'jeśli jestem w stanie odbić ci faceta,
to już go nie chcę'
z serii: mondry cycat na dziś
jest to nawiązanie do pseudomądrego i pseudożyciowego:
'jeśli możesz mi odbić faceta, to ja już go nie chcę'
bo
'jeśli chcesz go odbić, a jest mój, to ja go jednak chcę,
nawet jeśli wcześniej go nie chciałam'
i
'jeśli stracisz nim zainteresowanie, to już go nie chcę'
całość jest natomiast z serii:
kobieca logika i prawo psa ogrodnika
(rym jak najbardziej przypadkowy, a co za tym idzie - niezamierzony)
można jeszcze dodać:
'jeśli masz faceta, którego chcę, to nazwę cię suką,
chociaż gdybyś z nim nie była, to bym go nie chciała,
a my pewnie i tak byśmy się nie polubiły,
bo jesteś głupia, gruba i brzydka'
Dziś miałam świetny dzień. Prawie się wyspałam, praktycznie zdążyłam na zajęcia (które były całkiem spoko), pogadałam sobie chwilkę ze słodkim Włochem z Erasmusa (i pokłóciłam się z nim, że wygląda na Hiszpana, a nie na Włocha... chyba się obraził :D ), załatwiłam w końcu sprawy z dziekanatem (Nie wiem, co oni robią z tymi wszystkimi dokumentami, które im tam znosimy i znosimy. Oni wciąż chcą więcej i więcej. Może palą tym w piecu? Biedne, zmarznięte panie Halinki) i pojechałam na ZAKUPY!
Tu następuje zmiana nastroju. Od tego momentu mój humor pogarszał się stopniowo. Nie dość, że we wszystkich sklepach jest dokładnie to samo (lub różni się metkami i ew. kolorami), to jeszcze rozmiary w każdym sklepie są inne. W jednym sklepie 34 jest za luźne, a w innym 36 za ciasne. WFT?! - ja się pytam. Po co im te rozmiarówki, skoro i tak są bezużyteczne? Dodam jeszcze, że jak wchodziłam do galerii to wiedziałam dokładnie czego chcę. W miarę przemierzania sklepów wiedziałam coraz mniej. W końcu doszłam do takiego stopnia zdołowania, że chciałam kupić dosłownie COKOLWIEK, nie zważając na cenę.
Dwa problemy:
1. Nic mi się nie podobało
2. Nic nie pasowało idealnie, a nie kupię ciucha, który mi w jednym miejscu sterczy, w drugim uciska, w trzecim jest źle zszyty, w czwartym się gniecie, a w piątym sterczy nitka i drapie firmowa metka.
Szkoda, że nie mogę pójść do krawcowej i poprosić ją, żeby mi uszyła co chcę, z materiału jaki mi się podoba i na miarę, albo mieszkać w świecie, gdzie jest cała masa małych sklepików, a w każdym z nich coś INNEGO, wyjątkowego, dopasowanego i dokładnie wykonanego.
A, no właśnie! Poszłam z zamiarem kupienia spódnicy, a skończyło się na przymierzaniu również sukienek, marynarek, garsonek i butów. Już pod koniec bardzo chciałam kupić jeden żakiet, bo mi się podobał i wizualnie, i był z dobrego materiału, i w miarę uniwersalny (odpowiedni na różne okazje), i nawet mi cena jakoś niespecjalnie przeszkadzała, ale... nie było mojego rozmiaru, a ten minimalnie mniejszy się po prostu nie układał (większy wisiał na mnie jak marynarka ojca :p )
Podsumowując zakupy:
1. a) Mimo zapewnień internetu i różnych tabelek - daleko mi do ideału
b) Mało kto ma sylwetkę klepsydry, więc nie opłaca im się takich ciuchów produkować,
c) Ludzie produkujący ubrania mają gdzieś w czym normalne kobiety dobrze wyglądają i pomiary ściągają z manekinów
2. Poszłam po spódnicę, szukałam czegokolwiek, kupiłam cheeseburgera, dwie gumki do włosów i wodę mineralną o smaku truskawki,
3. Przypomniało mi się dlaczego tak bardzo nienawidzę zakupów,
4. Może zakupy byłyby bardziej znośne, gdyby nie:
a) oświetlenie,
b) nawiewy,
c) zupełnie inna muzyka i zapachy w każdym kolejnym sklepie i 'na zewnątrz',
5. Ekspedientki podchodzące i zadające głupie pytania, jak ich nie potrzeba i niemożliwość znalezienia ekspedientek jak chcemy o coś zapytać. Jeśli czegoś potrzebuję to na pewno dam im znać, że potrzebuję ich rady, czy pomocy. Wystarczy, żeby kilka z nich stało sobie spokojnie, czy robiło swoje. Deptanie mi po piętach i zaglądanie przez ramię nie jest ani przyjemne, ani użyteczne. Marketingowo też do niczego, bo jak gdzieś się źle czuję to chcę stamtąd wyjść jak najszybciej.
6. Internetowe zakupy byłyby super, ale... jak nie zmierzę, nie pomacam i nie ocenię, to nie kupię.
Może to ja jestem jakaś dziwna, ale wydaje mi się, że sklepy teraz są po prostu do de. Gdzie radość z zakupów? Gdzie przyjemność? Mi zakupy kojarzą się tylko z zepsutym humorem i straconym czasem. Najfajniejsze ciuchy to ciuchy wykradzione komuś z szafy, prezenty, lub (to najbardziej lubię) ciuchy, na które gdzieś tam natrafiliśmy i MUSIELIŚMY JE KUPIĆ! Tak. Szkoda, że nie mam czasu tak połazić bez celu po sklepach. Wtedy czasem udaje mi się kupić coś z czego jestem później zadowolona.
Podsumowanie:
Do d*py z tymi sklepami, do d. z tymi studiami.