wtorek, 24 listopada 2020

samoczułość

Miałam sen (ostatnio dużo ich mam - wszystkie podziabane), kolejny już, gdzie pojawiająca się w nim osoba nic nie mówiła, nic nie robiła, tylko była. Ta obecność była tak wyraźna, że aż przytłaczająca. Niosła ukojenie i stres. Szczęście i melancholijny żal.
Ja dużo mówiłam, ona tylko stała, słuchała, kiwała głową i wszystko rozumiała. Miałam pełno pytań, masę niepewności i wyrzutów sumienia, jednocześnie wiedziałam, że musi być jak jest, bo to jest prawidłowy scenariusz. Wyszła, wsiadła do czarnego samochodu i odjechała.
Na pomalowaną ścianę nałożyłam klej i chciałam przykleić styropian (nie pytaj), ale zawołało mnie dziecko. Chwilę później okazało się, że zamiast na dół ściany nałożyłam klej pod sufitem. Jak to zdjąć? Nie da się. To trzeba coś wymyślić, żeby wyglądało jakby tak miało być. Podjechał samochód i wysiadły z niego wyrzeczenia. Powiedziały mi, że jestem leniwą bułą i poszły na zakupy. 
Muszę się szybko ubrać! - pomyślałam. Założyłam długą sukienkę, ale okazało się, że nie sięga mi do bioder. Taka za krótka koszulka! Ależ jestem gruba! Kiedy to się stało?
Urodziłaś dwójkę dzieci, daj sobie spokój-usłyszałam w głowie -ale kiedy to było leniwa buło - inny głos dodał po chwili. 
Gdzie są jakieś czyste, niedziurawe spodnie?! Muszę iść na zakupy.
W sklepie kupiłam klej do drewna i doniczkę.

 I to jest moje życie w skrócie.