Forgotten Gods - Emotional Ethereal Fantasy Music for Deep Relaxation
Poranki wyglądały podobnie. Schodziła z wierzby, szybka kąpiel, oporządzenie zwierząt i śniadanie w drodze. W ciągu dnia robiła sery, koszyki, w których później chowała sery, by dojrzewały i pomału usuwała kolejne deski, zastępując je lekką plecioną podłogą i ścianami. Zaczęła od przodu wozu, zdecydowała jednak zrobić plecione siedzisko do powożenia, bo ta jedna deska nie byłaby stabilna, będąc przymocowaną do plecionki. Gałęzie wierzb zrywała rano przed podróżą, deski paliła wieczorami. Noce coraz chłodniejsze pomału zaczynały jej przeszkadzać. Do tej pory nie padało, ale dzisiaj chmury zmieniły się na ciężkie, ciemne nimbostratusy, które wisiały nisko nad horyzontem. Deszcz był coraz bliżej. Jej wóz daleki był do skończenia, udało jej się zrobić tylko niewielki kawałek. Była zadowolona ze swojej pracy, bo siedzisko ze schodkiem, który ułatwiał wchodzenie, oraz ścianka i dach prezentowały się pięknie, wzór nie był prosty, bo udało jej się wpleść dekoracyjne zawijasy, daszek wystawał nad siedzisko tak, że nawet zacinający deszcz jej nie zmoczy. Niestety mimo, że każdą wolną chwilę spędzała na pracy, na razie zrobiła tylko około jedną czwartą i nadal nie wymyśliła czym pokryć dach, by woda nie przeciekała przez jego ażurową budowę. Przejechali właśnie koło niewielkiej jaskini. Może tutaj schronią się w nocy? W okolicy nie widziała żadnej wierzby, poza tym, mimo że wierzba przed widokiem i wiatrem chroniła całkiem nieźle, obawiała się, że przed deszczem nie uchroni. Skierowała konia w kierunku jaskini, a gdy dojechali zeszła z wozu i nie rozpakowując go na razie ostrożnie weszła do jaskini. Jaskinia była ciemna i cicha. Może jednak nie był to najlepszy pomysł. Zazwyczaj takie miejsca miały już mieszkańców. Przebiegł ją dreszcz. Miała złe przeczucie, jednak wizja moknięcia całą noc, nie zachęcała. "Jedna noc" - pomyślała - "a później pojedziemy dalej". Wypuściła zwierzęta i rozpaliła niewielkie ognisko przy wejściu do jaskini, wzięła jedną z większych rozpalonych gałęzi i weszła głębiej, oświetlając sobie nią drogę. Wnęka była niewielka, całkowicie pusta i sucha. Światło sprawiło, że wydała się wręcz przytulna. Wyobraziła sobie urządzanie jej. Po prawej wstawiłaby wygodną kanapę i stolik kawowy, po lewej wielką banię do kąpieli, a na środku duży stół i kilka krzeseł. Przydałoby się też zamontować drzwi. Zaśmiała się w duchu.
Zawołała zwierzęta, koń wciągnął wóz do środka, wtedy go rozprzęgła. Kury wyskoczyły i wesoło gdakając zajęły się zwiedzaniem. Sypnęła im garść ziaren. Koń i krowy wyszły przed jaskinię coś zjeść. Nie były spragnione, niedawno zatrzymywali się nad rzeką. Postanowiła, że będzie spać na swoim nowym materacu na wozie. Do tej pory nie korzystała jeszcze z niego. Chciała się upewnić, że siano jest dobrze wysuszone, by nie zgniło. Zgarnęła je na kupkę, rozścieliła na płasko, z lekko uniesioną częścią, gdzie planowała trzymać głowę i owinęła dużym prześcieradłem. Było jeszcze dość jasno, więc zjadła kolację, częstując kota świeżym twarogiem i kontynuowała wicie wozu. Zeszło jej do późna. Ognisko wypalało się, zwierzęta wróciły do jaskini i położyły się dookoła niej, jakby jej pilnuowały. Wtedy położyła się na nowy materac, przykryła się poszwą, wypchaną podeschniętymi liśćmi wierzby i wyobraziła sobie na chwilkę, że znowu jest w domu, w swoim łożu. Po kilkunastu dniach w podróży pierwszy raz było jej wygodnie. Już nie będzie spać na konarach, postanowiła zasypiając.
Nie spała długo. Obudził ją syk i podniesione głosy. Wokół wozu latały cienie. A może tylko jej się wydawało? Z zewnątrz słychać było strugi deszczu obmywające świat i grzmoty. Zobaczyła też jasny rozbłysk błyskawicy w oddali. W jaskini było ciemno, ogień dawno już zgasł całkowicie. Zwierzęta nie spały. Stały i patrzyły na cienie zaniepokojone, wystraszone, oniemiałe. "To sen" - pomyślała i zacisnęła mocno powieki - "jest burza i mam koszmary" - uspokajała się oddychając powoli. Wtedy zobaczyła niewyraźnie jak jeden z cieni szybkim lotem zbliżał się do niej. Zacisnęła mocno powieki i schowała się pod kołdrę. Usłyszała krzyk, a potem pojawił się rozbłysk, który zobaczyła przez kołdrę. Echem odbiły się syki, a cienie z szelestem oblatywały dookoła wóz. Kilka po kolei spróbowało podlecieć bliżej, ale każda próba kończyła się krzykiem i rozbłyskiem. Po kilku minutach cienie odleciały. Gdy wyjrzała, znowu było ciemno. "To na pewno sen" pomyślała, lecz długo nie mogła po tym zasnąć, a gdy jej się udało, sen był niespokojny, wypełniony cieniami i marami, które chciały ją skrzywdzić.
Obudziły ją poranne promienie słońca. W jaskini była sama. Zwierząt nie było widać ani słychać. Czyżby wystraszyły się burzy i uciekły? Teraz w świetle dnia była pewna, że to tylko koszmar i burza. Zeskoczyła z wozu i skierowała się na zewnątrz. Musiała poszukać zwierząt. Przeszła zaledwie kilka kroków, gdy jej stopa zaplątała się w jakąś tkaninę i runęła na podłogę. Zdziwiona przyjrzała się, na co wpadła. Kawałek czarnej, osmolonej, grubej tkaniny. Zbledła szeroko otwierając oczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz