tańczyła w deszczu.
pod płaczącą wierzbą.
na jej twarzy widniał szeroki uśmiech.
po skórze spływały kropelki wody.
jedyne światło dawała nieopodal stojąca latarnia.
żółte smugi podświetlały płaczący świat.
cienie rzucane przez otoczenie były długie.
niby mrocznie, a jakoś tak pozytywnie.
stał oparty o drzewo i obserwował ją.
jej ruchy były tak dziewicze i erotyczne.
ona w stanie kompletnego wyłączenia.
on zahipnotyzowany jej ruchami, wpatrzony.
cały świat nie istniał.
tylko ten deszcz.
było ciepło, a na jego ciele pojawiła się gęsia skórka.
z jej skóry unosiła się lekka mgiełka.
to parująca woda, uwalniała się z bardziej zbitej postaci, w gaz.
***
przestała tańczyć.
osunęła się na kolana.
w jej oczach pojawiły się łzy.
siedziała wpatrzona w przestrzeń.
on tylko ją obserwował.
po jej włosach ściekały kropelki.
lądowały na twarzy mieszając się ze łzami.
jej ciałem zaczęły wstrząsać konwulsje.
on podszedł powoli.
usiadł przed nią.
objął ją ramieniem.
zaczął scałowywać jej łzy.
muskał delikatnie jej oczy i policzki.
ich usta się zetknęły.
raz, drugi raz, trzeci...
po chwili całowali się już namiętnie.
na środku ścieżki.
na środku wszechświata.
dwa cienie, połączone w jeden.
pośród płaczącego świata, który nie istniał.
ich ręce spragnione dotyku.
ciała spragnione pieszczot.
usta spragnione smaków.
mogli się zaspokajać do woli.
przyciągnął ją bliżej.
znalazła się na jego kolanach.
czuli się nawzajem.
wpadli w szał.
w szale zniknęły ich koszule i spodnie.
w tym samym szale chwilę później zgubił się jej stanik.
on całował jej nagie, mokre piersi.
ona napawała się widokiem i smakiem jego mokrego torsu.
kropelki deszczu, oświetlone delikatnym rozproszonym światłem latarni, mieniły się niczym brylanty.
on był już twardy, ona morka.
byli gotowi.
bielizna zniknęła.
ona siedziała nad nim i powoli się osuwała.
zbliżali się coraz bardziej z przyjemnością malującą się na twarzach.
ona wpiła paznokcie w jego plecy.
on ściskał jej pośladki.
zaciśnięte oczy.
otwarte na doznania umysły.
ich ciała zgrane w tym najstarszym ze wszystkich tańców.
poruszali się w harmonii.
jak biegnąca, czarna puma.
jak tygrys na polowaniu.
jak gazela łapiąca wiatr.
'kocham cię' unosiło się w powietrzu, choć żadne słowa nie zostały wypowiedziane.
oddalali się powoli, by szybko się przybliżyć.
w górę i w dół.
w prawo i w lewo.
zataczała na nim kółka.
chciała poczuć go wszędzie.
on trzymał się jej mocno.
cieszył się przejażdżką.
doceniał chwilę.
szczęście, ekstaza, agape.
to była ich chwila i wiedzieli o tym.
jednym, szybkim i stanowczym ruchem on przekręcił sytuację.
teraz to on był nad nią.
klasycznie.
ich oddechy ciężkie i wilgotne, scalone.
wchodził w nią to wolniej to szybciej.
ona czuła go w sobie i pragnęła wciąż więcej.
on chciał wejść jak najgłębiej, jak najmocniej, jak najszybciej.
każdy ruch sprawiał, że tonęli w sobie coraz bardziej.
szybciej, wciąż szybciej.
odpłynęli na głębokie oceany i stracili panowanie.
finał!
ich ciała spięte klamrą przyjemności.
ich usta szeroko otwarte.
jeden krzyk, skurcz wszystkich mięśni, orgazm...
i spokojne rozluźnienie.
kocham cię.
przytuleni padli na ziemię i zaczęli się śmiać.
tak, to było niesamowite.
a deszcz padał.