środa, 25 lipca 2018

Lato, lato!

Wyszłam dziś z domu. Na spacer. Nie długi, bo ok półgodzinny, ale to zawsze coś. Wzięłam Kleo do wózka i poszłyśmy w kierunku wału (za nim rozciągają się tereny wodonośne czyli dla nas po prostu łąka).  Cel spaceru - uśpienie dziecka.

Dziś znów jest gorąco, 29 stopni w cieniu. Niebo błękitne w ten bardzo letni, wakacyjny sposób, na nim białe obłoczki-owieczki spokojnie wypasają się i płyną niczym dusze w Styksie - miarowo do przodu.
Wał mnie zachwycił i trochę też przeraził. Niby wiem, że już koniec lipca, ale gdzieś znów uciekło mi parę miesięcy. Pamiętam, jak chodziłam tam z młodą ostatnio, trawa ledwo się zieleniła, a teraz była cała pożółkła, wyschnięta i wyższa niż moje 19 miesięczne szczęście. Dość smutny byłby to widok, gdyby nie to, że powplatane w jej warkocze były polne kwiaty. Multum polnych kwiatów. Głównie drobne białe baldachimy, ale też różowe i fioletowe postrzępione kulki, żółte płateczki i blade sprężynki. Tak, nie znam nazw tych kwiatów.
Nie tylko nie potrafię utrzymać przy życiu kaktusa, ale też nazewnictwo roślin pozostaje mi obce. Ostatnio nauczyłam się rozróżniać kilka ziół w ogrodzie, bo dodaję je do jedzenia. Założyłam na instagramie nowe konto @li_cooking, na którym wrzucam swoje podboje kuchenne. Stwierdziłam, że skoro codziennie i tak muszę gotować, to mogę zrobić zdjęcia i mieć tam taką swoją książkę kucharską. Już kilka razy kupowałam zeszyty, w których miałam zapisywać swoje przepisy, ale zawsze kończyło się po jednej- dwóch zapisanych stronach. Teraz gdy nie będę miała pomysłu na obiad, zawsze mogę sobie tam zajrzeć i zobaczyć co umiem ugotować :) , a przy okazji może ktoś inny też skorzysta.
Wracając jednak do spaceru, oprócz wysokich, wyschniętych traw, masy kwiatów, błękitnego nieba, rozgrzanego powietrza falującego nad asfaltem, moje nozdrza uderzył zapach lata. Zapach zgniłych owoców, które spadły na chodnik i ulicę z drzew rosnących przy granicach działek, rozjechanych później przez przejeżdżające samochody i rozdeptane przez przechodniów. Zapach rozkładających się traw. Zapach topiącego się asfaltu. Zapach piwa rozlanego wcześniej na chodniku. Zapach kwiatów niesiony wiatrem z nad łąki i z ogrodów. Zapach spalin z oddalonej ruchliwej drogi. Zapach potu.
Lato ma też swój dźwięk. To dźwięk koników polnych i innych owadów buszujących w zaroślach, odgłos samolotów przelatujących co chwilę gdzieś wysoko ponad naszymi głowami, dźwięk dzieci przejeżdżających na rowerach, zajętych zabawą, śmiechy i krzyki kąpiących się w przydomowych basenikach. To dźwięk psów leniwie ziewających przy płotach w cieniu i kotów przeciągających się na słońcu. Dźwięk poruszających się na wietrze wysychających powoli liści drzew i szum zarośli. Śpiew ptaków odległy i bliski, wymieszane w symfonii "Lato" Pani Natury.
Muszę nacieszyć się tymi zapachami i dźwiękami zanim zmienią się w typowo jesienne, a później zimowe.

Z wiekiem mam wrażenie, że czas coraz szybciej leci. W tym tempie nie zauważę, jak zleci mi całe życie i będę to wszystko oglądać po raz drugi w postaci "śmierciowego filmu" (mam na myśli :"zobaczyłem białe światło, a później całe swoje życie jak film").
Zastanawiam się z czego to wynika. Jako dziecko odczuwałam upływ czasu jako bardzo powolny. Tydzień był niewyobrażalnie długi. Ba! Nawet "po południu" wydawało się bardzo odległe. Teraz słysząc "za tydzień", wpadam w mini panikę, a gdyby ktoś powiedział mi rano, że "po południu" ktoś do mnie przyjedzie to chyba dostałabym histerii, bo jak to tak, bez zapowiedzi?!
Perspektywa się zmienia. Może jest to zależne od ilości obowiązków i rzeczy do zrobienia? Jeśli tak, to jest szansa, że na starość czas znów zwolni i będziemy mogli się jeszcze nacieszyć życiem.

Tym sposobem, wakacyjna, wesoła notka zrobiła się dość ponura. Zakończę ją więc pozytywnym akcentem. Jest ciepło. Jest słonecznie. Drzewa i krzewy uginają się pod ciężarem przesłodkich owoców, na gałązkach i w ziemi rosną przepyszne warzywa, koło tarasu unosi się zapach świeżych ziół, które można dodać do każdego posiłku. Lato jest pyszne!
Smakujmy je ile wlezie, zamroźmy sobie go trochę na zimę i zamknijmy w słoiki trochę witamin, tak jak robili to nasi przodkowie.

wtorek, 24 lipca 2018

patrząc wstecz

//Clean Bandit - Solo feat. Demi Lovato


//AronChupa, Little Sis Nora - Rave in the Grave

//Camila Cabello - Havana ft. Young Thug

Przeczytałam dziś swoje notki do 2014 roku. Widzę swój emocjonalny roller coaster, ale znalazłam też sporo muzyki, na którą miałam mega fazy przez ten okres. Fajnie do niej wrócić.

Widzę też, że teraz jestem o wiele bardziej pogodna i o niebo lepiej nastawiona do życia. Zastanawiam się czy to dlatego, że mam dzieci i jestem spełniona, czy dlatego, że nie mam czasu na rozmyślanie o pierdołach. Zostawię tę kwestię nierozstrzygniętą na razie. To i tak chyba bez różnicy. Jest lepiej. Jest dobrze. Może być lepiej. Będzie wspaniale.

2 weeks postpartum

Już nie płaczę za każdym razem jak patrzę na swoje nagie ciało w lustrze. Pomaga też fakt, że od zdjęcia szwów już mnie tak nie boli, mogę spać na boku, a nawet na brzuchu i normalnie chodzić. Chyba pomału przyzwyczajam się też do myśli, że teraz będę wyglądać inaczej. Oczywiście to całe pierdolenie pt.: "Jesteś piękna, a rozstępy i blizny dodają ci uroku" nadal uważam za debilne, bo nikt widząc coś takiego nie myśli sobie: "KURWA! Czegoś tak pięknego to jeszcze nigdy nie widziałem/am". Wiadomo, mało która kobieta wygląda po ciąży tak samo jak przed, nie mówiąc już o dwóch ciążach. Nie mówię też, że żałuję. Moje dzieci są zaplanowane, chciane i idealne jak dla mnie. Po prostu przykro mi, że moje ciało musiało się zmienić. Znając siebie, za jakiś czas się z tym pogodzę zupełnie, ale chwilowo nie mogę na nie patrzeć i czuję się seksowna jak ziemniak.
Ot takie moje tu marudzenie. Piszę to tutaj, bo może ktoś to przeczyta i będzie w stanie odnieść to do siebie, albo zrozumieć kogoś bliskiego kto przechodzi przez coś podobnego.

Poza tym: Po co komu idealne ciało w grobie? Coś w tym jest, że blizny, siniaki i inne "trofea" świadczą o tym, że żyliśmy, a nie tylko trwaliśmy.

środa, 11 lipca 2018

Smarki


- Czemu płaczesz?

"Bo mnie boli. Wszystko mnie boli. Pocięty brzuch. Szwy. Siniaki po wkłuciach. Obkurczająca się macica. Więcej szwów.  Siniaki koło szwów. Kręgosłup. 
Cały mój brzuch jest jak jeden olbrzymi, napuchnięty siniak ze szwami. 
Myśl, że te szwy trzeba będzie zdjąć, a to do przyjemnych nie należy.
Fakt, że zamiast jednego szwu mam 4 - brzydka blizna i 4 pociągnięcia zamiast jednego.
Bo jestem zmęczona. Nie spałam od tygodnia. W szpitalu nie da się spać. Po zabiegu nie da się spać tym bardziej. Łóżko twarde, ciało obolałe, słabe i zmęczone. Nie mogłam się położyć na boku. Teraz w domu też nie mogę. Coś mnie ciągnie i boli. Spanie na wznak sprawia, że jeszcze bardziej boli mnie kręgosłup.
Bo będę miała kolejną brzydka bliznę, tym razem dłuższą i krzywą. Bo boję się, że znów zrobi się taka gruba i paskudna jak była ta poprzednia.
Bo mam rozstępy na brzuchu.
Bo ważę dużo więcej niż myślałam, że będę ważyć.
Bo mnie piersi bolą. Są ciężkie, twarde, pełne, a sutki wyssane i krwawiące.
Bo nie mogę robić tego co bym chciała,  np przytulić porządnie córki, iść z nią do zoo czy na plac zabaw. Nawet z krzesła nie mogę normalnie wstać, tylko jak jakiś stary astmatyk, dusząc się i sapiąc z bólu, próbując złapać oddech. Wstanie z łóżka to już w ogóle sport ekstremalny.
Bo czuję się zawiedziona.
Bo wiem, że się starasz mi pomóc, a ja zachowuję się jak wredna suka.
Bo muszę prosić o pomoc. Co chwilę.
Bo płacz powoduje kolejne fale bólu. Śmiech zresztą też. I każdy gwałtowny ruch. Bo boję się, że zrobi mi się przepuklina i że będę miała zrosty. Albo że coś poszło nie tak, ale wyjdzie dopiero za jakiś czas.
Bo nie mogę się wysmarkać, a na samą myśl o kichnięciu lub kaszlnięciu wpadam w panikę, żeby tylko nic nie pękło. "

- Bo nie mogę się wysmarkać.