środa, 21 kwietnia 2010

romantyczny thriller


* * *

W muzeum bylo ciemno. Bardzo ciemno. Patrzylam przed siebie w ta przerazajaca pustke wszechczerni i balam sie. 'Rusz sie' powtarzalam sobie w duchu. Ale strach tak bardzo mnie paralizowal. Wiedzialam, ze gdzies w tej ciemnosci czai sie On. I tak bardzo sie balam. Po chwili postanowilam sie jednak ruszyc. Zaczelam skradac sie najciszej jak moglam. 'Moze jakos uda sie przemknac niezauwazona do wyjscia.' Choc bylam pewna, ze jednak sie nie uda.. a nawet gdyby.. to co pozniej? Co gdybym nawet zdolala wydostac sie z tego przerazajacego cisza, pustka i ciemnoscia muzeum? On szybko by sie zorientowal, ze juz mnie tu nie ma i wyszedlby za mna. A ja balabym sie tak samo. I moze jeszcze ktos by nas razem zobaczyl i tez musial zginac? Wiec lepiej chyba zostac tu.. Ja i tak nie mam szans. Poruszalam sie wiec najciszej jak moglam, ostroznie i bezglosnie stawiajac kazdy krok. Przytulona do sciany wyobrazalam sobie jak zabawne dla niego musi byc to 'polowanie'. Obserwuje mnie pewnie z bardzo bliska, slyszy moj przerazony oddech i moja nieudolna probe bezglosnego poruszania sie, bo przeciez dla niego jest to takie naturalne, przeciez jego mozna poznac tylko po szelescie peleryny. Bylam pewna, ze jest nie dalej niz na wyciagniecie reki. A jednak wciaz staralam sie uciec. Przeciez nie bede stac i czekac na pewna smierc. Wole umrzec probujac. Nie moglabym po prostu usiasc i czekac. Pewnie zaczelabym plakac, a tak trzymam sie jakos jeszcze. To chyba zasluga tego paralizujacego strachu, adrenaliny, ktora nie pozwala przystawac, ktora kaze przec do przodu w walce o przetrwanie. Nie moge sie tak latwo poddac.
Rozmyslajac tak, probujac pocieszyc sama siebie i przekonac sie, ze tak wlasnie trzeba, dazylam
wciaz przed siebie. Tak, zgadzam sie.. bylo to bardzo glupie, szczegolnie zwracajac uwage na fakt,
ze tak naprawde nie wiedzialam dokad ide, ani gdzie dokladnie owo wyjscie, do ktorego rzekomo sie kierowalam, sie znajduje.'Tak strasznie chcialabym sie stad wydostac.. prosze pozwol mi stad wyjsc.. blagam cie zostaw mnie w spokoju' myslalam. Ale jak mialo sie okazac On nie zamierzal o mnie zapominac. Nie tak latwo w kazdym razie. 'Jeszcze jeden krok' powiedzialam do siebie w myslach 'Jeszcze jeden krok i..' nie dokonczylam. Poczulam jego dlonie silnie sciskajace moje ramiona. Zakoczyl mnie. Czulam, ze gdzies tu jest w tej ciemnosci, ale i tak mnie zaskoczyl. Zobaczylam jego oczy. Mimo czerni, do ktorej moje oczy jakos sie nie przyzwyczajaly zobaczylam Jego bialka. Byly bardzo wyrazne. Tak jakby promieniowaly niewidocznym swiatlem. Po kilku sekundach widzialam juz nie tylko jego bialka, ale cale oczy i.. tak. Ta najstraszniejsza czesc jego natury. Piekne, biale zeby. Nie wiem, czy tylko mi sie zdawalo, ale zobaczylam cos na ksztalt usmiechu. Jego dlonie sciskaly mocno moje ramiona. Myslalam, ze jak juz mnie dorwie to bede krzyczec, ale bylam spokojna. Moze to szok adrenalinowy, moze to ten tzw paraliz. Wiem, ze to totalnie irracjonalne, ale juz sie nie balam. Od jego zimnej jak lod skory promieniowalo na mnie podniecajace cieplo. On patrzyl mi gleboko w oczy i trwal w bezruchu. Ja zawieszona w przestrzeni i czasie czekalam na jego ruch. Jego oczy wyrazaly glebokie zamyslenie. Wiedzialam, ze gdyby chcial, zabilby mnie w ulamku sekundy. Minelo juz sporo czasu, a on tylko patrzyl i sie zastanawial. Nie przeszkadzalo mi to jednak. W tej danej chwili bylo mi tak nieziemsko dobrze. Czytalam gdzies, ze Oni tak wlasnie oddzialuja na kobiety. Teraz moglam sie o tym przekonac na wlasnej skorze. Watpie jednak bym byla w stanie komukolwiek o tym opowiedziec, bo predzej czy pozniej zgine. Z jego reki. Dzisiejszej nocy. Tego bylam pewna. Reszta byla wielka niewiadoma. Mialam w glowie tyle pytan, np. Nad czym on tak rozmysla? Dlaczego ja jeszcze zyje? Moze to taki rodzaj zabawy dla osobnikow jego typu? I w sumie co ja robie w tym muzeum? jak ja sie tu znalazlam? Niczego nie pamietam. Moje rozmyslania przerwal mi ruch. Nie szybki, jak sie spodziewalam, ale spokojny, powolny ruch. On zblizyl nos do mojej skory szyji i zaczal mnie wachac. Powoli przesuwal sie w dol w kierunku dekoltu i znow w gore, tym rzem bardziej na lewo w kierunku ucha. Skora na calym moim ciele pokryta byla teraz gesia skorka, a cialo przebiegaly dreszcze. Mialam w glowie tylko jedna mysl 'co Ty do cholery robisz? Zabij albo kochaj! Jeszcze chwila a zwariuje..' teraz pragnelam jego dotyku. Ale On wciaz tylko torturowal mnie w sposob czysto erotyczny. Jego nos dotknal teraz mojej skory i zalala mnie kolejna fala dreszczy. Wyprezylam sie i odchylilam glowe do tylu. Wodzil nosem po moim odslonietej juz calkowicie szyji i schodzil raz nizej, na dekolt, innym znow razem wyzej, w kierunku ucha. Kiedy znalazl sie za ktoryms razem tuz przy prawym uchu wyszeptal mi najslodszym i zarazem najtwardszym glosem jakiego nie moglambym sobie nawet wyobrazic ' pieknie pachniesz. Jeszcze nigdy nie spotkalem sie z takim zapachem' Powiedzial to tak cicho, ze zastanowialam sie czy slowa te zostaly wypowiedziane naprawde, a moze to poprostu moja wyobraznia plata mi figle? Teraz przejechal mi koniuszkiem nosa tuz przy ustach. Nie zdazylam go nimi jednak dotknac, mimo usilnych staran, bo On byl juz po drugiej ich stronie i oddalal sie w kierunku lewego ucha. 'masz taka delikatna skore' znow uslyszalam szept w swojej glowie. Teraz jego nos wodzil juz kolo ramiaczka sukienki. Usta zaczely delikatnie muskac cala ta okolice, zblizajac sie do piersi, jednak mialy ograniczony przez sukienke i stanik dostep. Tak bardzo chcialam by zsunal ramiaczka. On zlapal mnie tym razem cala w ramiona i podniosl jak panne mloda by przeniesc ja przez prog. Czulam sie jak szmaciana lalka z taka latwoscia mnie podniosl. Tak jakbym nic nie wazyla. Przy tym nie przestawal mnie calowac, a ja zamknelam oczy i rozkoszowalam sie chwila tonac w jego cudownych ramionach. Poczulam lekki powiew, ale nie zwrocilam na niego specjalnie uwagi. Pewnie zwykly przeciag w muzeum, a sprawil, ze poczula sie jeszcze lepiej, choc myslalam, ze to juz niemozliwe. Poczulam, ze On delikatnie kladzie mnie na czyms miekkim. Otworzylam oczy i zobaczylam ze leze na wielkim lozu z aksamitna posciela i baldachimem. Delikatny bialy material otaczajacy lozko powiewal lekko na wietrze, ktory wpadal przez uchylone drzwi balkonowe. Byla ciepla noc. Pokoj osiwetlony byl blaskiem ksiezyca wpadajacego przez okno. Pomieszczenie bylo spore urzadzone w dosc starym stylu. Czy bylam nadal w muzeum? Nie wiedzialam. Aha.. i gdzie podzial sie On? Rozejrzalam sie dokladniej dookola ale nie znalazlam po Nim ani sladu. Westchnelam. To musi byc sen. W realnym zyciu takie rzeczy sa niemozliwe. Przymknelam oczy i rozkoszowalam sie chwila. W oddali slyszalam szum morza rozbijajacego sie o skaly. Moglam sobie teraz wyobrazic, ze jestem np. gdzies w Grecji. Ze jestem grecka boginia milosci Afrodyta ktora wlasnie narodzila sie z morskich fal. Moje rozmyslania przerwal mi On. Zanim jeszcze mnie dotknal poczulam jego obecnosc. Cos takiego jak zapach tylko, ze bez zapachu, cos jak dotyk, lecz bez kontaktu ze skora, cos jakbym go zobaczyla lecz nie otwierajac oczu. Niesamowite uczucie. On dotknal mnie tak jak poprzednio, najpierw goracym oddechem, pozniej czubkiem nosa i na koncu ustami. Jego dlonie wodzily po mojej talii i udach, poczulam jego slodki ciezar na swoim ciele, pozniej pocalowal mnie w usta, gdy juz myslalam, ze calkiem zwariuje z pozadania. Chcialam jego dotyku, pocalunku i obecnosci bardziej niz czegokolwiek, kiedykolwiek wczesniej. Chcialam by mnie rozebral, dotykal i calowal. Chcialam zeby mnie piescil wszedzie i by nie ominal zadnego skrawka skory. Chcialam by ze mna byl i by ta chwila trwala wiecznie. Chcialam by jeszcze raz szepnal mi do ucha cos slodkiego tym swoim nieziemskim glosem. Chcialabym, by mnie kochal tak bardzo jak ja go wlasnie teraz kochalam. On mnie calowal goraco w usta tak ze nie moglam oddychac, i samym pocalunkiem sprawial ze robilam sie mokra. A jego dlonie i ramiona trzymaly mnie ciasno do niego przytulona, i wedrowaly drapieznie po moim ciele. Zdjecie sukienki nie sprawilo mu najmniejszego problemu, po prostu zsunal ja dotykajac czule i calujac namietnie tak, ze prawie nawet nie zauwazylam kiedy to sie stalo. Stanika i majtek tak jakbym nie miala od poczatku, choc pamietam, ze zakladalam je zaraz po prysznicu. On musial pojawic sie tu nagi bo nie bylo chyba momentu, gdy sciagal swoje ubranie. W jego ramionach czulam sie tak krucho jakby byle podmuch wiatru mogl mnie zniszczyc, ale jednoczesnie bezpiecznie, bo On byl moim zapewnieniem ze zadnego wiatru tu nie bedzie. Jego dotyk sprawial, ze dreszcze nie znikaly. Chcialam by dotykal mnie przez wiecznosc, albo bym mogla zginac bo juz nie wyobrazalam sobie zycia zdala od niego. 'kochaj mnie' wyszeptalam 'i nigdy nie przestawaj'
'kocham cie' odpowiedzialo echo w mojej glowie. Teraz jego dlonie z ud i posladkow, ktorymi go ciasno oplatalam, zeszly blizej srodka. Krazac wokol mojej strefy najwiekszej przyjemnosci. Coraz bardziej zblizal sie do punktu, gdzie moj umysl krzyczal 'tak! tak! zrob to! no dalej! na co czekasz?! Jeszcze tylko centymetr i poczuje sie jak w niebie' staralam sie ruszajac biodrami nakierowac jego reke na moje wargi i clitoris. On jednak spokojnie i cierpliwie rozpalal mnie do czerwonosci. Mialam ochote krzyczec juz teraz.A kiedy wkoncu tam dotarl wiedzialam, ze te dreszcze juz mnie nie opuszcza. Moje cialo cale pokryte bylo przyjemnoscia, piersi zrobily sie jedrniejsze, a sutki stanely deba. on piescil mnie tam reka a usta nie dawaly mi w dalszym ciagu zlapac oddechu. Calowal mnie namietniej niz ktokolwiek inny moglby calowac nawet w snie. Dotyk jego nagiego ciala na moim nagim ciele, dotyk jego palcow krazacych po moich piersiach i poruszajacych sie rytmicznie we mnie, jego usta wiecznie niezaspokojone calujace doslownie wszedzie i szeptajace 'kocham cie' wciaz i wciaz.. Mialam ochote poczuc go juz w sobie. Mialam ochote blagac go i prosic by we mnie wszedl. Ale na razie wciaz tylko szybko oddychalam, bo na nic wiecej nie mialam sily.
A on wciaz calowal, dotykal, piescil, szeptal, mruczal i robil wszytko bym czula sie lepiej niz kiedykolwiek, mimo, ze to sprawil juz dawno, jeszcze chyba w muzeum. To co teraz ze mna robil nie miescilo sie w zadnej ziemskiej kategorii.. Przezywalam umyslowe orgazmy jeden za drugim, wilam sie, jeczalam, szeptalam 'kocham cie' raz po raz, krzyczalam jego imie, ktore jak okazalo sie znalam cale zycie i drapalam jego plecy nie potrafiac nad tym zapanowac. W pewnym momencie poczulam, ze zbliza sie moment, na ktory tak czekalam ze zniecierpliwieniem. Jego czlonek zblizal sie do mojej waginy. Powoli jej dotknal. Nie balam sie, nie bylam zestresowana, ufalam mu. Mimo, ze mial to byc moj pierszy raz. Bylam tak posekscytowana, ze zlamalam zakaz i otworzylam oczy. Zapragnelam go zobaczyc chocby przez sekunde. I nagle On zniknal. Siedzialam teraz sama w tym pieknym pokoju, w ta ciepla noc, przy swietle ksiezyca, a w oddali slyszalam szum fal. W sumie co to byl za zakaz? Nie pamietam bym wczesniej o czyms takim slyszala. Przeciez nikt mi o niczym takim wczesniej nie powiedzial. To jest tak strasznie, strasznie niesprawiedliwe. Lezalam w tym wielkim lozu sama wsrod aksamitnej poscieli zastanawiajac sie kiedy i czy na pewno on do mnie wroci. Jedno czego teraz byla pewna to to, ze juz wiecej nie zlamie zakazu. Nie za taka cene. Ulozylam sie wygodniej na lozku i staralam sie zasnac jednak nie udalo mi sie to praktycznie do switu. W glowie mialam tylko jego i to co ze mna zrobil. Kiedy myslalam ze umre, dostalam najwspanialsze doswiadczenie w zyciu. Pragnelam tylko, zeby on wrocil i kontynuowal i by juz nigdy nie przestawal. Chce z nim byc do konca. Chocbym miala juz nigdy nie otworzyc oczu.

* * *

Obudzila sie w tym samym lozku w ktorym zasnela. Slonce juz zachodzilo. Oznaczalo to ze przespala caly dzien. Wstala i wyszla na zewnatrz, na balkon. Podeszla do barierki i odetchnela swierzym powietrzem. Widok przed nia byl wspanialy. Budynek w ktorym sie znajdowala byl na skarpie nad morzem. To o te skaly rozbijala sie woda ktora noc wczesniej tak bardzo ja uspokajala. Obrocila sie za siebie, by zobaczyc w jakim budynku sie znajduje. Odebralo jej oddech, gdy sie dowiedziala. Bylo to cos na wzor sredniowiecznego zamku. Piekna budowla. W sumie mogla sie czegos takiego spodziewac. Przeciez wiedziala, ze On nie bedzie mieszkal w mieszkaniu w centrum miasta. Odwrocila sie spowrotem w strone morza i jeszcze raz zaciagnela sie swiezym powietrzem. W oddali dostrzegla teraz rowniez kilka statkow i mewy. Ptaki krzyczaly glosno swoim odwiecznym zwyczajem, a statki kierowaly sie w strone slonca, jakby chcac zlapac ostatnie jego promienie.
Za zamkiem widac bylo kawalek lasu, ktory dolaczal sie do szumu morza tworzac z nim muzyke. wieczorne ptaki wracaly do swoich gniazd i obwieszczaly calemu swiatu ze kolejny dzien sie konczy. Wsrod tych wszytskich dzwiekow nagle uslyszala dziwne burczenie. 'musze znalezc cos do jedzenia' pomyslala.
Wrocila do pokoju i rozejrzala sie za drzwiami. Nie dostrzegla jednak niczego takiego. Za to na stole staly talerze z jedzeniem i kielich czerwonego wina. Rozejrzala sie dookola za kims kto moglby byc tajemniczym 'kelnerem', chcialaby bowiem podziekowac, lecz nikogo takiego nie znalazla. Usiadla wiec do stolu, rozlozyla serwetke na kolanach i zaczela jesc. Wszystko bylo wyszukane i wysmienite. Gdy skonczyla, przetarla konciki ust serwetka i powiedziala gloso 'dziekuje' liczac na to ze wlasciwa osoba uslyszy.
Pozniej wyszla znow na balkon i czekala na Niego. Miala nadzieje ze zaskoczy ja dotykiem dloni na talii , ze stanie za nia i pocaluje ja w szyje, i ze znow bedzie blisko. Nic takiego sie jednak nie stalo mimo, ze czekala prawie do switu. Zmeczona poszla w koncu spac. Obudzila sie tak jak poprzedniego dnia wieczorem i znow wyszla na balkon. Pozniej zjadla sniadanie zostawione jej przez nieznajomego i jak dzien wczesniej glosno podziekowala. Zmierzch i noc znow spedzila na balkonie. Lecz nieznajomy i tej nocy sie nie zjawil. Jej glowa pelna byla mysli na jego temat. 'Kim on jest? Dlaczego ja tu przywiodl? Czy jeszcze wroci? Jak tak to kiedy?'.
Oprocz tego obwiniala sie tez w nieskonczonosc i wyzywala w duchu 'gdybym nie otworzyla oczu, o ja nierozwazna, to moze nadal by ze mna byl'
I znow polozyla sie do lozka krotko przed switem i szybko zasnela.
Scenariusz ten powtarzal sie przez kilka kolejnych tygodni i dziewczyna pomalu przestawala wierzyc ze nieznajomy jeszcze do niej wroci.
Pewnej nocy miala jednak dziwny sen. W snie tym szla droga wsrod szumiacego lasu, ktory przypominal ten za zamikiem. Ptaki spiewaly, liscie szelescily na wietrze i wszystko w kolo zylo wlasnym zyciem. Szla tak przez dluzszy czas rozmyslajac nad tym wszytkim co sie ostatnio stalo az doszla nad brzeg morza. Zeszla kamiennymi schodkami na plaze. Znajdowala sie teraz pod skarpa. Wiedziala ze gdzies tam w gorze jest Jego zamek. Usiadla na pojedynczym kamieniu i zapatrzyla sie w morze.slonce bylo wysoko nad horyzontem i sprawialo ze morze mienilo sie jak miliardy brylantow. Znow ogarnal ja spokuj. Teraz juz o niczym nie myslala. Zachwycala sie tylko tym przepieknym widokiem, oddychala gleboko swierzym nadmorskim powietrzem i sluchala wszystkich otaczajacych ja dzwiekow. I poczula Jego obecnosc. Bylo to, gdy slonce chylilo sie juz ku zachodowi. Nie widziala go, ale wiedziala, ze jest blisko, bardzo blisko. Prawie czula jego dotyk na skorze.'obiecaj, ze nie otworzysz wiecej oczu.. obiecaj, ze nie zlamiesz tego zakazu. Kiedys mnie zobaczysz obiecuje, ale jeszcze nie teraz.' wyszeptal jakby podmuchem wiatru.
'Obiecuje' odpowiedziala.
'Tylko nie lam obietnicy. Kocham cie. Nie powinienem, ale cie kocham. I to jest ryzyko dla nas oboje. Wiem, ze ty mnie tez kochasz. Nie mam pojecia co to za milosc i skad sie wziela, ale nie moge sie powstrzymac. Probuje juz od tak dawna. Blagam cie nie lam obietnicy. Nie bede potrafil juz bez ciebie zyc. Zlamanie obietnicy to wyrok dla nas oboje. Nie lam obietnicy...'
jego glos oddalal sie niczym cichnace echo.
'Nie zlamie obietnicy, nie zlamie...' szeptala jeszcze, gdy sie obudzila.
Ostatnie promienie slonca chowaly sie wlasnie za plaski horyzont. Zjadla w pospiechu i wyszla na balkon.Stala tam w ciszy i rozmyslala nad snem. 'Czy to oznacza ze on wroci? Tak bardzo bym chciala, zeby wrocil. Niech przyjdzie juz dzis. Tak bardzo za nim tesknie, tak bardzo go potrzebuje.. niech on juz wroci.'
I wrocil. Poczula najpierw jego obecnosc. Pozniej delikatny dotyk jedo dloni na talii. Czula, ze za nia stoi i chwilke pozniej pocalowal ja w szyje. I byl blisko. Stali tak przytuleni przez wieksza czesc nocy, a ona nie spojrzala. Nie czula nawet potrzeby. Moze troszeczke zzerala ja ciekawosc. Ale wiedziala, ze nie moze zlamac obietnicy. Obietnica byla teraz najwazniejsza.
Przed switem Powiedzial 'zamknij oczy', a ona poslusznie wykonala polecenie. Wtedy On wzial ja znow w ramiona i zaniosl do lozka. Pozniej szczelnie zasunal kotary w oknach i polozyl sie przy niej.
'Na razie mozesz otworzyc oczy, jest ciemno. Gdy wstaniesz mnie tu nie bedzie, ale nie martw sie wroce do ciebie znow po zachodzie slonca. A teraz spij.' Otoczyl ja ramieniema ona przywarla do niego i wkrotce szczesliwa zasnela.

* * *

Gdy sie obudzila nie zastala go przy sobie. Tak jak powiedzial. Ale tego dnia tak bardzo sie nie przejmowala. Oczywiscie tesknila za nim szalenie, jednak byla pewna, ze wroci. I to juz wkrotce.

* * *






czwartek, 15 kwietnia 2010

music


it's so hard to define
it's like sounds from above
but in here with us
well not all 'music' but the music i'm talking about
music is something more then sounds
it's like a piece of something bigger
it's something that gives us goosebumps
something that makes us feel better

sobota, 10 kwietnia 2010

ten stan przed zasnieciem po kolejnym upadku


jestem tak bardzo zmeczona
oczy mnie bola szczypia pala
w glowie mi wiruje
i to przytlaczajace uczucie ciezkosci
ale mimo ze siedze w lozku
i wystarczyloby po prostu sie osunac
nie moge spac
boje sie zasnac
boje sie zamknac oczy
znow ogarnie mnie to straszne uczucie tesknoty
znow poczuje pustke
znow beda straszne mysli
znow obudze sie z niemym krzykiem na ustach siadajac
znow dopadna mnie moje schizy
znow bede sie bac nieznanego
znow zaczne myslec o ponurakach
znow wszystko bedzie negatywne
a przeciez jest wiosna
do szczescia starczylby mi on
gdybym mogla po prostu zapasc sie
w jego ramionach i nie myslec
i poczuc sie bezpiecznie
i nie myslec negatywnie
i pragnac tylko tego zeby przyciagnal mnie jeszcze blizej
i dostac goracy pocalunek przed snem
i czuc ten spokoj
ta niekonczaca sie sielanke
no.. niekonczaca sie tylko pozornie
bo wszystko co dobre kiedys sie konczy
i zazwyczaj zaskakuje nas w najmniej odpowiednim momencie
zazwyczaj gdy zaczynamy byc pewni ze tym razem sie uda
taka ma rozrywke przeznaczenie
zabawa naszym kosztem
choc wierze ze kiedys sie uda wygrac wlasne szczescie..
ale juz gdzie indziej chyba
bo to miejsce mnie przytlacza
rok w jednym miejscu to o wiele za duzo jak dla mnie
gdybym choc mogla znalezc sie teraz na kilkanascie godzin w domu
pogadac z najblizsza mi Ania
posiedziec na tym dobrze znanym lozku
i po prostu poumierac przez jakis czas
mysle ze wtedy bylo by latwiej
no ale nie ma byc latwo
co nas nie zabije to nas wzmocni
wiec oby wiecej takich
bede wtedy silna
bardzo silna
i przygotowana na wiele wiecej
tylko czy bede potrafila jeszcze zaufac
skoro juz teraz mam z tym problemy?
musze chyba zmienic zasady gry
na zaufanie powinno sie sobie zapracowac
u mnie na wstepie sie je dostaje/dostawalo
i pozniej sa problemy
bo byle drobiazg to zaufanie zalamuje
czeka przedemna seria powaznych dyskusji z sama soba
moze czas rowniez na jakies zmiany w zyciu?
moze pojde do fryzjera? <:d>
sie zobaczy
ale to chyba rano
wole juz chyba swoje leki i koszmary
niz to czekanie na swit

ale za kilka godzin zaczna sie zmiany

postanowione

kaluze


lagrimas que no se lloran son que los charcos en la alma


lubie kaluze
nie zebym uwazala je za jakas niesamowita magie
nie
ale
ja po prostu tak bardzo lubie kaluze
moge na nie patrzec
wchodzic w nie spokojnie
skakac w sam srodek
pozwalac im mnie zaskoczyc
wrzucac kamyczki i patrzec jak woda sie rozpryzkuje
'umyc' w nich sobie buty
rozbijac te zamarzniete
patrzec jak krople deszczu je rzezbia
bo kaluze sa takie
nie zeby puste
ale takie
pelne inaczej
w jakis taki typowo kaluzowaty sposob
czasem sa czyste jak gorskie jeziorka
a czasem zamulone jak bagna
czasem male
a czasem duze
czasem glebokie
a czasem plytkie
i ja je wszystkie tak bardzo lubie
a jak sa slone i zbieraja mi sie w duszy
to tez je lubie
mimo ze sprawiaja ze jest mi tak ciezko
to ja je i tak lubie
bo ja wierze ze taka kaluza ma dusze
nie swoja
ale dusze osoby ktora na nia patrzy
taka odbita dusze
bo zadne lustro duszy nie odbije
a taka kaluza owszem
wiec jak ja widze taka kaluze
to ogarnia mnie takie szczescie niesamowite
taka jakas dziecinna radosc
ze az mam ochote plakac
i z tego zachwytu nie moge oddychac
i powraca uczycie czyichs rak na mojej szyji
i powraca odretwienie
i powraca paraliz
i juz nic nie moge zrobic
bo bez powietrza zyc sie nie da
a bez kaluzy tak
a ja je i tak tak strasznie bardzo lubie



film bez tytulu przemyslenia cz.2


zycie to jakas pieprzona karuzela
gora dol gora dol gora dol
zygac sie od tego chce
przez jakis czas jest dobrze a pozniej w kilka minut wszystko moze sie spieprzyc..
ale ten rozdzial juz zamkniety.. moj film doszedl do watku kiedy
jeden okres sie konczy i zaczyna sie nowy.. oby lepszy

najwazniejsze to myslec pozytywnie..

aha.. i jeszcze jedno
nie, nie bede plakac
mimo ze tak bylo by lepiej/latwiej/szybciej



środa, 7 kwietnia 2010

film bez tytulu

a zaczelo sie tak niewinnie...
mowilo sie: ja tak sobie nie pozwole, jak mozna dac sie tak traktowac... to nienormalne.. tylko jakas idiotka tak moze...
ale kobieta zrobi wiele dla milosci, wiele zniesie i na wiele pozwoli...
a jak nie... to beda klutnie, smutek, rozczarowanie, zlosc, moze nawet lzy... i pozniej wystarczy ze uslyszy slowa 'przepraszam nie wiem co sie ze mna stalo... odszedlem ale wrocilem bo cie kocham i nie moglem bez ciebie wytrzymac... naprawde cie kocham... przepraszam...'
i pozniej wszystko wraca do normy... na jakis czas...
bo co sie raz stalo moze sie stac po raz kolejny... i kolejny...
ale kiedys miarka sie przebierze i... nastapi koniec
moze on byc rozny
depresja
samobojstwo
zerwanie i znalezienie sobie kogos kto zobaczy w tobie wartosciowa osobe i bedzie wiedzial jak sie do ciebie zwracac..
i to jest chyba najlepsze
bo wiara w niego i jego zmiane raczej nic nie zmieni.. chyba ze on na czas sie zorientuje ze robi zle...