Poczuła ulgę, mimo nieprzespanej nocy. Bestie raczej nie wychodzą w dzień. Miała kilkanaście godzin, by zastanowić się co robić. Wydawało jej się oczywistym, że myśliwi nie wrócą, ale postanowiła poczekać i dać im szansę. Może po prostu wystraszyli się czegoś, a tak na prawdę nie byli w niebezpieczeństwie. Chciała w to wierzyć. Zeszła z drzewa, rozebrała się i wskoczyła do wody. Potrzebowała się dobudzić, ochłonąć. Po kąpieli postanowiła wrócić do wioski. Zabrała ze sobą umyte wiadro po mleku.
Zaszła do piwnicy, w mleku z dnia poprzedniego pływało pełno much i kilka utopionych w nim myszy. Wzięła wiadra i wylała mleko do pobliskiego rowu. Wiadra umyła wodą ze studni i ponownie poszła na pastwisko. Oporządziła krowy, przywitała się z koniem. Na szczęście zwierzętom nic się nie stało. Najwidoczniej bestie nie były nimi zainteresowane.
Zdecydowała, że nie może tu dużo dłużej zostać. Obeszła wszystkie chaty i zebrała przedmioty i jedzenie, które wydawało jej się, że będą jej potrzebne. Chciała pochować zmarłych, ale nie miała siły ich przenieść. Przykryła ich tylko prześcieradłami i pozamykała drzwi i okna, by dzika zwierzyna się do nich nie dobrała. Zaprzęgła konia do niewielkiego drewnianego wozu, który załadowała jedzeniem z piwnic, ziarnem ze spichlerza i owocami z sadu. Nie zapomniała też o wiadrach na mleko, by móc doić krowy, które przywiązała do wozu na sznurkach. Kury zamknęła z niewielkich wierzbowych klatkach i zapakowała na wóz. Nie chciała ich zostawiać samych na pastwę lisów. Zebrała też przygotowane wcześniej przedmioty, których nie chciała zabierać.
Postanowiła zaczekać jeszcze jedną dobę przy wierzbie, chociaż w głębi duszy wiedziała, że myśliwi nie wrócą. Gdy całą wioskę zabezpieczyła jak umiała najlepiej na drzwiach napisała farbą datę i co myśli, że się stało. Wtedy odjechała w kierunku wierzb. Zwierzęta zostawiła po przeciwnej stronie rzeki pod jedną z większych wierzb, przywiązane do niej. Sama wróciła na swoje legowisko. Gdy skończyła, było już ciemno. Zjadła kawałek chleba. Cały dzień była tak zajęta pracą, że zapomniała o jedzeniu. Przypomniała sobie, że miała jeszcze trochę poziomek i jeżyn. Część z nich zaczynała już się psuć, więc wyrzuciła je, część zjadła, a pozostałe rzuciła przez rzekę kurom. Ułożyła się na swojej wygodnej gałęzi i starała się zasnąć. Mimo zmęczenia sen nie przychodził łatwo, a gdy ją nawiedził ponownie był niespokojny. Tej nocy obyło się brz przygód. Rano obudziło ją pianie koguta i muczenie krów. Koń też wesoło zarżał, gdy ją zobaczył. Wydawało się, że zwierzęta tej nocy spały dobrze. Gdy zeszła za ziemię zobaczyła, że na wozie siedział teraz czarny kot. Czyżby on też nie chciał zostawać sam w przeklętej wiosce? Szybko oporządziła zwierzęta. Później naścinała tyle gałązek wierzbowych ile udało jej się przywiązać do krów, gdyż planowała w trakcie jazdy robić koszyki na sprzedaż, wykąpała się i ruszyła w drogę, przejeżdżając obok wioski. Nadal była pusta. Myśliwi nie wrócili. Polowania zazwyczaj trwały jeden - dwa dni. Żałowała, że nie może zostać dłużej by się upewnić, ale czas gonił.
Zdecydowała, że nie może tu dużo dłużej zostać. Obeszła wszystkie chaty i zebrała przedmioty i jedzenie, które wydawało jej się, że będą jej potrzebne. Chciała pochować zmarłych, ale nie miała siły ich przenieść. Przykryła ich tylko prześcieradłami i pozamykała drzwi i okna, by dzika zwierzyna się do nich nie dobrała. Zaprzęgła konia do niewielkiego drewnianego wozu, który załadowała jedzeniem z piwnic, ziarnem ze spichlerza i owocami z sadu. Nie zapomniała też o wiadrach na mleko, by móc doić krowy, które przywiązała do wozu na sznurkach. Kury zamknęła z niewielkich wierzbowych klatkach i zapakowała na wóz. Nie chciała ich zostawiać samych na pastwę lisów. Zebrała też przygotowane wcześniej przedmioty, których nie chciała zabierać.
Postanowiła zaczekać jeszcze jedną dobę przy wierzbie, chociaż w głębi duszy wiedziała, że myśliwi nie wrócą. Gdy całą wioskę zabezpieczyła jak umiała najlepiej na drzwiach napisała farbą datę i co myśli, że się stało. Wtedy odjechała w kierunku wierzb. Zwierzęta zostawiła po przeciwnej stronie rzeki pod jedną z większych wierzb, przywiązane do niej. Sama wróciła na swoje legowisko. Gdy skończyła, było już ciemno. Zjadła kawałek chleba. Cały dzień była tak zajęta pracą, że zapomniała o jedzeniu. Przypomniała sobie, że miała jeszcze trochę poziomek i jeżyn. Część z nich zaczynała już się psuć, więc wyrzuciła je, część zjadła, a pozostałe rzuciła przez rzekę kurom. Ułożyła się na swojej wygodnej gałęzi i starała się zasnąć. Mimo zmęczenia sen nie przychodził łatwo, a gdy ją nawiedził ponownie był niespokojny. Tej nocy obyło się brz przygód. Rano obudziło ją pianie koguta i muczenie krów. Koń też wesoło zarżał, gdy ją zobaczył. Wydawało się, że zwierzęta tej nocy spały dobrze. Gdy zeszła za ziemię zobaczyła, że na wozie siedział teraz czarny kot. Czyżby on też nie chciał zostawać sam w przeklętej wiosce? Szybko oporządziła zwierzęta. Później naścinała tyle gałązek wierzbowych ile udało jej się przywiązać do krów, gdyż planowała w trakcie jazdy robić koszyki na sprzedaż, wykąpała się i ruszyła w drogę, przejeżdżając obok wioski. Nadal była pusta. Myśliwi nie wrócili. Polowania zazwyczaj trwały jeden - dwa dni. Żałowała, że nie może zostać dłużej by się upewnić, ale czas gonił.
Obróciła się odjeżdżając, a zwierzęta z nadzieją patrzyły tylko w przód. Ona też miała nie patrzeć w tył. Sięgnęła po kawałki chleba, kiełbasy i sera i zaczęła jeść śniadanie, popijając je świeżym mlekiem. Czarny kot spojrzał na nią, a ona bez słowa dała mu kawałek mięsa. Zadowolony zjadł je, przytulił się do jej uda i poszedł spać, kołysany przez nierówną polną drogę i muzyczne wręcz kroki konia i krów. Gdy zjadła ponownie wyjęła mapę. Z tą ekipą na pewno droga nie będzie szybsza, ani krótsza, wręcz przeciwnie, będą musieli robić przerwy na pasienie się i szukać wodopojów, ale czuła się lepiej. Nie była już sama i mimo, że teraz miała stworzenia pod swoją opieką, zależne od niej, czuła się bezpieczniejsza... a może odważniejsza?
Miała jedzenie, ubrania na zmianę, książki, broń, narzędzia i zajęcie. W drodze planowała oprócz koszyków porobić też biżuterię ze znalezionych w rzece pięknych kamieni. Ostatnie dni nazbierała ich całkiem sporo. Podróż zapowiadała się o wiele przyjemniej. Prawie zapomniała, że jest ściganym człowiekiem. Przyjrzała się nowo znalezionym mapom. Były na nich pozaznaczane wiejskie i polne drogi, co prawda tylko okoliczne, ale na najbliższe kilka dni jej wystarczy. Podejrzewała, że im bardziej oddali się od stolicy, tym mniej osób będzie ją znać. Liczyła na to, że listy gończe rozmieszczone zostały tylko blisko jej byłego domu.
Miała jedzenie, ubrania na zmianę, książki, broń, narzędzia i zajęcie. W drodze planowała oprócz koszyków porobić też biżuterię ze znalezionych w rzece pięknych kamieni. Ostatnie dni nazbierała ich całkiem sporo. Podróż zapowiadała się o wiele przyjemniej. Prawie zapomniała, że jest ściganym człowiekiem. Przyjrzała się nowo znalezionym mapom. Były na nich pozaznaczane wiejskie i polne drogi, co prawda tylko okoliczne, ale na najbliższe kilka dni jej wystarczy. Podejrzewała, że im bardziej oddali się od stolicy, tym mniej osób będzie ją znać. Liczyła na to, że listy gończe rozmieszczone zostały tylko blisko jej byłego domu.
Ponownie zaznaczyła drogę, tym razem polnymi drogami, omijając wioski i miasteczka, zaznaczyła też miejsca postoju, szukała takich blisko rzek lub strumieni, by zwierzęta miały co pić. Dla niej zapas kilku bukłaków wystarczyłby na kilka dni, ale nie była w stanie zabierać ze sobą kilkudziesięciu litrów dla konia i krów. Jedzenia dla nich na razie było pod dostatkiem, świeża trawa i koniczyny porastały każdy kąt. Lato było gorące, ale padało też sporo deszczy. Aż dziwne, że odkąd podróżuje, nie padało.
Kolejne kilka godzin podróży spędziła naginając miękkie gałązki wierzby. Zaczęła do tych cienkich. Najpierw okorowała kilka, później zrobiła dno. Nie wyszło idealnie równe, ale ogólnie była zadowolona z efektu, chociaż musiała się mocno zastanowić jak zrobić brzeg. Gdy już przypomniała sobie technikę, plecenie szło jej dość szybko. Ostatni raz koszyki robiła kilka lat temu, na zajęciach w szkole. Miło wspominała te zajęcia. Nawet próbowała wpleść mniejsze gałązki by urozmaicić wzór. Na koniec zrobiła dłuższą rączkę na ramię, by kosz łatwo można było nosić. Gdy skończyła dojechali do miejsca, w którym zaplanowała postój. Rozprzęgła konia, poluzowała krowom liny i wypuściła kury. Zwierzęta poszły zgodnie za nią do rzeki i zaczęły pić. Było jej gorąco. Do wiadra nalała wody, rozpuściła w niej kawałek mydła i wrzuciła ubrania znalezione w chatach. W czasie gdy ubrania namakały ona z tą samą kostką poszła kawałek dalej w dół rzeki i wykąpała się. Poczuła się świeżo, jej włosy pachniały mydłem. Zebrała kilka gałązek rumianku i wtarła je w wilgotne jeszcze włosy. Później wyprała i wypłukała ubrania i porządnie umyła wiadro. Mokre ubrania powiesiła na barierkach wozu i okolicznych krzakach do wyschnięcia. Zwierzęta patrzyły na nią z ciekawością. Ponieważ było jasno, postanowiła rozpalić ogień i ugotować kilka jajek, które zniosły jej nowe przyjaciółki. Pośrodku nad niewielkim ogniskiem zbudowała konstrukcję z kamieni. Na kamieniu postawiła wypełniony wodą niewielki metalowy dzbanek, do którego udało jej się zmieścić większość jajek. Pozostałe, gdy kamień się nagrzał rozbiła i usmażyła. Kawałek smażonego jajka oddała kotu, resztę zjadła sama. Kot zjadł i uciekł w krzaki. Po chwili wrócił z upolowanym królikiem i rzucił jej pod nogi. Królik był już martwy. Zrobiło jej się przykro. Nie potrzebowała teraz mięsa, miała dużo jedzenia. Jednak podziękowała kotu i przyjęła prezent. Wzięła niewielki nóż i oskórowała go sprawnie nad brzegiem rzeki. Skórka była bardzo miękka, futerko milutkie. Wnętrzności umyła i wrzuciła do garnka po gotowanych jajkach. Jajka wcześniej schowała w zawiniątko i położyła na wóz, na później. Do garnka nalała wodę, wrzuciła znalezione nieopodal zioła - majeranek i tymianek. Zupa zaczęła się gotować. W między czasie nabiła na patyk królika i powiesiła nad ogniem i co jakiś czas obracała. Krowy i koń znudzone poszły coś zjeść. Kury dziobały rozsypane przez nią ziarna i wydziobywały dżdżownice z ziemi. Kot wyciągnął się na pobliskim kamieniu i zapadł z rozkoszną drzemkę. Rozejrzała się dookoła. W pobliskim rowie dostrzegła pokrzywy. Wstała i podeszła do nich z niewielkim nożykiem i grubszym kawałkiem materiału. Nazrywała kilkanaście garści świeżych liści i wrzucała je po trochę do garnka. Dawno nie jadła zupy z pokrzyw. Zanim zupa będzie gotowa, zanim zwierzęta się najedzą, minie trochę czasu. Postanowiła się położyć na chwilkę i zamknąć oczy. Gdyby ktoś się zbliżał, zwierzęta na pewno to dostrzegą i ją obudzą. Dołożyła do ognia i położyła się obok kota. Sielankowa atmosfera udzieliła się wszystkim. Obudziło ją syczenie znad ogniska. Zupa zaczynała kipieć. Musiała trochę zmniejszyć ogień. Polała kamień odrobiną wody z bukłaka i to zadziałało. Chwilka drzemki dała jej dodatkową energię do działania. Słońce świeciło jeszcze dość wysoko. Postanowiła, że za niedługo czas ruszać dalej. Zupa dochodziła, królik skwierczał, był już gotowy, ziemniaki spod żaru pachniały smakowicie. Powoli pościągała wszystko i zaczęła pakować ekipę z powrotem na wóz. Ostatnie do koszy wskoczyły kury. Kot od dawna siedział na wozie i czekał na nią. Po zgaszeniu ogniska ruszyli w dalszą drogę.
Umytą dokładnie i oczyszczoną skórkę króliczą musiała dalej przygotować. W jednej z chat znalazła ałun i sól. Najpierw zasoliła futro, później pokryła skórę ałunem. Dobrze, że spakowała ze sobą te dodatkowe kilka rzeczy. Futerko później włożyła pod ciężki kosz. Po kilku godzinach na kolejnym postoju wypłukała sól i nałożyła kolejną warstwę. Wieczorem trzecia i ostania warstwa soli i ałunu. Teraz skórka miała leżeć dłużej pod obciążeniem. Miała nadzieję, że dobrze pamiętała proces obróbki skóry. Przygotowała wszystkich na nocleg. Ponownie znalazła wierzbę nad wodą, ta była ogromna i pomieściła całą wesołą ferajnę. Zmieścił się nawet wóz. Zjadła na kolację zupę zabieloną śmietaną zebraną z mleka. Większość mleka musiała wylewać. Bardzo jej było szkoda marnować jedzenie, ale nie miała co z nim robić. Może spróbuje zrobić ser? W podróży będzie ciężko, ale co jej szkodzi. Czas ma. Kot poszedł polować i słychać było z krzaków dźwięki chrupania. Miała nadzieję, że nie był to kolejny królik. Wdrapała się na drzewo, znalazła odpowiednią gałąź i szybko zasnęła.
Umytą dokładnie i oczyszczoną skórkę króliczą musiała dalej przygotować. W jednej z chat znalazła ałun i sól. Najpierw zasoliła futro, później pokryła skórę ałunem. Dobrze, że spakowała ze sobą te dodatkowe kilka rzeczy. Futerko później włożyła pod ciężki kosz. Po kilku godzinach na kolejnym postoju wypłukała sól i nałożyła kolejną warstwę. Wieczorem trzecia i ostania warstwa soli i ałunu. Teraz skórka miała leżeć dłużej pod obciążeniem. Miała nadzieję, że dobrze pamiętała proces obróbki skóry. Przygotowała wszystkich na nocleg. Ponownie znalazła wierzbę nad wodą, ta była ogromna i pomieściła całą wesołą ferajnę. Zmieścił się nawet wóz. Zjadła na kolację zupę zabieloną śmietaną zebraną z mleka. Większość mleka musiała wylewać. Bardzo jej było szkoda marnować jedzenie, ale nie miała co z nim robić. Może spróbuje zrobić ser? W podróży będzie ciężko, ale co jej szkodzi. Czas ma. Kot poszedł polować i słychać było z krzaków dźwięki chrupania. Miała nadzieję, że nie był to kolejny królik. Wdrapała się na drzewo, znalazła odpowiednią gałąź i szybko zasnęła.