie niesamowite
taka jakas dziecinna radosc
ze az mam ochote plakac
i z tego zachwytu nie moge oddychac
i powraca uczycie czyichs rak na mojej szyji
i powraca odretwienie
i powraca paraliz
i juz nic nie moge zrobic
bo bez powietrza zyc sie nie da
a bez kaluzy tak
a ja je i tak tak strasznie bardzo lubie



film bez tytulu przemyslenia cz.2


zycie to jakas pieprzona karuzela
gora dol gora dol gora dol
zygac sie od tego chce
przez jakis czas jest dobrze a pozniej w kilka minut wszystko moze sie spieprzyc..
ale ten rozdzial juz zamkniety.. moj film doszedl do watku kiedy
jeden okres sie konczy i zaczyna sie nowy.. oby lepszy

najwazniejsze to myslec pozytywnie..

aha.. i jeszcze jedno
nie, nie bede plakac
mimo ze tak bylo by lepiej/latwiej/szybciej



środa, 7 kwietnia 2010

film bez tytulu

a zaczelo sie tak niewinnie...
mowilo sie: ja tak sobie nie pozwole, jak mozna dac sie tak traktowac... to nienormalne.. tylko jakas idiotka tak moze...
ale kobieta zrobi wiele dla milosci, wiele zniesie i na wiele pozwoli...
a jak nie... to beda klutnie, smutek, rozczarowanie, zlosc, moze nawet lzy... i pozniej wystarczy ze uslyszy slowa 'przepraszam nie wiem co sie ze mna stalo... odszedlem ale wrocilem bo cie kocham i nie moglem bez ciebie wytrzymac... naprawde cie kocham... przepraszam...'
i pozniej wszystko wraca do normy... na jakis czas...
bo co sie raz stalo moze sie stac po raz kolejny... i kolejny...
ale kiedys miarka sie przebierze i... nastapi koniec
moze on byc rozny
depresja
samobojstwo
zerwanie i znalezienie sobie kogos kto zobaczy w tobie wartosciowa osobe i bedzie wiedzial jak sie do ciebie zwracac..
i to jest chyba najlepsze
bo wiara w niego i jego zmiane raczej nic nie zmieni.. chyba ze on na czas sie zorientuje ze robi zle...