czwartek, 4 października 2012

'zdupytotalnie'

'Nie mam nic, a to co mam dziś przepiję'

|

| Big Cyc - Ballada o smutnym skinie

Pogoda w kratkę, a uczyć się trzeba. Dziś było słonecznie, ciepło, przyjemnie. Stwierdziłam, że pójdę się pouczyć na łąki, na łono natury. Lubię tam siedzieć, bo to mnie oczyszcza i uspokaja. Pojechałam na rowerze, 3 min później siedziałam już zadowolona z książką w ręce. Przeczytałam  wprowadzenie do chemioterapii przeciwbakteryjnej i rozejrzałam się. Jasno-szare chmury ciężko wisiały nad ziemią. Pomyślałam: tylko żeby nie padało. Jaskółki latały nisko. No to już po ptakach. Zwierzęta się nie mylą. Pół minuty później zaczęło padać. Zebrałam się szybko i wróciłam do domu. To by było na tyle z uczenia się w plenerze. Dziękuję. Dobranoc.




MOJA BAŃKA ZNÓW PĘKŁA

Pojechałam z matką, ciotką i kuzynką Helą, do znajomej ciotki. To było w mieszkaniu w bloku na pierwszym piętrze. Ja wyszłam z małą na zewnątrz, bo płakała strasznie, a przed blokiem był taki mini plac zabaw z huśtawkami, w podwórku, między blokami. Towarzystwo raczej nie zachęcało, by tam pozostać, ale jaki miałam wybór, dziecko będzie szczęśliwe, albo głośne. Posadziłam ją na huśtawce, a na ławce parę kroków dalej siedzieli jacyś menele. Po chwili podbiegła do nas Dziewczynka z Bloku i usiadła na huśtawce obok. Coś do mnie zaczęła mówić, ja z grzeczności odpowiadałam, ale więcej zainteresowania starałam się poświęcać mojej kuzynce. Tamta mała zaczęła się popisywać, skakać, robić fikołki na tej huśtawce. Pochwaliłam ją, że super, ale powiedziałam, że nie powinna tak robić, bo może sobie zrobić krzywdę. Wyjaśniałam mojej kuzynce, żeby ona nawet o tym nie myślała (ma trochę ponad 2 latka). Dziewczynka z Bloku (bo tak ją sobie w głowie nazwałam) zobaczyła jak się krzywię. Z okna na pierwszym piętrze leciała głośna muzyka, nie będę pisać jaka, ale słowo 'dobra' jest bardzo dalekie od jej opisu. Dziewczynka popatrzyła w tym kierunku. 
'A ja wiem skąd to leci!' - powiedziała wesoła.
'Skąd?' - zapytałam, oczekując odpowiedzi typu: 'od mojego kolegi Bartka'.
'Z okna na pierwszym piętrze.'
'No tak, oczywiście.' -pomyślałam. Ona zaczęła coś opowiadać, że ma lekcje do zrobienia, że jest w 3 klasie, że lubi matmę, ale polskiego nie, że jej ulubiony przedmiot to sztuka, że woli malować niż rysować, że angielskiego nie lubi, a ja przytakiwałam, yhymowałam i od czasu do czasu wtrącałam jakieś: 'no, matematyka jest fajna', albo: 'moja siostra też robi  teraz zadania domowe i dlatego została w domu', po czym walnęłam: 'angielski jest bardzo ważny w dzisiejszych czasach! jak możesz nie lubić angielskiego. Trzeba się uczyć języków, bo to się przydaje nawet bardziej niż matematyka.'
Później dmuchnął wiatr i ona się skuliła. Zobaczyłam jak się skurczyła, więc zapytałam jej: 
'Dlaczego nie masz czapki?!'. 
Ona tylko wzruszyła ramionami. Zrobiłam jej mały wykład, że teraz jest jesień, dlatego dużo ludzi choruje, bo jesteśmy osłabieni itd. Próbowałam wyjaśnić jej w prosty sposób, o konieczności noszenia czapki i szalika. Zapytałam ją czy chce być chora. Ona powiedziała 'Tak'. Zbaraniałam. 
'Bo nie będę musiała chodzić do szkoły' -dodała po chwili. Zdziwiłam się i zaczęłam jej mówić: 
'Jak człowiek jest chory to bardzo źle się czuje, boli go gardło i głowa, ma gorączkę i... przecież w szkole jest fajnie, bo mamy znajomych, zawsze się coś ciekawego dzieje, a jak się opuści kilka dni w szkole, to później jest dużo zadań domowych do nadrobienia i można coś ciekawego przegapić'. 
Ona przytaknęła mi odnośnie zadań domowych, ale co do przyjaciół powiedziała: 
'Ja nie mam przyjaciół w szkole. Ja w ogóle nie mam przyjaciół, bo nikt mnie nie lubi.' 

'Jak to cię nikt nie lubi?' - plus kilka pytań pomocniczych. I znów mnie zatkało. W końcu wymyśliłam jakieś pouczające zdania typu: 
'Ludzie postrzegają cię tak jak ty sama siebie postrzegasz, jeśli myślisz, że nikt cię nie lubi to tak rzeczywiście będzie, ale jeśli pomyślisz, że każdy jest twoim przyjacielem to inni w to uwierzą'.
I temat znów zszedł na jesienne przeziębienia. Opowiedziałam jej o witaminkach, o potrzebie jedzenia owoców i warzyw. Ona powiedziała, że nie ma w domu owoców. Na co ja wypaliłam: 
'To powiedz mamie, żeby ci kupiła jakieś jabłko czy coś' - i w tym momencie pomyślałam: 
'Kurde! Nie znam dziecka, ani jego sytuacji w domu, mam nadzieję, że nie palnęłam nic głupiego'.

Mała do mnie: 'Ale mojej mamy nie ma w domu. Nie wróciła z pracy'. 
Wytłumaczyłam jej, że nie musi teraz. Ona do mnie:
'Mama teraz wraca bardzo późno, odeszła od taty, bo ma nowego chłopaka...' i zasypuje mnie toną informacji, których wolałabym nie dostać. Tak mnie zatkało, że nie wiedziałam co mam zrobić, co powiedzieć. Mała kontynuuje, że czasami mama nie kupi chleba, że ona idzie głodna do szkoły i że w szkole też nie ma obiadów. Ja coraz ciaśniej ściskam swoją kuzynkę i myślę co powiedzieć. 
'Oooo! Kotek.' - wypaliła Hela i poczułam się uratowana. Zaczęłam jej tłumaczyć, że to nie kotek, tylko mały piesek (taki z jakim się wychowywałam, Jimmi - był suczką, rasy ratlerek miniaturka, czarny podpalany). 
'Ja też mam kotka' - pochwaliła się Dziewczynka z Bloku. Sprawdziłam godzinę. Była 18.42. Hela zażyczyła sobie spacerek. Wstałyśmy z huśtawki i chciałam się pożegnać z tą dziewczynką z bloku. Powiedziałam jej jeszcze: 
'Za 18 minut będzie wieczorynka, skoro musisz jeszcze zrobić zadanie domowe, to może powinnaś już iść do domu'. (zrobiło się ciemno, a to podwórko było straszne. To nie było już miejsce dla dzieci. A nad słowem 'już' bym się jeszcze zastanowiła). Ona zebrała się z nami. Moja do granic możliwości rozpieszczona kuzynka była już zmęczona, więc musiałam wziąć ją na ręce. 'Spacer' zaprowadził nas 15 m dalej na kamienny stół do pingponga.

Posadziłam moją kuzynkę, a ona w krzyk. 'Na ręce, no jasne' - pomyślałam i już widzę jak wykrzywia swoją słodką buźkę. Zaczynam jej tłumaczyć, że jestem już zmęczona, że nie mam siły jej tyle nosić, że pobawimy się tutaj... ale w końcu i tak ją wzięłam. Dziewczynka z Bloku usadowiła się koło mnie. Moja kuzynka nagle też zapragnęła usiąść. Dziewczynki siedziały na krawędzi, ja stałam obok. Wymyśliłam im zabawę. Musiały wykonywać moje polecenia. 
'Nogi do góry, merdajcie nogami, obie razem, teraz każda osobno, teraz tylko jedną nogą, a teraz machajcie rękami' itd. Hela się uhihrała, Dziewczynka z Bloku też wydawała się być zadowolona. W pewnym momencie powiedziałam: 
'Patrz Hela jak Dziewczynka równo to robi', a Dziewczynka z Bloku powiedziała: 
'Nie dziewczynka, tylko zwycięstwo.' Zatkało mnie i przez moment nie wiedziałam o co jej chodzi, ale po chwili odparłam: 
'Więc nazywasz się Wiktoria?'. Ona w odpowiedzi pokiwała głową ucieszona, że zrozumiałam. 
'Moja siostra ma tak samo na imię' - powiedziałam zgodnie z prawdą. Założyłam Heli kaptur na czapeczkę, bo wiało niesamowicie. Wiktoria połapała się, że ona przecież też ma kaptur i powiedziała:
'Że wcześniej na to nie wpadłam'. 
'Że JA wcześniej na to nie wpadłam' - pomyślałam. 
'Brakuje ci jeszcze szalika. Całą szyję masz gołą' - bąknęłam w odpowiedzi. Wika pokiwała głową. 
'Stasiek! Stasiek idzie' - krzyknęła. (Stasiek, to brat Heli i mój mały kuzyn.) 
'Kto to jest Stasiek?' -zapytałam. 
'Stasiek to jest pies' - odpowiedziała ona.
Chwilę później zobaczyłyśmy Staśka i 2 inne bullterriery. Ja się wystraszyłam, Hela też, a Wiktoria zaczęła nas przekonywać, że one są bardzo przyjazne i możemy je pogłaskać. 
'Hela ma alergię' - zmyśliłam szybko.
'A mówiłaś, że Hela ma psa' - nie dała się przekonać Wiktoria.
'Ma, ale na dworze' - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Wiktoria nie mogła tego zrozumieć. 'Jak to pies na dworze?!'. 
'Hela ma domek, a na dworze jest buda dla psa'. Nie wiedziałam jak inaczej to wytłumaczyć. W tej chwili z bramy wyszły moja mama z ciocią i uratowały mnie od dalszych zmagań. Pożegnałyśmy się z Wiktorią i poradziłam jej, żeby biegła do domu. 
'Za trzy minuty zaczyna się bajka. I pamiętaj następnym razem o czapce!'- to były ostatnie słowa jakie powiedziałam odchodząc.

Czuję się podle. Kolejna bańka chroniąca mnie przed złem tego świata pękła. Jestem o kolejną warstwę bliżej do tej całej beznadziejności, niesprawiedliwości i syfu. Nie ogarniam coraz bardziej. Nie rozumiem dlaczego są takie dzieci. Jak można nie kochać, nie dbać, nie być z własnymi dziećmi?! Jak można nie dawać im wszystkiego na co zasługują? Ludzie są dziwni. Niektórych nigdy nie zrozumiem.
Ja mam potrzebę opiekowania się słabszymi, a dzieci mimo, że się ich boję i nie lubię ich, to mam potrzebę objęcia ich ochroną i miłością. Zasługują na to. Nie ważne czy są grzeczne czy nie. To zależy w dużej mierze od wychowania. 

DZIECI TRZEBA KOCHAĆ - to jest najważniejsze.

Wszystkie one powinny być wychowywane w atmosferze miłości, akceptacji, zaufania i zrozumienia. Na kogo wyrośnie dziecko niekochane, nieszanowane, nieakceptowane i niezrozumiane? 

4 komentarze:

  1. 'no, matematyka jest fajna' - pffhahahahah, me sory, i lold :D przy mnie tak nie mówisz xD

    rany, jakie Ty masz... rozkoszne podejście do dzieci ;) takie... dojrzałe i wyrozumiałe. łał.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej, zawsze lubiłam matmę! (do końca liceum, później nie miałam) To takie zagadki jakby. A to, że najlepiej mi wychodziły jak byłam w stanie pół śpiącym to inna sprawa.

    nie skomentuję tu tego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo wyrozumiałe. A potem dziewczynka będzie upierdliwie chodzić za ludźmi wmawiając sobie,że to jej przyjaciele,a oni będą jej nie lubić jeszcze bardziej. Ona im zaufa - oni zranią ją przez to jeszcze bardziej.
    To co mówisz dziecku ono bierze w pełni.
    Chyba ktoś tak kiedyś powiedział mojej kuzynce,dlatego rzuca się z uściskami na każdego.


    "Jak można nie kochać, nie dbać, nie być z własnymi dziećmi?!" coś mi to przypomina. Szczególnie ostatnie słowa..

    OdpowiedzUsuń
  4. Co ty byś jej powiedziała? hmm? Nie uważam, że zrobiłam dobrze, ale byłam zagubiona. Nie wiedziałam co zrobić i co powiedzieć. Miałam ją olać i nie mówić nic? Traktować ją jak powietrze?

    Coś.

    OdpowiedzUsuń