poniedziałek, 29 lipca 2019

heheka

34 stopnie, wilgotno, nadciąga burza. Ciemne chmury ciężko wiszą od wschodu, coraz bliżej słychać grzmoty. Kleo słania się ze zmęczenia lecz nie chce położyć się spać. Leoś chwilę spał, ale siostra go obudziła więc też jest jęczącą bułą.
Jedyny ratunek przyniosłaby im drzemka, a wiadomo, jak drzemka to tylko na spacerze.
Li pakuje ekipę do wózka, Kleo odmawia wejścia do wózka, ona będzie szła 'hama'.

- Heheka!
- Soku? Nie, mam dla ciebie wodę.
- Nie! Heheka!
- Yyyy... sukienka?
- Tak! Heheka. Dej mnie!
- Nie. Jest bardzo gorąco.
- Nie, zimno mi. Heheka.
- Nie musisz kłamać. Powiedz, że nie chcesz być goła.
- Mamo, goła jestem. Dej heheka mnie.

Li idzie do domu po sukienkę dla Kleo, pot kapie jej z czoła. Li zakłada Kleo sukienkę, Kleo zadowolona, Li spłonęła żywcem.

Kurtyna.

niedziela, 28 lipca 2019

Dżin

Wczoraj. Półki zawisły wczoraj! Ja muszę uważać teraz czego sobie życzę, bo chyba mam jeszcze dwa życzenia, nie?
Skoro półki wiszą, to znaczy, że mąż mnie kocha. Dzieci mam jak dla mnie idealne. Czego by tu  jeszcze sobie życzyć? Może więcej czasu i samozaparcia?

Edit:
Chcę jeszcze napisać, że mąż mi nie tylko powiesił te półki, ale też dociął, ucząc się przy okazji matmy na jutubie xD, bo te szafki miały jakieś dziwne kąty i każda półka nie dość, że musiała być innego rozmiaru i docięta pod innym kątem, to jeszcze powieszenie ich prosto było wyzwaniem. Także sobota minęła mu na mierzeniu, docinaniu, mierzeniu, docinaniu, liczeniu, szlifowaniu, wierceniu i wkręcaniu...
Kolejny pozytyw jest taki, że w końcu mógł wypróbować swoje męskie zabawki, z których przecież korzysta "cały czas". 🤣
A ja dzięki temu mam w końcu kawałek blatu, żeby robić babskie rzeczy pod tytułem gotowanie. 

piątek, 26 lipca 2019

niezrównoważona

Dzień jak co tydzień, czyli u mnie w domu - sprzątanie. Nie, że każdy kąt, ale ogarnąć trzeba.
Pozbierałam zabawki, poduszki, koce, książki etc. etc. i poodkurzałam, przestawiając przy okazji milion rzeczy z prawa w lewo, w tym półeczki, które miałam dociąć u stolarza i... no i od dwóch lat je tak przestawiam z prawa w lewo przy sprzątaniu.
Jest upał! Straszny.
Dzieci zaczęły marudzić, a to oznacza: czas spać. Przebrałam, ubrałam, zrobiłam mleko i koktajl i wio! Na spacer, w ten upał. "Juppi!", że tak wykrzyknę.
Idziemy sobie jedną z naszych standardowych tras, i jak zwykle wał, zielska, chmurki, chyba jakiś pożar w oddali, bo dziwna, szara, kominowa chmura...  Czytam sobie nazwy ulic, numery domów, rejestracje, bo trochę nudno i jak zwykle wielkie litery w oknie jednego z zakładów:
S T O L A R N I A.
Chwila! STOLARNIA! PÓŁKA! Może dziś jest ten dzień kiedy dotnę półki!
No to pędem do domu, dwie przecznice dalej, biorę je i pędzę z powrotem, niesie mnie wiatr nadziei, że to dziś jest ten dzień, gdy w końcu się uda. Już wyobrażam sobie jak szczęśliwa mówię mężowi, żeby przykręcił, a on, że jasne, a po dwóch miesiącach pytam dlaczego nie przykręcił, a on, że przecież mu nie przypomniałam, więc mu mówię "to może teraz to zrób", a on, że teraz nie, bo musi się psychicznie przygotować i zastanowić, i w ogóle to mu dupę zawracam, a później ja się obrażę NA ŚMIERĆ, ale nic po sobie nie dam poznać, aż do następnej większej awantury i wtedy mu te półki wypomnę i on w końcu następnego dnia je powiesi, żeby pokazać, że mnie kocha.
Czyli wiadomo, standardowo trzeba powiesić półki rękami męża, jak w każdym polskim domu.
Chyba, że postanowię, że sama je powieszę i chwilę nawet nad tym rozmyślam, ale dochodzę do wniosku, że jednak bym wolała, żeby je powiesić jak już w końcu udało mi się je dociąć, szczególnie, że tyle na nie czekałam, niż wyrzucić.
Dochodzę do stolarni i słyszę: "żżżżżziuuuuum" - czyli normalne dźwięki stolaskie.
Zostawiam wózek z dziećmi na chodniku i zaglądam przez uchylone drzwi. Pukam, ale nic nie słychać, bo "żżżżżżziuuuuuum" dalej. W stolarniu stoi starszy pan stolarz i tnie jakieś drewno, a obok w słuchawkach stoi chłopiec, na oko 7-8 lat.
"Oooooo..." - myślę sobie - "jak słodko!"
Ponieważ "żżżżziuuum" na chwilę ustało to krzyczę przeszczęśliwa:
- "Dzień DOBRY!" z bananem na twarzy.
Pan stolarz na mnie patrzy z podejrzliwością na twarzy.
- "Dzień dobry?"
- " Czy dotnie mi pan te małe półeczki?" - pytam grzecznie.
- "Nie."
yyyy... wait what?
- "Ten zakład jest nieczynny od 7 lat. Teraz tylko z wnukami sobie tu tniemy. Tu niedaleko jest zakład stolarski na ulicy takiejatakiej."
- "Aha, rozumiem. Dziękuję bardzo, do widzenia."
No i wyszłam, a pan za mną szybko zamknął drzwi.
Jeszcze usłyszałam, jak wnuk go pyta dlaczego nie dociął mi tych półeczek.
No nic. Pójdę na ulicę takąataką chociaż byłam już tam kilka razy i zawsze, albo zamknięte. albo zamknięte. ALE DZIŚ JEST TEN DZIEŃ, więc na pewno mi się uda.
To idę. Humor jakby mniej radosny, dzieci zasnęły, więc mój czas wolności właśnie trwa, a ja zamiast odpocząć, czy coś zrobić, to biegam za półkami... no ale dziś się uda dociąć i to jest najważniejsze, a nie jakiś tam odpoczynek.
Dochodzę do ulicy takiejatakiej kilka przecznic dalej i...
Zamknięta furtka, tabliczka "UWAGA PIES". I cisza.
Pffff... Nie będę życia ryzykować dla półeczek.
Wracam do domu i widzę, że inna furtka otwarta, więc psa nie ma, ale to już i tak koniec.
NIGDY nie dotnę tych półek.
Wracam do domu, humor mi się zjebał tak, że chce mi się płakać, a w myślach przeklinam urząd podatkowy, bo kiedyś to ten stolarz na emeryturze by mi dociął te półki w 45 sekund, ja bym mu zapłaciła i wszyscy by byli szczęśliwi. Nawet mu się nie dziwię, że mnie spławił, bo kto by chciał ryzykować dla kilku złociszczy.
Temu drugiemu się dziwię, że ma zawsze zamknięte i jeszcze ta tabliczka, odstraszająca potencjalnych klientów (a poza tym ukradł moim rodzicom kiedyś drzewo, wiec nie do końca mu ufam).

Także jeśli ktoś jeszcze się zastanawia, jak długo można docinać 3 półki, to jeszcze nie wiem. Dam znać jak mi się kiedyś uda.

niedziela, 14 lipca 2019

znasz mnie!

- w domu -

Li leży na kanapie i żali się Kmisiowi:

Li: W ogóle nie spałam! Mały całą noc wstawał, mała zresztą też. Ja nie wiem co w te dzieci dzisiaj wstąpiło.
Kleo: Mała?
Li: Tak Kleosiu, dzisiaj się przez was zupełnie nie wyspałam.
Kleo: Nie! Kała. Kcesz kała?
Li: Czy chcę kawę?
Kleo: Tak! - Ucieszona.
Li: Tak, chcę kawę. To świetny pomysł!
Kleo odwraca się na pięcie i biegnie do Kmisia, który stoi w kuchni i woła:
Kleo: Tata! Kała! Mama kała kce!

- kurtyna -

jaka matka...

- W domu- 

Li: Kleo, nie ruszaj tej gumy.
Kleo bierze ze stołu gumę.
Li: Zostaw. Chyba nie chcesz być niegrzeczna?
Li już wie, że guma będzie zjedzona, nie tylko w spojrzeniu Kleo, ale również dlatego, że sama by ją zjadła.
Li: Jest mi przykro, że nie słuchasz.
Kleo odchodzi na bezpieczną odległość, pomału kończy rozwijać gumę z papierka, po czym szybko wkłada ją sobie do buzi.
Li udaje, że jest smutna i trochę jest, bo też by chętnie zjadła gumę.
Kleo z buzią pełną gumy przychodzi, przytula Li i mówi:
Kleo: Pipasiam.
Li rozpogadza się i czuje dumę, że tak dobrze wychowała córkę.
Li: Już ok, idź się bawić.
Jak tylko Kleo znika za kanapą Li szybko odwija i pożera drugą gumę.

- Kurtyna - 

Dresiki?

Kmiś: Zrobiłaś sobie sztuczne rzęsy i zapierdalamy białym golfem. Czy może być śmieszniej?

Naj naj!

-W aucie-

Li łapie Kmisia za dłoń na skrzyni biegów.
Kmiś chwilę odwzajemnia uścisk po czym przyciąga dłoń Li do ust, całuje i odkłada na jej udo.

Kmiś: Bo niewygodnie.
Li: Spoko, da się powiedzieć "spierdalaj" brzydziej. Np.: "spierdalaj".
Kmiś: Nie chciałem tego powiedzieć.
Li: A co chciałeś powiedzieć? "Spindalaj"?
Kmiś: Nie, nic takiego nie chciałem mówić w ogóle.
Li: Awwww... To najbardziej romantyczne co mi kiedykolwiek powiedziałeś.

-Kurtyna-

hard

Mierzenie innych swoją miarą.

Jeśli sami za bardzo się staramy, to przyniesie nam głównie rozczarowania.
Jeśli są osoby dla których się staramy, to czasami się zawiedziemy, czasami doświadczymy miłego zaskoczenia, ale bilans powinien wyjść zero.
Jeśli jesteśmy kompletnymi egoistami, to zazwyczaj będziemy mile zaskoczeni, bo ktoś zrobił dla nas coś miłego, o czym my sami byśmy nie pomyśleli.

Czy zatem nie lepiej być kompletnym egoistą myślącym tylko o sobie i własnych przyjemnościach?

Nie.

Wtedy świat byłby... no właśnie, jaki?

Taki jak jest teraz w XXI w.?

czwartek, 4 lipca 2019

Chory

Kmiś: Czemu się śmiejesz?
Li: Bo chciałam cię o coś zapytać, ale nie muszę, bo wiem co powiesz.
Kmiś: Aż się boję, dawaj.
Li: Uważasz, że będę najseksowniejszą żoną na tym weselu?
Kmiś: Tak.
Li: Yyy... No to mnie zaskoczyłeś. - Po chwili namysłu - specjalnie to zrobiłeś!
Kmiś: Nie.
Li: Myślałam, że powiesz: "może żoną tak, trzy kropki"
Kmiś: O kurde!
Li: Co, teraz żałujesz, że na to nie wpadłeś?
Kmiś: No, trochę tak.
Po chwili.
Kmiś: Kurde dobre to było. Ale w sumie to pewnie nie będziesz. Może druga będziesz.
Li: To nie jest śmieszne. Kto będzie pierwszy?
Kmiś: Nie wiem. Ale zawsze ktoś jest ładniejszy, wyższy, grubszy...
Li: A od kiedy ty lubisz grube?
Kmiś: Nie lubię.
Li: To jak grubszy?
Kmiś: Po prostu, nie że lubię. Zawsze jest ktoś coś naj.
Li: Nie mogłabym ja być twoją najpiękniejszą żoną.
Kmiś: Mogłabyś.
Li: Ty kutasie.
Kmiś: No co?
Li: No - "MOGŁA-BYŚ". I żoną. Jedną.
Kmiś: Nie o to mi chodziło, ale dobre. Tłumaczysz mi dzisiaj co mówię. Coś mi dziś nie idzie.
Li: To chodź spać.
Kmiś: No.
I poszedł grać xD

Kochasie na zakupach:

- W sklepie -

Li: Po co ty tyle tego zwykłego piwa wziąłeś?
Kmiś: To jest "czerny".
Li: To nie jest to którego nikt oprócz Ciebie nie lubi?
Kmiś: Niuuueee...
Li: ...
Po chwili
Kmiś: Po co ci te doniczki?
Li: Bo... Yyy... się przydadzą.

W tym momencie babka za nimi nie wytrzymuje i parska śmiechem, a wraz z nią umiera mały sklepowy elf o imieniu Rozsądny.

- Kurtyna - 

P.S. Ale stolika nie kupiłam!

P.S.2 A szkoda.

P.S.3 Chociaż nie wiem jak bym go do domu zabrała, bo mamy więcej rzeczy niż pojemności auta, a gdzieś musimy zmieścić jeszcze powietrze do oddychania.