Pokazywanie postów oznaczonych etykietą me. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą me. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Rybka dla Marci


Bo gada i gada, jak to bardzo by chciała mieć zwierzaka i jakie moje rybki są cudowne. W piątek dostawa akwariów w zoologicznym. Biorę sprawy w swoje ręce!

Czekam też z niecierpliwością na moje nowe maleństwo.

Tyle spraw na głowie, tyle planowania!
A do tego jeszcze egzamin, ostatni już. Jak na razie wszystko poszło jak z płatka. Chirurgia i neurologia na 5. Coś tak czuję, że z interną nie będzie łatwo.

Nadchodzi też wielkimi krokami Dzień Ojca. U nas w domu będzie kilka dni wcześniej, bo wakacje i wszyscy gdzieś wyjeżdżają. To się tatuś zdziwi! :)


Cały ten stres przyniósł jeden pozytyw, troszkę schudłam :D 
łiiiiiiii!

Mój Zizi niedługo jedzie do domu na miesiąc. Będę tęsknić. Strasznie.

Czasem słońce w oczy świeci
Czasem grzmotnie gdzieś
Czasem pada, śniegiem śmieci
Pogodowa pieśń!

Dziś jest ciepło i wspaniale
Lecz za chwile mróz
Czerpmy zieleń w wielkim szale
Bo niedługo chłód

Wiosna, lato no i jesień
Kolorami skrzy
Zima, co ona przyniesie
Czystą biel i łzy

Teraz czas jest na przygodę
Wakacyjny szał
Więc do lasu po jagodę
Nikt nie będzie stał

Chcę już skakać, szaleć pływać
Lecz egzamin mam
Jeszcze tylko on i ryba
Czekam dziś na szkwał

czwartek, 10 kwietnia 2014

czas czy jego brak


Czas ucieka mi między palcami. 
Chyba.
Niby ciągle jestem zajęta, a nic nie robię.  
Tak jakby.
Może jednak coś robię. 
Tylko co? 
Nie potrafię określić. 
Na razie.
Jakoś ostatnio mi dobrze. 
Dziwne.

by: Zizi

Terminy 2 z 3 egzaminów już sobie ustaliłam. Maj. Teraz tylko się nauczyć. Trzecia katedra stwierdziła, że oni nie mogą na razie wyznaczyć terminów, bo nie dostali listy z dziekanatu.  Ciekawe kiedy się zorientują, że tej listy nie ma i nie będzie. Ah, te ogarnięte sekretarki. Dużo sekretarek. Chyba czas pozawracać dupę profesorowi. Nie dość, że trafił mi się przeŚWIETNY, to jeszcze ta katedra. Dobrze, że chociaż z chirurgii mam spoko gościa. Poczucie humoru i prześmiewczo-zlewczy charakter to połowa sukcesu. (Ślinienie się na widok studentki już mniej niestety).

A tak btw to kocham chirurgów. Coś jak szewc, tylko bardziej na propsie (tak, nauczyłam się dziś nowego słowa).

Nożyczki w stopie nie są wcale fajne. Nawet jak pacjenta za bardzo nie ruszają. Nawet jak na wylot. Nawet jak nie boli. Szczególnie nie jak śmierdzi.

Z innej beczki:
Kupiłam rybki, żabki i nowe akwarium. 
Jak woda się odstanie, porządnie je urządzę i zarybię, to może wrzucę fotkę. 
Na razie takie cuś:

 by: me

Zwierzątka to coś jak przyjaciel, tylko lepsze.


Tak mi gra:

|Antonio Vivaldi - Wiosna



Zabawa w dzwonienie:
ja: Dwa połączenia nieodebrane.
ona: Dwa połączenia nieodebrane.
ja: Biiip, biiip, biiip... Oddzwonie później, nie mogę rozmawiać.
To be continued.

Jak to się fajnie mówi:
Coś się kończy, coś się zaczyna.
Niestety nie zawsze w tej kolejności.

wtorek, 31 grudnia 2013

postanowienia noworoczne:


W nowym roku bede starsza, chudsza i mądrzejsza, ale zmarszczek nadal nie będę mieć.
A a'propos starszej... będę też pić dużo wina! Dużo! Dużo wina! I jeść DUŻO pizzy! (i czizburgery z Maka!) Skoro znalazłam już najlepszą pizzę na świecie i wystarczy zadzwonić, a oni przywiozą mi ją i nie muszę się wysilać, żeby dobrze zjeść, to dlaczego nie. Będę też jeszcze bardziej leniwa. 

Do tego wszystkiego zamierzam też być jeszcze większym cukiereczkiem. Bycie cukiereczkiem jest super! Chociaż czasami będę pozwalała sobie być chujem (to jak mam super humor... albo chujowy. [hy-hy]).

Zamierzam też obejrzeć masę seriali i filmów, zdać wszystkie egzaminy i umieć, a do tego dużo sexu!
W sumie to nie zamierzam niepotrzebnie wychodzić z łóżka. Nie lubię ludzi, a kocham łóżko. To chyba logiczne. Nie będę chodzić na imprezy (może na kilka w roku), bo nie lubię! Kiedyś lubiłam, już nie. W sumie to nic nie lubię, co jest na zewnątrz, bo tam jest zimno. Albo pada. Albo wieje. Albo świeci słońce i razi mnie w oczy. Albo jest gorąco. 
W mieszkaniu/domu jest super więc będę tam siedzieć, albo tu.

Będę też bardziej romantyczna i nie będę za każdym razem jak on albo ja powie coś romantycznego mówić:

- Awww... Słyszałeś? powiedziałam/eś coś romantycznego! Jakie to urocze! Kocham cię! Awwww...w sumie to rzygam tęczą!

I nie będę już ogólnie takim potworem... chociaż w sumię lubię być. Zmieniłam zdanie, jednak będę potworem. Będę jeszcze więcej marudzić i hejtować! Żeby nikt mnie nie lubił! Wtedy będę mogła sobie spokojnie siedzieć z moim Habibi i oglądać seriale, albo grać w gry, albo leżeć i nic nie robić... albo coś. I nikt mi nie będzie mówił, że przecież powinnam trochę wyjść i super byłoby się spotkać i w ogóle taka super impreza będzie!

Zamierzam też dostawać więcej róż, bo kocham dostawać róże! I kupować więcej świeczek! Świeczki są super! Miałam też zrobić bloga komiksowego, ale... to trzeba by jakoś regularnie, a mi się nie chce za bardzo, bo w sumie człowiek się namęczy, a później i tak nikt tego nie czyta. 

Mogłabym w sumie więcej śmiesznych wierszyków popisać i jakieś opowiadanka... bo mój Habibi je lubi (oprócz serii erotyk, bo kurwa nikt tego nie łapie... więc chuj wam wszystkim w oko), ale... to trzeba by, no wiecie... coś zrobić, pomyśleć i w ogóle.

Tak więc dziś spędzę sylwestra w domu. Tak jak chciałam. Wzięłam sobie dziś gorącą, relaksującą kąpiel ze świeczkami, bąbelkami i płatkami róż i zapaliłam fajeczkę! Relaks na maksa. Polecam gorąco. Tylko whiskey albo winka mi brakowało (ale dziś lepiej żebym nie piła). 
Już miałam jechać na jedną imprezę gdzieś daleko... ale się okazało, że sąsiadka robi, więc miałam iść do niej i wrócić jak mi się znudzi, albo chociaż do tej 12 dotrzymać... lecz na szczęście się pochorowałam! :D 

  So... you want me to leave bed?!

I really don't think so!

Wiiiii! Jest super! [Może to brzmi jak sarkazm, ale to tak na serio]

Tylko ja, moje łóżko, komputer, nikt neta nie blokuje, obejrzę sobie jakiś film (raczej z -y na końcu), zjem czipsy i cały sernik (już pół zjadłam; nie mam wyrzutów sumienia, bo przez święta schudłam prawie 3 kg; tak wiem, normalni ludzie na święta tyją, ale... ze świątecznych potraw to ja lubię tylko zupy i pierogi... ruskie), pozachwycam się bukietem 40 pięknych róż które dostałam i... będę dalej kichać i smarkać! :D 

Gdyby nie ten katar to byłoby cudownie!




Nie mogłam się zdecydować, które zdjęcie wrzucić, więc wrzucam wszystkie trzy.

Aha, postanawiam również, nie zmuszać się do podejmowania jakichkolwiek decyzji, na których podjęcie nie mam ochoty.

Polecam, 

Bogini Kotoryba.

edit:
Aha. Szczęśliwego 2014! czy coś...

sobota, 30 listopada 2013

I prefer the drummer


Właśnie natknęłam się na kawałek zespołu mojego ulubionego perkusisty i przypomniała mi się cała masa energetycznych lub po prostu czilowych chwil. Teraz patrząc na to wszystko ze sporego dystansu czasowego doceniam to o wiele bardziej. Chyba właściwie za to wszystko nie podziękowałam.

A kawałek wymiata chociaż Falce Faces zostaje moim ulubionym.


sobota, 21 września 2013

miesiąc bez słów


Zatraciłam się w sobie, czy straciłam część siebie?
Jedno jest pewne: jestem i mam się całkiem nieźle.
Może nawet lepiej niż kiedyś.
Chyba jestem gotowa na nadchodzące 10 miesięcy zimna.
Kocham kochać.






czwartek, 29 sierpnia 2013

horror 3


Bo zupa była za słona - kłopoty rodzinne.

Zrzucił talerze, sztućce i wszystko inne co było na stole. Zmiótł to jednym ruchem ręki. W jego oczach widać było szał. Po ciężkim dniu w pracy wraca do domu, a zupa jest za słona. 
Ona zamarła, a jej serce oszalało. Wydawało się, że zaraz wyskoczy z klatki piersiowej. Wystraszyła się. On przyciągnął ją stanowczo do siebie i... pocałował namiętnie. Jego silne ramiona trzymały ją w uścisku, z którego nie mogłaby się wyrwać nawet, gdyby chciała, a raczej chciała, bo była wkurzona. Po całej kuchni walały się teraz kawałki szkła i jedzenie. Zupa pomidorowa z makaronem. Jego dłonie błądziły po jej ciele. Chociaż nie. Nie były ani trochę zagubione, znały to ciało bardzo dobrze. Bardziej krążyły między seksownymi pośladkami i idealnym biustem. Ona przestała się już opierać, bo zrozumiała, że to nie ma sensu, poza tym jego zapach i stanowczość za każdym razem sprawiał, że jej nogi się uginały i nie mogła nic na to poradzić. Jego dłoń znalazła się teraz na jej łechtaczce, straciła już zupełnie kontrolę nad sobą. On zdarł z niej fartuszek, który był jedynym skrawkiem materiału na jej ciele i posadził sobie na kolanach. Poczuła jego mięsistą, twardą męskość, którą tak uwielbiała. Zaczęła poruszać delikatnie biodrami całując go po szyi. Jej oddech był gorący i wilgotny, zupełnie jak inna część ciała zlokalizowana trochę niżej. On odchylił głowę w tył i rozkoszował się jej ustami na swojej skórze. Ale nie tylko ustami, bo wraz z nimi pieścił go jej język i wtórowały zęby. Lizanie, ssanie, przygryzanie. Pomyślał, gdzie jeszcze chciałby to poczuć. Ona chyba też miała na to ochotę, bo zaczęła schodzić w dół całując jego tors i brzuch. Dłońmi masowała jego ramiona i boczki. Nawet nie zauważył kiedy rozpięła jego rozporek i podświadomie uniósł lekko biodra, by mogła zsunąć mu spodnie. Dreszcze przebiegły jego ciało, gdy jej usta zbliżały się do męskości. W końcu zaczęła go lizać i wzięła do ust. Jego oddech stał się bardzo ciężki i przyspieszony, myślenie się wyłączyło. Teraz mógł tylko czerpać przyjemność. Jej rytmiczne ruchy i miękkie wargi... doszedł do granicy i odsunął ją. Uniósł jej ciało i położył na stole. Teraz on smakował jej brzoskwinki. Była słodka i soczysta. Jego język wślizgiwał się we wszystkie zakamarki. Zwiedzał pagórki i rowki. Smakował każdego skrawka, a ona wyprężała się i drżała. Jej westchnienia zachęcały go do kolejnych ruchów. Tak, teraz już oboje są gotowi. Wstał i przyciągnął ją bliżej krawędzi. Wszedł w nią powoli. Ona się wyprężyła i jęknęła cicho. Zaczął poruszać się w niej rytmicznie trzymając ją za biodra. Ona chwyciła go za dłonie, a on jeszcze mocniej wpił się w jej ciało. Teraz zlani w jedno, czerpali radość i przyjemność. Jej biust lekko falował po każdym pchnięciu, piersi nabrzmiałe od przyjemności, ozdobione skurczonymi sutkami, jej płaski brzuch powleczony gęsią skórką, jej drżące nogi na jego ramionach, jego silne ciało dopełniające idealną konstrukcję, jego mięśnie napinające się w tym erotycznym tańcu, jego plecy poruszające się na podobieństwo lecącego orła... Doniosłe chwile uniesień. Przyspieszył, a ich obijające się o siebie ciała klaskały im na znak aprobaty. Sztuka dwóch aktorów, bez publiczności. Gdy znów zwolnił, ona popatrzyła mu w oczy. Zobaczył w nich chochliki. Zrozumiał. Teraz jej kolej. Jednym ruchem położył się na stole sadzając ją na sobie. Dosiadła go jak prawdziwa cowgirl! Jej dzikość i pasja zawsze wprawiały go w zachwyt. Jej sterczące piersi podskakujące wraz z resztą ciała sprawiały, że nie mógł od nich oderwać wzroku. Jej włosy opadające na prześliczną twarz. Jej oczy lekko przymknięte z przyjemności. Jej oddech szybki i nierówny. Złapała go za ręce i położyła jego dłonie na swoich pośladkach. Dała mu do zrozumienia, że ma ją chwycić mocno. Tak też zrobił. Zataczała biodrami kółeczka dopełniając tym zabawę. Przechylona lekko w tył dawała mu wiele przyjemności i piękny widok. Gdy zwolniła, jego dłonie były już na jej piersiach. Nie mógł się oprzeć, musiał je chwycić. Pieścił ją, gdy ona nie przestawała wspinać się na szczyt. Jednak chciał dotykać ją całą. Chciał ją całować i kochać. Przyciągnął ją do siebie i pocałował w usta. Poczuł jej zmysłowy zapach. Jej biodra nie przestawały tańczyć. Chwycił ją wpół i usiadł. Wysunął się z niej delikatnie, stawiając ją na ziemi. Ona się odwróciła i pochyliła nad stołem, a on stanął za nią. Wszedł w nią. Jej jęki były teraz bardziej intensywne, jej kształtne plecy, jej pośladki wprost przed nim. Trzymał jej biodra, by mu nie uciekły. Teraz jego ciało nie dawało mu nawet nikłej kontroli. Oboje wpadli w miłosny szał i nic nie mogło ich rozproszyć, nic nie mogło ich powstrzymać. Wchodził w nią mocno i głęboko. Czuł tylko przyjemność. Ona opadła na stół, nie mogąc dłużej stać, jej ciało po prostu odmówiło posłuszeństwa. Trzymała się kurczowo blatu, jak tonący chwyta się podanej mu deski. Jej ciało wiło się w konwulsjach, a on nie przestawał, do momentu kiedy... Wystrzelił. Oboje spięli się zdobywając szczyt. Klamra przyjemności ścisnęła ich płuca i zabrała kilka oddechów. Po wszystkim ich mięśnie rozluźniły się, a oni z uśmiechem na ustach osunęli się na podłogę. Leżeli na niej przytuleni, wśród szkła i rozlanej zupy. Wypełniały ich spełnienie i szczęście. 
- Następnym razem dam trochę mniej soli. To co, Tosty? - wyszeptała czule do jego ucha.
- Mhm... uwielbiam twoje tosty. - Wymruczał on.


poniedziałek, 5 sierpnia 2013

jestem hipisem...


...a przynajmniej tak mi dzisiaj powiedzieli
psssyt! tak na prawdę to jestem tylko dzieckiem ze sznurkiem na głowie, ale ciii...

napiłabym się z tobą whiskey dziś...

wtorek, 21 maja 2013

był sobie człowiek


kochał kwiaty i ludzie mówili do niego: ty geju.
a nawet jeśli, to co?
(każdy kocha, co kocha)

lubił ciszę i ludzie mówili do niego: ty dziwaku.
a wy jesteście normalni?
(czym jest normalność)

szanował innych i ludzie mówili: ty cieniasie
a wy jesteście silni?
(to nie ja płaczę po nocach)

wierzył w dobro i ludzie mówili: ty naiwniaku
a wy jesteście podejrzliwi?
(czy to nie jest powód dla którego ludzie wam nie ufają)

pragnął i ludzie mówili: ty głupcze
a wy jesteście mądrzy?
(kto nie pragnie, ten nie dostanie)

próbował i ludzie mówili: nie uda ci się
wam się uda?
(kto nie spróbuje, nic nie osiągnie)

dążył i ludzie mówili: szkoda czasu
wy swojego nie marnujecie?
(półśrodki nic nie znaczą)

zdobywał i ludzie mówili: to tylko kwestia czasu
wy tego doświadczyliście?
(zastanawia mnie jak)

trwał i ludzie mówili: szczęściarz
czy to naprawdę szczęście?
(jeśli się nie ma odwagi, nic nie jest możliwe)

był szczęśliwy i ludzie mówili: oszust
to co niemożliwe, stało się możliwe?
(biec pod wiatr nie jest łatwo)

miał gdzieś co o nim mówią i ludzie mówili: arogancki dupek
wasze zdanie musi być zawsze najważniejsze?
(będąc nikim, trudno tego wymagać)

żył po swojemu na swoim i ludzie mówili: niech zginie
ktoś śmiał żyć marzeniami i je spełnić?
(zawiść napędza większość ludzi słabych)

umarł spełniony i ludzie mówili: to był wielki człowiek
śmierć tak wiele zmienia?
(martwym nikt nie zazdrości)

//


there was a man

loved flowers and people were saying: you're gay
and even if then what?
(one loves what he loves)

liked silence and people were saying: you're weird
and are you normal?
(what is normality)

respected others and people were saying: you're a loser
and you are so strong?
(i am not the one crying at nights)

believed in good and people were saying: you're naive
and you are so mistrustful?
(isn't this the reason why people don't trust you)

wanted and people were saying: you're a fool
and you are so smart?
(if one doesn't want, one doesn't get)

was trying and people were saying: you will not make it
and you will succeed?
(if one doesn't try, one will not achieve)

endeavored and people were saying: it's a waste of time
you are not wasting yours?
(palliatives don't mean a thing)

was conquering and people were saying: it's just a matter of time
have you experienced that?
(wonder how)

remained and people were saying: lucky
is it really luck?
(if you don't have the courage, nothing is possible)

was happy and people were saying: fraud
the impossible became possible?
(running against the wind was never easy)

didn't care what they say about him and people were saying: an arrogant asshole
your opinion always have to be the most important?
(if one is no one, it's difficult to demand)

lived in his own way, on his own and people were saying: i hope he dies
one dared to live he's dreams and fulfill them?
(envy drives most of the weak people)

died fulfilled and people were saying: he was a great man
the death is changing so much?
(no one is jelous about the deads)



środa, 15 maja 2013

in my secret life


I just thought of a new game I can play with myself. New border to cross. Let's play masochist! We'll see how long I can do everything against myself. Sounds like fun to me. And this is how my mood just got better. From one extreeme to the other. Happy happy people!



|Carmen-Lana Del Rey

niedziela, 12 maja 2013

ja tu siedzę i cię akceptuję


Jak jest źle to szybko zaczyna być znów dobrze. Teatr uczy nas pewnej sztuczności, ale daje nam też odporność. Bo gdy się uśmiechniemy do kogoś, nawet sztucznie, a ta osoba się do nas uśmiechnie, to my w końcu uśmiechniemy się szczerze. W ten sposób zły nastrój znika ot tak. *PUFF* i nie ma.


Wczoraj był piękny dzień. Wino, kobiety i śmiech, a w tle talent shoły i jakiś romantyczny film. Pośmiałyśmy się, pogadałyśmy, poleniuchowałyśmy, zrelaksowałyśmy i troszkę oderwałyśmy od beznadziei życia. W takich chwilach świat wydaje się piękny, bezproblemowy - pełen czill. 

... a później wchodzę do domu i znów wracam na ziemię, i znów widzę ten burdel. No nic. 
*i płynie się dalej, i płynie się dalej* :

|Finding Nemo - Just Keep Swimming

Niby stanowcza, a uległa. Śmiała i radosna. Zaraża optymizmem. Inteligentna, myśląca, wredna, sarkastyczna, szczera, bezkompromisowa, gdy wymaga tego sytuacja. Z jednej strony zjebie, z drugiej wyśle linka, który od razu poprawi humor (albo zjebie go tak, że już gorzej być nie może, a wtedy łatwiej się odbić i może być już tylko lepiej). Dwie godziny mijają jak dwie minuty, dni bez niej są jakieś takie... dziwne, nijakie, nudne i denne. Później musimy nadrabiać 
*trrrrryt-trrrrryt-trrrrrrrrrrryyyyyt!*
Z jednej strony cisza czasami jest fajna, z drugiej nam się jakoś bardzo rzadko przytrafia. Chyba że obie nerdzimy. Moi znajomi są jej znajomymi, jej znajomi moimi. Jak 'poznajemy' kogoś z naszych (ona mojego, ja jej) środowisk, to czujemy się jakbyśmy te osoby znały. Przecież nasłuchałyśmy się o wszystkich akcjach. To prawie tak jakbyśmy tam były. Czy to jest jak przeżywanie dwóch żyć za jednym razem? Trochę tak się czuję. Mam swoje życie i jej życie. Znam ją, a ona mnie zna świetnie. Dogadujemy się bez słów. Oczywiście słowa  i tak dochodzą, nasza zwykła paplanina, której większość ludzi nie rozumie, ona jest tak czy siak jest zawsze obecna. Wiemy jednak kiedy się zamknąć i pozwolić tej drugiej się wygadać, kiedy wtrącić pytanie i o co zapytać. Wiemy jak sobie poprawić nawzajem humor, przeżywamy swoje wzloty i upadki, rozwiązujemy problemy i dzielimy się szczęściem. Przeżywamy wszystkie chwile niezwykle intensywnie, bo podwójnie. Nie potrafię być smutną, jak ona jest super szczęśliwa, i radosną, gdy u niej coś jest nie tak. Najchętniej bym z nią zamieszkała, byśmy mogły spędzać jak najwięcej czasu, z dala od tego zła, syfu, kłótni i niezrozumienia. Mamy taką jakąś symbiozę. Nie pamiętam kiedy i czy kiedyś się pokłóciłyśmy. Pewnie może kisiłyśmy jakieś foszki, ale to nic nie znaczy. To perfekcyjnie normalne. Jest jak jest, więc jest super. Poszłabym już nad tę rzekę.

|Hey - List

czwartek, 27 grudnia 2012

princess and a frog

|


| Candy and Dan


- Be my princess.
- Who the fuck is princess? A prisoner in nice clothes. Worthless creature, not able to have her own opinion, not able to make even simplest decisions. A prisoner in white gloves, a girl who's all job is to look nice and show herself in different places.
- So who do you want to be?
- It's not about who I want to be. It's about who I am. I am a goddess. I do what I want. I am who I want to be. I live the life i want to live. I am me. It can be as simple as that.



niedziela, 9 grudnia 2012

pytanie dnia

Znów mi jakoś chujowo. Nie wiem czy mam się najebać, obejrzeć film, czy pójść spać. Wybór jest trudny. Głowa mnie boli. Zawiodłam się, chociaż pewnie okaże się, że coś niesamowicie ważnego wpłynęło na bieg wydarzeń. No cóż. Może się pomyliłam i znów zbyt łatwo zaufałam? Czuję, że coś tu jest nie tak, ale i tak w to brnę. Jest ryzyko jest zabawa.


Śnieg spadł, i nadal pada. Mam nadzieję, że prognozy się nie sprawdzą. Niech nie będzie ocieplenia. Naśnieżanie stoków trwa. Im szybciej otworzą wyciągi tym lepiej! Deski w dłoń i na górę! Później już tylko wpiąć się w nie i poczuć prędkość. Adrenalina. Oszaleć ze szczęścia. Tak. Świat jest piękny gdy prędkość wydziela adrenalinę i człowiek myśli tylko: szybciej, szybciej, ale przeżyj! Gdy instynkty zaczynają nami kierować, bo myśli nie nadążają za ciałem. Tak. Stanowcze. Czekam na więcej śniegu.

|Afromental - I'veGot What You Need

We're both playing with fire. I wonder who is going to get burned first. The game is on

PS. Now I see that not all my decisions were right. I should take more time to think some things through. Maybe it will turn out for good, but as for now i don't know what to think. What if that was it? Eh, we need to live with mistakes we've made. I miss you mota.


Wroclove:


piątek, 2 listopada 2012

Ciąg wypadków nieprawdopodobnych.



Ostatnie kilka dni to jakiś żart.
Impreza Halloween i wypadek, rozładowana bateria, szpital, 'prawdziwi przyjaciele', dziwne zaniki pamięci C., karetka, deszcz, natarczywy brak zegarka, zimno, strasznie, zmęczenie max, opierdol za pomoc koleżance 'alkoholiczce', spotkanie rodzinne, cmentarze, sen, rozmowy o sexie, chujowy poranek, opierdol za to że żyję i oddycham, dentystka sadystka i otwarty ząb, bo uciekłam, 'napad trzęsienia' siostry... co dalej?! czy coś mnie jeszcze zaskoczy?



Ludzie! Co się dzieje?! O co chodzi?! 

Ogarnij się kobieto!
Moi znajomi to normalni ludzie. Nie alkoholicy, nie dziwki, nie narkomani, nie dno społeczne. 
Ja też jestem normalna. Może trochę rozhuśtana emocjonalnie i trochę już świruję, ale trudno zachować spokój i radość, gdy mieszka się w takim domu. 
Czy jeśli by mnie nie było, wszystko potoczyłoby się tak samo?

Ze skrajności w skrajność. Albo wszystko jest zajebiście, albo mega chujowo. Błagam o chwilę wytchnienia. Ciszy. Normalności. Spokoju. Przerwy. Nie wytrzymam tego dużo dłużej!

Ja to mam szczęście. Tylko odwrotne.

poniedziałek, 24 września 2012

uwielbiam cię

|
|Paktofonika - Ulotne chwile

To że cię czasem nie rozumiem, nic nie zmienia, ty mnie też nie zawsze rozumiesz. Mamy inne zdania na tak wiele tematów, ale na te najważniejsze mamy to samo. Rozumiemy się pomimo słów. Właśnie pomimo, bo mówimy jedno, robimy drugie, a myślimy coś całkiem innego. 
Te kilka nielegalnie spędzonych chwil, wykradzionych ze świata, wykradzionych z życia, łapię, chwytam i zachowuję. Prtsc i już są moje. Czasami myślę inaczej, są momenty, że chcę powiedzieć po cichu 'stop' i uciec, zniknąć, rozpłynąć się. Kilka chwil później chcę być blisko, bliżej, wciąż bliżej. Chcę cię zamknąć w klatce swoich ramion i nie wypuszczać. Pomyślę i znów chcę uciekać. Ktoś jest w stanie to zrozumieć? Taka chyba już jestem. Niestabilna emocjonalnie. Jest w tym trochę zagadki, trochę tajemniczości, cała masa nieprzewidywalności. Goń króliczka, goń! Tylko pamiętaj, że nie możesz go złapać. Jak złapiesz, game over.
Więc łapmy chwile ulotne jak fotka. Łapmy chwile, kochajmy życie, nie przejmujmy się przeszłością i przyszłością, stańmy wreszcie na ziemi i... cieszmy się. Przecież jest tak pięknie, wspaniale, cudownie.
Uwielbiajmy się. Kochanie jest takie przereklamowane. Wyzwala masę silnych emocji. Miłość jest taka negatywna. Ola mi uświadomiła ostatnio, że ja potrafię kochać, a ja sobie sama uświadomiłam, że to prawda, ale że to niszczy wszystko co dobre. Wchodzą wtedy problemy z przynależnością, bo zakochanym tak trudno zrozumieć wolność. 
'Say I'm a bird!'

|
| Green Day - Jesus of suburbia


Nie tak i nie nie
słowo na u vs słowo na k
uciekać czy gonić
biec lub stać w miejscu
w centrum a z boku
nicość w nieskończoności
twór nad destrukcją
muzyka pod ciszą
słowo czy szminka
która strona pustej kartki?

'wariatka'
zdjęcie i warkoczyki robiła Ola :)

czwartek, 6 września 2012

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

FC Yuma i pierwsze wspólne podróże :)


W pociągu należy... jeść!!! Najlepiej cały czas, bez przerwy, zaczynając już na peronie :)


po drodze do Kazimierza Dolnego

(- Mamo! mamo! jedziemy do Kazimierza
- A kto to jest ten Kazimierz
- Mamo! Kazimierza Dolnego.
- Ale on ma beznadziejne nazwisko. To ten mechanik?)

minęłyśmy Warszawę i ichniejszy stadion narodowy, który prezentuje się całkiem nieźle.



Pociągiem dojechałyśmy do Puławy, skąd musiałyśmy dojechać jakoś (autobusem) do celu.
GPS towarzyszył nam cały czas. Ludzie dziwnie się na nas patrzyli. Czyżby to dlatego, że jechałyśmy w dresach, śmiejąc się i gadając cały czas (tzw trrrrrrrrrr), obładowane torbami i jedzeniem? Hmmm...


W autobusie spytałyśmy kierowcę:
'na którym przystanku mamy wysiąść, żeby mieć najbliżej na Słonczną?'
Padła odpowiedź:
' w centrum'.
Tak też zrobiłyśmy. Wysiadłyśmy w centrum Kazimierza, autobus odjechał. Na przystanku zapytałyśmy jakiejś kobietki:
'W którą stronę na Słoneczną?' 
Ona złapała się za głowę i powiedziała, że to strasznie daleko i że powinnyśmy podjechać tym autobusem, z którego właśnie wysiadłyśmy, jeszcze dwa, trzy przystanki. 
'Acha' - wydobyło się z naszych zmęczonych, acz podekscytowanych ust.
Następny autobus za godzinę. Było słonecznie, gorąco, tłoczno. 
'No dobra, to w którą stronę mamy iść i jaka mniej więcej odległość nas dzieli od celu?'
'To jest kawałek. Tak z dwa km musicie iść tą drogą cały czas prosto, a na skrzyżowaniu w prawo.'
'Ok. To nie tak daleko. Idziemy.'
Złapałyśmy bagaże i w drogę. Idziemy i idziemy, aż tu nagle kończy się ulica i przed nami wyrasta... galeria/muzeum?
Hmmm.... chyba czas znów zapytać o drogę. 
'Przepraszam, na Słoneczną to dobrze idziemy?'
'Tak, ale to strasznie daleko!' -odpowiedział starszy mężczyzna.
Ręce nam trochę opadły.
'Jak daleko?' - spytałyśmy.
'Tak z dwa km'
'Aha.'
*jak to dwa km?? WTF?!*
Mężczyzna wskazał nam, że powinnyśmy iść na lewo (to była ta droga 'cały czas prosto'). Włączyłyśmy GPSa. Idziemy. Jakiś czas później, znów zapytałyśmy o drogę, tym razem pana dorożkarza. I znów było 'jakieś 2 km.' tylko dopowiedziane, że jak skręcimy tu w lewo to możemy iść przez las i będzie bliżej, ale z torbami niewygodnie. Poszłyśmy dalej 'prosto'.
Sytuacja zaczynała nas bawić. W końcu doszłyśmy do skrzyżowania na którym miałyśmy skręcić w prawo. Droga zaczynała iść delikatnie pod górę, a chodnik od czasu do czasu był poprzetykany latarniami wyrastającymi na środku. Zerknięcie na GPS - zostało '700 m' hurra! Już jesteśmy blisko.
Idziemy, idziemy, idziemy, zerkamy na GPSa i... '900m'?! Oddalamy się? 
No ale cóż tu robić? Pewnie droga idzie jakoś dookoła. 
Po jakiejś godzinie dotarłyśmy na ulicę Słoneczną, spocone, rozbawione i głodne. 
Przeszłyśmy w końcu te '2 km'. 

Pensjonat, w którym miałyśmy się zatrzymać prowadziła przemiła gospodyni. Od razu dała nam klucze, oprowadziła po naszym pokoju i zostawiła nas same, żebyśmy mogły się ogarnąć. Jeść i prysznic. 
Odpoczęłyśmy chwilkę i poszłyśmy z powrotem do centrum, tym razem drogą przez las, przez tzw przez miejscowych 'wąwóz'. Zjadły nas komary, piasek nasypał nam się do butów, mysz wystraszyła, a mrówki dodawały tempa naszemu marszo-spacerowi, ale co tam. Było fajnie. I szybko. W niecałe 20 min byłyśmy w centrum. Poszłyśmy od razu zobaczyć co, gdzie i jak. Kino plenerowe, klub festiwalowy podobno w rynku, internet koło kina, w miejscu, gdzie odbywają się spotkania z twórcami. Poszłyśmy kupić sobie bilety na jakiś film. Wybrałyśmy 'Legenda Kaspara Hausera' pokaz przed przed-premierą Yumy, cobyśmy się nie nudziły następnego dnia. 
Później postanowiłyśmy pozwiedzać okolice. Udałyśmy się na deptak nad Wisłą. Było gorąco i chciałyśmy się wykąpać, ale skok do Wisły byłby chyba dość ryzykownym posunięciem. Usiadłyśmy sobie na brzegu i zachwycałyśmy się pięknem Kazimierza popijając lekko schłodzone piwko.






Później wróciłyśmy do pensjonatu tą samą drogą, którą szłyśmy za pierwszym razem. Teraz zajęło nam to około pół godziny.

W pokoju oczywiście włączyłyśmy telewizor i oglądałyśmy reklamy przerywane jakimiś filmami i serialami. Aha, no i jedzenie!
Następnego dnia poszłyśmy do miasteczka wcześniej, by spotkać się z Piotrkiem w Zielonej Tawernie, ale nie wystarczająco wcześnie, by go złapać. Zobaczyłyśmy jednak Kubę G., jego dziewczynę Adelę i ich znajomych. No i był taki mega słodki psiak, który bawił się jak... no jak to szczeniaki. Po wypitym piwku poszłyśmy zobaczyć film 'Legenda Kaspara Hausera'. Oczywiście nasze myśli i rozmowy krążyły w okół Yumy, obsady i pana reż. Piotra Mularuka, który był głównym inicjatorem naszej wycieczki. To on nas zaprosił i dał bileciki.

'Legenda...' była dziwnym filmem, ale chyba mogę powiedzieć, że polecam. Klimat surrealizmu, schiz i dziwnych skojarzeń.

Po filmie wyszłyśmy przed kino, gdzie gromadziły się już dzikie hordy ludzi. Pan reż. już na nas czekał. 
Próbowałam przebić się przez rzekę ludzi by się przywitać i przedstawić. Udało się. Dostałyśmy bileciki i... nagle naszym oczom ukazała się grupka aktorów (Kuba G.,Krzystek S.,Helena S i Jakub K.).

Weszłyśmy do kina (bardzo plenerowego) i zajęłyśmy miejsca w pierwszym rzędzie. Przeszczęśliwe i nie do końca przy ziemi, czekałyśmy aż wreszcie się zacznie.
Wyszła ekipa Yumy i zaprosiła nas na film. Piotrek spadł z podestu co wprowadziło wszystkich w odpowiedni wesoły nastrój. Zaczął się film. Reakcje publiczności były niesamowite. Ludzie śmiali się, klaskali, śpiewali piosenki z filmu. Naprawdę super publika! Piotr Mularuk mógł być z siebie dumny. Jego dziecko się spodobało. Później, gdy film przyspieszył i przestawał być zabawny słychać było westchnienia.
Po filmie nastała burza oklasków.

Wyszłyśmy oddając po kilka głosów 5/5
Później było spotkanie z twórcami, było tyle ludzi, że ledwo zmieścili się w ogródku filmowym. 
Kuba G. spotkał swojego sobowtóra (który też studiuje w Krakowskiej teatralnej).
Na pewno zabawne przeżycie ;p

Po spotkaniu Piotr Mularuk zabrał nas na imprezę z jedzeniem i alkoholem. Aha, no i gwiazdami. ;p
Miałyśmy okazję pogadać z Piotrkiem, Heleną S., Jakubem K. i innymi ludźmi z towarzystwa.
Bardzo miły wieczór. Ale to nie koniec. Koło północy poszliśmy wszyscy do klubu festiwalowego, gdzie odbywało się 'silent disco'. 
'Co to jest silent disco?' - zapytacie.
Już mówię. Polega to na tym, że każdy z gości dostaje swoją parę bezprzewodowych słuchawek, każde słuchawki mają ustawienie głośności i trzy kanały. Jest trzech DJów, którzy grają muzykę life, ale w klubie jest cicho. Każdy tańczy do tego co sobie sam ustawi. 
Dziwne to było, ale dość ciekawe. Tłum ludzi, tańczących do innych utworów (i styli, bo na jedynce była muzyka polska, raczej rockowa, na dwójce - pop, a na trójce - techno), a najlepsze było jak ludzie zaczynali śpiewać, każdy coś innego. Komedia!
W czasie tańca ludzie pokazywali sobie na palcach 'jeden', 'dwa', 'trzy'. 

Do pensjonatu wróciłyśmy jakoś koło piątej. Drogą, nie wąwozem.
Padłyśmy do łóżka i... zaczęłam jeść pierniki. Z piernikiem w ustach zasnęłam szczęśliwa. Ola zasnęła szybciej.
Rano/po południu/wieczorem obudziłyśmy się w stanie... no jakby to powiedzieć? KACA!!!
Olę podobno obudziło moje burczenie w brzuchu.

Pierwsza rzecz jaka rzuciła mi się o oczy to ten oto obraz, który wisiał na ścianie:

Maryjka, która ma odbyt zamiast ust, i jakieś dziwne oczy.
Przez godzinę obkminiałyśmy co jeszcze jest nie tak z tym obrazem, po czym włączyłyśmy telewizor.
Cały dzień opierdzielałyśmy się, a z łóżka wychodziłyśmy tylko na rolkę i po jedzenie. Wieczorem się  jednak ogarnęłyśmy i poszłyśmy na rynek, myśląc: na rynku na pewno będzie Mak... bardzo się myliłyśmy. Ale był pan malarz, który narysował Johnnego Deppa i podrywał Olę. Spotkałyśmy się z Piotrkiem i pojechaliśmy razem do restauracji hotelowej, jakąś drogą pod górę. Była to impreza zamykająca festiwal.
Wszystkie gwiazdy i gwiazdeczki, oprócz ekipy Yumy, którą reprezentował tylko Piotrek, tam były. 
Jednak my jako FC Yuma się wyalienowaliśmy, zabraliśmy trochę jedzenia, wina i poszliśmy na plac zabaw (był tam stolik, leżaczki, hamak i huśtawki). Pogadaliśmy, pośmialiśmy się i odbieraliśmy z beztroską ciskane w nas spojrzenia zazdrośników, którzy zachowywali się bardzo oficjalnie. Później Ola położyła się na hamaku, ja usiadłam na huśtawce i zaczęłyśmy sobie śpiewać 'plus i minus' (K44).


 

Piotrek cyknął nam parę fotek i pojechaliśmy znów do klubu festiwalowego na 'silent disco'. Było całkiem fajnie, ale ekipa się zmieniła. Zamiast aktorów, reżyserów, gwiazd telewizyjnych i takich tam, była masa festiwalowiczów. 
Kolejny raz poszłyśmy spać nad ranem.

Następnego dnia wracałyśmy już z Piotrkiem do Warszawy. Tam miałyśmy małą przerwę, by spotkać się ze znajomym-nieznajomym i dalej w drogę, tym razem już do domu.
Oczywiście umierałyśmy z głodu ;p


Kilka dni przerwy w domu i...
kolejna wyprawa FC Yumy.

Następny przystanek Krosno Odrzańskie.


Pojechałyśmy pociągiem, więc nie obyło się bez...jedzenia,


 

spania,




wygłupów



i chwil kontemplacji.


Na miejscu, zadomowiłyśmy się w hoteliku z przepysznym jedzeniem, którego właściciel wrócił z wakacji specjalnie dla nas, FC Yumy.
Dla Filmu, Krosno Odrzańskie i jego przed-premiera filmu było bardzo ważne, gdyż to tu kręcona była większość scen, to tu jumacze działali i działają, to tu rozgrywały się sceny jak z filmu.

a zresztą co ja tu będę dużo pisać wklejam gotowca (napisałam to wracając pociągiem z Krosna ;p )

YUMA U ŹRÓDŁA

Dnia 8 sierpnia 2012 o godzinie 18.00 w Krośnie Odrzańskim odbyła się prapremiera filmu „Yuma”, reżyserii Piotra Mularuka. Wcześniej tego samego dnia, miały miejsce dwa spotkania z twórcą (godz 13.00 i 16.00). Piotr Mularuk odpowiadał na pytania mieszkańców Krosna i przyjezdnych gości, a także wyjawił im pewne sekrety filmu. Okoliczni byli bardzo ciekawi dlaczego reżyser wybrał akurat ich miasteczko do nakręcenia Yumy. Pan Piotr wyjaśnił, że to ze względu na malownicze skarpy, śliczny 'wąwóz', urokliwe uliczki i magiczną wręcz urodę terenów nadrzecznych. Miejsca idealnie wpasowały się w klimat filmu.

Na spotkaniach atmosfera była dość dziwna. Ludzie z jednej strony cieszyli się, że ktoś zainteresował się ich życiem i pozwolił im uczestniczyć w czymś nowym i interesującym (wielu mieszkańców przychodziło na plan, statystowali, pomagali, opowiadali swoje przeżycia z czasów jumy), z drugiej jednak obawiali się tego w jaki sposób zostaną przedstawieni w filmie. 

Na drugim spotkaniu (godz 16.00) doszło nawet do nerwowej sceny, gdy młody mężczyzna zaczął się zachowywać w sposób niegrzeczny, mianowicie przerywał artyście w pół słowa i wyrażał swoje opinie o jumaniu i tego „jak to było naprawdę”. Reżyser wybrnął jednak perfekcyjnie z trudnej sytuacji. Problemem młodego mężczyzny zdawał się być fakt, że film opowiada historię bardzo mu bliską, historię jego zmarłego kumpla. Wtedy Pan Piotr postanowił wyjaśnić wszystkim pewną kwestię.

„Postaci są zbudowane z wielu osób i ich historii, nie jest to jeden konkretny człowiek. To nie jest kalka. Bardzo dużo sytuacji jest wymyślonych. Prawie wszystko jest fikcją, choć niektóre myśli są zapożyczone.” 

Pan Piotr poprosił również ludzi, by nie brali jego filmu do siebie, by po prostu obejrzeli go tak jak oglądają jakikolwiek inny film w kinie (np. Jamesa Bonda). Atmosfera trochę się po tej wypowiedzi rozluźniła i kolega 'dres' przestał się udzielać. Wszyscy odetchnęli z ulgą.

Przed 18.00, gdy spotkanie dobiegło końca, ludzie udali się do kina. Wszystkie miejsca, co do jednego, były zajęte, a przed wejściem tłoczyli się ci, którzy mieli jeszcze nadzieję kupić bilety. 
Na chwilę przed seansem Piotr Mularuk zaprosił gości (a była wśród nich śmietanka towarzyska, m.in. burmistrz Krosna – pan Marek Cebula) na projekcję Yumy.
Zapadła cisza, wszyscy czekali w skupieniu i film się zaczął. Ze starych głośników popłynęły pierwsze dźwięki, stary projektor rzucił światło na stary ekran. Ludzie westchnęli, pewnie przypomniały im się czasy świetności tego nieczynnego już od ośmiu lat kina, czasy ich młodości, czasy jumy. Publiczność reagowała na film bardzo entuzjastycznie. Były fale śmiechów i wzruszeń, chwile grozy i zachwytów. Faktem jest, że ludzie reagowali czasami w innych momentach niż ci na festiwalu Dwa Brzegi, w Kazimierzu Dolnym, czy na premierze w Warszawie, ale ogólnie film się bardzo wszystkim podobał. Został nagrodzony burzą oklasków, a ludzie podchodzili po projekcji do reżysera ze łzami w oczach, dziękowali i mówili:

„To nie fikcja, tak było naprawdę. Sam/sama byłem/łam na granicy i widziałem/łam takie akcje!”.

Pokaz, który był jednym z ważniejszych, jeśli nie najważniejszym (bo twórca wrócił do źródła) wypadł wyśmienicie. Jumacze i ludzie pamiętający jumę zgodnie stwierdzili: 

„Super film! Tak było.”






Burmistrz  Krosna Odrzańskiego i reż. Yumy
przed kinem, w którym odbyła się przed premiera.

Po premierze, my (jako FC Yuma) i burmistrzowie z obstawą udaliśmy się do naszego hotelu na oficjalną kolację i mniej oficjalne picie. Jedzenie było wyśmienite. Alkohol wyborny. Towarzystwo doborowe. Imprezka całkiem przyjemna. Koło pierwszej wszyscy się zmyli, a my zwinęliśmy kilka butelek winka i uciekliśmy na 'imprezę na strychu'. Piliśmy jakoś do czwartej, po czym poczołgaliśmy się, każdy do swojego łóżka. Rano w planach mieliśmy zwiedzanie.

Wstaliśmy skoro świt (jakoś po dziewiątej) i po szybkim śniadanku udaliśmy się 'Śladami Zygi'.

balkon Majki

klatka schodowa w domu Majki




scena z Adaśkami i dżinsami


prowadzenie Niemca przez Zygę i Bajadere

podwórko i okno Zygi, scena z czerwonym kabrioletem

cukiernia Zygi (to żółte po lewej)

scena: Zyga, Ernest i Opat

kościół, który pojawia się w wielu scenach

Adaś (w czerwonej koszulce), wierny pomocnik przy kręceniu filmu.
- 'Spierdalać! Nie będzie mi tu żaden Niemiec jeździł!' - powiedział chłopiec widząc samochód na niemieckich numerach. Mnie i Olę zamurowało. Piotrek akurat rozmawiał przez telefon, który cały dzień dzwonił. Cały. K*rwa. Dzień. Bez. Przerwy.
(A to gratulacje. A to powiadomienia o recenzjach, które wyszły. A to więcej gratulacji. A to informacje o spotkaniach. A to jeszcze coś tam.)

dom Zygi, widok z ulicy


bar 'Bocian'

hotel, w którym mieszkała ekipa, kręcąc film.

W tle widać tereny, gdzie była kręcona scena jak Zyga jedzie na rowerze (scena otwierająca film).


Inne zdjęcia z Krosna:


 






garaż z wyciętych scen (tu miał być warsztat Młota)








Nasze sweet bileciki:

Plakat, już we Wrocławiu.