wtorek, 21 kwietnia 2009

rozkosz


Stala samotnie na granicy.
Przed nia pustka, za nia ciemnosc, a nad jej glowa ksiezyc w pelni, schowany za chmura. Ona wpatrzona w niego, zatopiona w marzeniach, spowita mgla. W myslach prosila ksiezyc by zeslal jej milosc.
I wtedy poczula czyjs oddech na szyji. Strach ja sparalizowal, chlodny powiew otoczyl, a cialo przeszedl dreszcz. Postac stojaca za nia polozyla dlon na jej twarzy i delikatnym acz stanowcym ruchem odchylila jej glowe i odgarnela wlosy. Czula jego oddech coraz blizej i blizej. Ona stracila kontrole nad wlasnym cialem i poddala sie calkowicie woli nieznajomego. Ten powoli przyblizal usta do jej szyji. Wczesniej sparalizowana strachem, teraz czula, ze sie rozplywa. Cos w tym nieznajomym wzbudzalo ufnosc. W jego obecnosci ogarnialo ja poczucie bezpieczenstwa i spokoju. Zanim jeszcze dotknal jej skory, rozpalil jej dusze przyjemnoscia.
Czyzby ksiezyc wysluchal jej prosb?
Czy to tak wygladac miala milosc?
Po chwili stracila przytomnosc blednac niesamowicie. Nieznajomy oddalil sie w strone drzew, a za nim powiewala cicho furkoczaca peleryna.
Zniknal zanim jej martwe cialo zdazylo osunac sie na ziemie.

//

She stood alone at the border.
In front of her there was an emptiness, behind her darkness, and over her head the full moon, hidden behind a cloud. She stared at it, lost in dreams, wrapped in fog. In her thoughts she was asking the moon to sends her love.
And then she felt someone's breath on her neck. She got paralyzed with fear, cool breeze surrounded her, and her body shivered. A person standing behind her put his hand on her face and with delicate yet firm move tilted her head and pulled her hair back. She could feel his breath getting closer and closer. She lost control over her own body and she completely surrendered to the will of a stranger. He slowly approached his lips to her neck. Previously, paralyzed with fear, now she felt that she was melting. Something in that stranger aroused confidence. In his presence she was overwhelmed by a sense of security and peace. Before he even touched her skin, her soul burned from pleasure.
Had the moon listened to her request?
Is this how the love should look like?
After short while she lost her consciousness and faded. The man walked away toward the trees, followed by the softly whirring fluttering cape.
He disappeared before her dead body subsided to the ground.
 

piątek, 3 kwietnia 2009

mysli po obejrzeniu 'Troi'

Czy smierc oznacza koniec? Czasem myslimy o niej jako o czyms strasznym, przerazajacym.. ale przeciez niektorzy o niej marza.. Wyobrazaja ja sobie jako o koniec meki, bolu, rozczarowan.
Gdy ktos nam umrze czujemy niekonczace, wszechobecne pustke i smutek.
Jak do tego podchodzic?
Czy rzeczywiscie powinnismy sie jej bac? Czy strach w czymkolwiek pomoze? A moze tylko doprowadzi do paranoii? A moze uratuje? 
Wszystko ma swoj poczatek i koniec.
Dlaczego cheielibysmy zyc wiecznie? Przeciez to by bylo niewyobrazalnie.. nudne. Gdyby nie bylo ryzyka smierci, ludzie nie dbaliby o siebie i innych. Nie szanowaliby zycia. 
Smierc ma swoj powod by nas do siebie zabierac. A moze ze soba...
W ten sposob zyjemy intensywniej, starajac sie wykozystac kazda chwile nam dana. 
No moze nie wszyscy i nie zawsze tak postepuja. A powinnismy.
Ja staram sie nie tracic czasu na leki. To napewno.
A ty?

środa, 1 kwietnia 2009

noca dusza ulatuje niczym.. samoloty.


taka piosenka, ktora utkwila mi w glowie..

Wieczorem, przechodzac z jednego budynku do drugiego poczulam chlod. 
Taki przyjemny. Zle sie czulam.. fizycznie i psychicznie. 
Moze to dlatego ta noc wydala mi sie taka.. inna.
Musialam przystanac przy barierce i przez chwile patrzec sie na gwiazdy. 
Niebo bylo ciemne, prawie czarne. Gwiazdy byly jasnymi, wyraznymi punktami. Nie bylo ich wiele, ale ten kontrast robil wrazenie.
Przede mna byla gwiazda polarna. Widzialam ja bardzo dobrze. Dostrzeglam tez wielki i maly woz. Dzis wszystko bylo takie oczywiste. 
Obok przelatywal samolot i z lewej strony gdzies tam na niebie kolejny. Jeszcze z prawej syszalam szum innego, ktory akurat nizal swoj lot.
Otaczaly mnie pojazdy pozwalajace sie przemieszczac.
Poczulam sie blizej gwiazd. Swiat ulecial mi spod stop na kilka chwil.


Wtedy przypomnial mi sie inny wieczor. Bylam smutna i steskniona za Nim, w swoim pokoju. Swiatlo bylo zgaszone.  Siedzialam na dywanie parta o lozko i poduszki, przykryta koldra. Mialam zamiar tam usnac. Patrzylam za okno. Na to samo niebo. Moze wygladalo inaczej ze wzgledu na miejskie swiatla, ale tamtego dnia bylo ciemniejsze, prawie jak to dzisiaj tu gdzie jestem (co nie tak czesto sie zdarza we Wroclawiu).
Wtedy tez przelatywal samolot. I wyobrazilam sobie, ze nagle wszytskie gwiazdy zamieniaja sie w samoloty i odlatuja gdzies. I ze zostalam sama. Z pustym niebem. Takim czarnym i smutnym. 
 - Czy nocne niebo jest smutne? - zastanawialam sie - ma przeciez na sobie tyle gwiazd. Ale moze brak mu tej jednej? najjasniejszej? Jak by wszytko wygladalo gdyby tylko ta jedna gwiazda odleciala? 
Wtedy zrobilo mi sie lepiej. 
 - Gwiazdy nie zamienia sie w samoloty. To niemozliwe z naukowego punktu widzenia.
Czasem nauka sprowadza na ziemie, uspokaja, gdy dusza zaczyna fantazjowac i oddalac sie w zlym kierunku.
Jednak ta wizja z odlatujacymi gwiazdami zostala mi w glowie.
Dzis, gdy tak unosilam sie w przestrzeni, pomyslalam jak bardzo chcialabym przyczepic sznureczki do tych jasnych, bialych punkcikow, delikatnie potrzasnac nimi jak wodzami w dorozce i wraz z moimi wierzchowcami udac sie do domu. 
Moja twarz oplywaloby to nocne, chlodne powietrze, wlosy odgarniete przez ped powiewalyby z tylu za mna. Wyobrazilam sobie tez w co bylabym ubrana. Biala, postrzepiona, zwiewna sukienka. Po jakims czasie moja skora pofaldowana by byla gesia skorka, z zimna i emocji. 
W koncu nie codzien podrozuje z gwiazdami.