środa, 10 kwietnia 2013

odliczam dni do końca farmy...

Wyłączyłam fb i nawet był mój powód na 4 miejscu listy powodów dla których ludzie wyłączają fb. Było to coś w stylu:
'spędzam tu za dużo czasu'. SO TRUE! 

... i co dalej?


A to, że i tak dziś nic nie zrobiłam, oprócz czytania bloga o tym co wypada, a co nie i oprócz zamartwiania się, że

'NIE MAM SIĘ W CO UBRAĆ!!!'

na sobotnią konferencję naukową. Mogłam w tym czasie się przygotować lepiej z materiałem: poprawić slajdy, przećwiczyć przemówienie... Ale po co?! I tak:
'Będzie dobrze. Przecież na pewno się uda (...a jak nie to nikt nie ukręci mi głowy z tego powodu).'
Bo najważniejsze to mieć dobre nastawienie! 
GO BIG BLACK!
umm.. tzn...
GO FISH-CAT! (...czy cuś)


Jak nie znajdę jutro jakiegoś odpowiedniego ciucha to umrę! SERIO! (albo jak się okaże, że na koncie nie mam tyle ile mi się wydaje, że mam). FAK.


aha. 

Wczoraj miałam najgorszy dzień w życiu and when I say it I mean it. Istne apogeum ostatnich kilku tygodni. Mojej O. (oczywista) wszystko zrelacjonowałam. Najbardziej uśmiała się z fragmentu:
'...i jeszcze przed chwilą prawie się popłakałam, bo oni zawsze na makaronach piszą, że gotuje się krócej*, a później wcale tak nie jest**.'


Mnie osobiście bardziej bawi historia zwolnienia się (z ostatnich 15-20 min, jak się okazało) zajęć, po tym jak wytrzymałam tam prawie 4 godz (w bólu, klnąc w myślach wszystko i wszystkich, i starając się nie umrzeć).
prof. - oooO! pani R. blablabla... (i zaczyna mówić coś do mnie wesołym tonem)
ja - ... mogę iść do domu, bo strasznie źle się czuję? - wydusiłam z siebie wchodząc mu w słowo*** i prawie się rozpłakałam. W sumie to chyba nawet łza mi ściekła.
On (wykładowca) wystraszony zapytał czy wszystko ok i że jak tak źle się czułam to mogłam iść wcześniej. Kiwnęłam głową, oczy zaszklone tak, że już nic nie widziałam, odwróciłam się na pięcie i odeszłam bez słowa****. Później przy wychodzeniu ze szpitala jakaś starsza kobieta coś do mnie powiedziała, a ja nie rozumiejąc nawet, że i co do mnie mówi, wpadłam w mini histerię. Jeszcze w drodze do domu jakiś mężczyzna jechał przede mną 30km/h i nie mogłam go wyprzedzić (jak najszybciej chciałam się znaleźć w domu, w łóżku) więc co zrobiłam? Oczywiście... w ryk.

Szczerze? Nie znałam siebie z tej strony. Poza smutnymi filmami i naprawdę silną złością/bezsilnością, to ja nie płaczę. Nigdy. Aż mi to zazwyczaj przeszkadza, bo jak wiadomo, płacz przynosi rozładowanie emocji i napięcia, więc fajnie czasem sobie popłakać, a tu taki dzień. Płakać nad paczką makaronu i przekłamaną minutą?

UN-f*king-BELIEVABLE. 

Jakby to zsumować wszystko, to okazałoby się pewnie, że wczoraj płakałam więcej razy, niż w ciągu ostatnich paru lat. Czyżbym zamieniała się w histeryczkę? Tak z dnia na dzień?! Hope not.

Wrzucam zdjęcie mojego ukochanego stetoskopu 
(potrzebowałam jakiegoś fajnego zdjęcia do prezentacji więc trzasnęłam jedno mojemu facetowi ^^ why not? :)
tak naprawdę jest bardziej bordowy niż wygląda na zdjęciu) 
[wielkie czerwone serce]

* np 3 min / 12 min
** a gotuje się 5 min / 15-20 min
*** O NIE!!! JAK TAK MOGŁAM?! Szczerze? Jest mi wstyd i źle się z tym czuję. NIENAWIDZĘ braku szacunku. To mój wróg namber łan (ex aequo z bezsilnością i głupotą)
**** prof. zachowywał się dość dziwnie po tej akcji - wiem z relacji świadków, którzy to też "pocieszyli" mnie dzisiaj, że ich również wypuścił wcześniej. Aż się zastanawiam, czy nie wyszłam na psycholkę, która po prostu tak bardzo nienawidzi chirurgii, że fizycznie i psychicznie siadła na zajęciach. Profesora nawet lubię. Moim zdaniem jest naprawdę w porządku i robi co może, najlepiej jak może. Fakt, jest trochę nudno, ale... no dobra jest zazwyczaj nudno, bo on się tak rozgada czasami... [ale to tylko świadczy o jego zainteresowaniu przedmiotem (i nieumiejętność przekazania tego zainteresowania innym)]. Niestety nie jestem w stanie zmienić faktu iż nie lubię chirurgii (tak samo jak jedzenie ryb za pieniądze nie sprawia, że je polubiłam). Ale reszta grupy nie lubi profesora więc z dwojga złego, jestem chyba w lepszej sytuacji (...albo i nie, bo z prof niedługo skończymy zajęcia, a chirurgia będzie się za nami wlekła przez dłuższy czas. Yey! :3 chirurgia do porzygu!). Ojć... trochę odbiegłam od tematu.

na dziś:

THE END :)

and

Thank You for Your Attention.


1 komentarz: