czwartek, 9 maja 2013

niewidzący wzrok, kanapki do ust...


...czyli znów sesja. Łażę, myślę o pierdołach, wyliczam głupoty (np przed chwilą policzyłam, że rocznie na prysznice, kremikowanie, suszenie włosów, etc zużywam coś około 15 dni. to całkiem sporo), martwię się o rzeczy nie wymagające uwagi, popadam w kompleksy i depresję, by chwilę później wpaść w samozachwyt, uciekam z domu, staram się nie myśleć o nadchodzących/trwających egzaminach i szukam wymówek, by przypadkiem się czegoś nie nauczyć. Tak! Znów ten piękny okres przyjemnego opierdalania się i nieprzyjemnego zapierdolu w jednym! Kocham to. 

Aha. No i:
juwe - JUWE - JUWENALIA!


Najpierw był ziomalski Trzeci Wymiar (tak! machałam łapką aż mnie dziś boli; A. ostrzegała ale oczywiście jej nie posłuchałam. i dobrze!), a później "zielony" NDK, więc zapach niósł się w powietrzu. Jeszcze dziś cały dzień mam wrażenie, że go czuję :) bawiłam się świetnie! Jeśli chodzi o mnie to wczoraj było: piwo, piwo, piwo i jeszcze raz piwo. Dziś niestety kacyk i "książki". Niezbyt dobra kombinacja.

Zdjęcia chujowe i mało, bo nie zabrałam aparatu, a telefon jechał już na resztkach baterii i szybko zdechł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz