środa, 1 kwietnia 2009

noca dusza ulatuje niczym.. samoloty.


taka piosenka, ktora utkwila mi w glowie..

Wieczorem, przechodzac z jednego budynku do drugiego poczulam chlod. 
Taki przyjemny. Zle sie czulam.. fizycznie i psychicznie. 
Moze to dlatego ta noc wydala mi sie taka.. inna.
Musialam przystanac przy barierce i przez chwile patrzec sie na gwiazdy. 
Niebo bylo ciemne, prawie czarne. Gwiazdy byly jasnymi, wyraznymi punktami. Nie bylo ich wiele, ale ten kontrast robil wrazenie.
Przede mna byla gwiazda polarna. Widzialam ja bardzo dobrze. Dostrzeglam tez wielki i maly woz. Dzis wszystko bylo takie oczywiste. 
Obok przelatywal samolot i z lewej strony gdzies tam na niebie kolejny. Jeszcze z prawej syszalam szum innego, ktory akurat nizal swoj lot.
Otaczaly mnie pojazdy pozwalajace sie przemieszczac.
Poczulam sie blizej gwiazd. Swiat ulecial mi spod stop na kilka chwil.


Wtedy przypomnial mi sie inny wieczor. Bylam smutna i steskniona za Nim, w swoim pokoju. Swiatlo bylo zgaszone.  Siedzialam na dywanie parta o lozko i poduszki, przykryta koldra. Mialam zamiar tam usnac. Patrzylam za okno. Na to samo niebo. Moze wygladalo inaczej ze wzgledu na miejskie swiatla, ale tamtego dnia bylo ciemniejsze, prawie jak to dzisiaj tu gdzie jestem (co nie tak czesto sie zdarza we Wroclawiu).
Wtedy tez przelatywal samolot. I wyobrazilam sobie, ze nagle wszytskie gwiazdy zamieniaja sie w samoloty i odlatuja gdzies. I ze zostalam sama. Z pustym niebem. Takim czarnym i smutnym. 
 - Czy nocne niebo jest smutne? - zastanawialam sie - ma przeciez na sobie tyle gwiazd. Ale moze brak mu tej jednej? najjasniejszej? Jak by wszytko wygladalo gdyby tylko ta jedna gwiazda odleciala? 
Wtedy zrobilo mi sie lepiej. 
 - Gwiazdy nie zamienia sie w samoloty. To niemozliwe z naukowego punktu widzenia.
Czasem nauka sprowadza na ziemie, uspokaja, gdy dusza zaczyna fantazjowac i oddalac sie w zlym kierunku.
Jednak ta wizja z odlatujacymi gwiazdami zostala mi w glowie.
Dzis, gdy tak unosilam sie w przestrzeni, pomyslalam jak bardzo chcialabym przyczepic sznureczki do tych jasnych, bialych punkcikow, delikatnie potrzasnac nimi jak wodzami w dorozce i wraz z moimi wierzchowcami udac sie do domu. 
Moja twarz oplywaloby to nocne, chlodne powietrze, wlosy odgarniete przez ped powiewalyby z tylu za mna. Wyobrazilam sobie tez w co bylabym ubrana. Biala, postrzepiona, zwiewna sukienka. Po jakims czasie moja skora pofaldowana by byla gesia skorka, z zimna i emocji. 
W koncu nie codzien podrozuje z gwiazdami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz