wtorek, 27 września 2016

no w końcu...

... udało się przeprowadzić (przynajmniej częściowo, bo większość rzeczy jest jeszcze w moim starym pokoju i na strychu).
Wczoraj się wściekłam na kolejne niedoskonałości (kapiąca z grzejnika woda) i stwierdziłam, że jebać wszystko - przeprowadzam się - więc przeniosłam część rzeczy. Mam materac i pościel, mam większość kuchni, mam prysznic i kibelek, mam większą część narożnika (środek nie wszedł przez drzwi - na szczęście w Bodzio mają się tym zająć i w sobotę bez dopłaty ma wejść) i stolik kawowy. Na razie nie ma stołu, szaf, jeszcze jakieś gniazdka są niezałożone, zlew w łazience jest niezmontowany i inne takie pierdoły, ale pierwszy obiad i pierwsza noc za nami. 
Mama mówiła: zapamiętajcie co wam się śniło. 
Nie zapamiętałam, ale w większości były to mega pojebane sny w moim przypadku. W ciąży sny są jeszcze bardziej pojechane niż przed, a już przed było ciężko. Znów upadek z wysokości, znów sex, znów ktoś bliski był na granicy śmierci, znów miłość, znów ucieczka, znów jakieś chuj wie co.

Dziś kupiłam sobie kwiatki do wazonu (okazało się, że nie mam wazonu - ale miałam shaker i też dał radę), i kwiata w doniczce, i miętę na okno, i masę jedzenia, i kolejne środki higieniczne, i kosz na pranie, i... masę innych pierdół.
Lista zakupów zamiast się skracać, cały czas się wydłuża. Mamy kupione już większość 'grubych' rzeczy, ale cały czas dopisuję do niej jakieś drobne niezbędniki.
Dziś np. zrobiłam spagetti i się okazało, że nie mam tarki, wczoraj było pure i się okazało, że nie mam tłuczka do ziemniaków. Tu brakuje haczyka, tam podkładki, gdzieś nakładki, tu wycieraczka, tam dywanik, i obrus by się przydał, i chochla do zupy, i szafa, i szafka, i szuflady, i wieszak na płaszcze, i chcę stół (!) [potrzebuję stołu (!)], naprawdę nie uważam, że w małym mieszkanku jest miejsce na duże biurko (i dostaję kurwicy jak słyszę, że musi się zmieścić i zaburzyć mi cały misterny projekt i będzie stało na środku i psuło mi nerwy 24/7 - ale spokojnie, najwyżej schowam się za narożnikiem i nie będę zza niego wychodzić i wtedy nie zobaczę tego pierdolonego biurka. Zbuduję sobie tam ścianę, między narożnikiem i całą resztą mieszkania, i nikogo do swojej małej 'strefy nienawiści biurek' nie wpuszczę, chyba że powie: 'nienawidzę wszystkie biurka świata i każde biurko z osobna' - to będzie hasło.

Niedługo będę miała dużo czasu, bardzo dużo wolnego czasu.
Pewnie ani trochę, bo mam już tyle planów i pomysłów, co z tym czasem zrobić, że pewnie nie będę miała na nic czasu.
Chcę znów coś namalować, napisać, stworzyć, chcę urządzić swoje gniazdo, chcę w końcu przeczytać te wszystkie książki o dzieciach, metodach wychowawczych, karmieniu, rodzeniu i co tam jeszcze czytają kangury, muszę się jeszcze pouczyć, i ogarniać dom, i poćwiczyć, i pójść na spacer, i odwiedzać częściej babcie i przygotować się na przyjście maluszki...
Tyle wolnego czasu. Tylko ja, czas... i moja narastająca zgaga.

Jak można nie lubić Edith Piaf?! Jak można nie lubić Zaz?! Dlaczego nie chcesz ze mną obejrzeć Frozen?

| The best of Edith Piaf

Lubię gotować jak jestem w domu sama z odpowiednią muzyką. Czuję się wtedy tak 'sophisticated'. Wyobrażam sobie trochę inne życie, w sumie w ogóle nie tak różne od tego teraz. Różni się tylko jednym szczegółem.
Zamiast gotować w pidżamie dla mężczyzny w pidżamie, który nie lubi francuskiej muzyki, nie przyniosi mi kwiatów i robi ze mnie debila przy swoich znajomych, gotowałabym w szpilkach i czerwonej sukience dla mężczyzny w garniturze, który  uwielbia Edith Piaf, przynosi mi kwiaty i uważa, że jestem najwspanialszym stworzeniem, jakie stąpało po ziemi.
Ot szczegół.

czwartek, 15 września 2016

Taka jakby torba

Fajnie by było móc na chwilę zdjąć ciążowy brzuch i iść bez niego na spacer, na obiad, na imprezę. Poszaleć, odpocząć, zapalić fajkę, wypić piwo, przetrawić i wydalić toksyny, a później założyć go z powrotem. Taka jednodniowa przerwa od bycia odpowiedzialnym dorosłym człowiekiem.