czwartek, 22 stycznia 2009

Prawdziwy mezczyzna - Bajka o Ksieciu i Brandy (r2)


Gdy wyszedl z kawiarni bylo juz pozno. Uliczne latarnie swiecily swoim normalnym zoltym swiatlem, a od czasu do czasu, ktoras z nich zamrugala i zgasla, by po chwili znow sie zapalic, jego cialo rzucalo cien, ktory z kazdym krokiem zmienial swoja dlugosc. Idac ulica myslal co moglo spowodowac ze jego ukochana nie przyszla na umowione spotkanie. Przez glowe przechodzily mu rozne obrazy. Od najbanalniejszego jakim bylo niezdecydowanie w doborze sukienki, przez zaspanie az do jakiegos wypadku. Probowal do niej zadzwonic z budki telefonicznej, ale w domu nikt nie odbieral. Zastanawial sie czy powinien pojsc do niej i sprawdzic czy wszystko jest w porzadku, czy lepiej bylo by poczekac do rana. Moze zle sie czuje i nie chce, by ktokolwiek ja widzial w tym stanie?
'Ah te kobiety ' - westchnal w myslach i postanowil mimo wszystko sprawdzic . Gdyby tego nie zrobil martwilby sie cala noc.
Ruszyl w kierunku jej mieszkania, znajdujacego sie dwie przecznice dalej. Miasto zdawalo sie spac. Bylo ciche i nieruchome, jakby czas sie zatrzymal. On kroczyl spokojnie. Jego kroki dudnily i odbijaly sie echem. Do tej pory opanowany zaczal sie denerowac. Im byl blizej jej mieszkania tym serce bilo mu szybciej. Mial zle przeczucia, a zawsze uwazal ze przeczucia to sprawa kobieca. Mimowolnie przyspieszyl kroku. Pod koniec drogi juz prawie biegl. W koncu stanal pod jej brama i zadzwonil domofonem. Odpowiedziala mu cisza. Sprobowal jeszcze raz. Znowu nic. Odczekal chwilke na wypadek gdyby spala i zadzwonil jeszcze raz. Nikt i tym razem nie odpowiedzial. Sprawdzil drzwi. Byly otwarte. Wszedl na klatke schodowa i wbiegl schodami na gore. Pierwsze pietro. Mieszkala pod numerem trzecim. Zadzwonil do drzwi, lecz jak poprzednio nikt sie nie odezwal. Teraz byl juz bardzo zdenerwowany. Albo jej sie cos stalo, albo gdzies wyszla. Moze zapomniala o ich spotkaniu i z kims sie umowila? Moze zostala dluzej w pracy? A moze poszla do kawiarni, z ktorej on wlasnie wracal? Co prawda nie zdazalo jej sie spozniac, a na pewno nie o godzine, ale zawsze moze byc ten pierwszy raz. Zapukl mocno wyraznie juz zniecierpliwiony. Drzwi sie uchylily. Nie byly zamkniete. Zawachal sie. odczekal. Nasluchiwal jakis dzwiekow, ktore zdradzilyby mu sytuacje. Nic nie uslyszal. Zebral sie w sobie mimo rosnacych emocji, mimo przeczucia, ze cos jest bardzo nie w pozadku i mimo jakiegos takiego leku ze moze byc za pozno. Nie wybaczyl by sobie, gdyby jej sie cos stalo. Wszedl przez waski przytulny przedpokoik. Byl ciemny teraz. Zadne swiatlo w mieszkaniu sie nie swiecilo.Na scianach wisialy afrykanskie maski, na polkach staly swieczki i posazki Buddy. Sciany byly pomalowane na czerwono, a sufit i gryby mieciutki dywan byly czarne. Czul sie jakby stapal po lisciach na jesiennym spacerze po parku. Przezornie zdjal buty, bo wiedzial jak bardzo nie lubila, gdy ktos wchodzil w nich do jej krolestwa. Na koncu korytarza byla malenka biala kuchnia, a drzwi po lewej to ciemne 'Krolestwo Afrodyty'. 'Czarne morze'. Jej wymarzona lazienka. Jak mu kiedys wyznala, nazwa przyszla jej do glowy kiedys, gdy po kapieli wyszla z wanny. Czula sie jak nowo narodzona bogini Afrodyta wynurzajaca sie z morskich fal. Wszystkoo w mieszkaniu zdawalo sie spac. Cisza byla wrecz nienaturalna. On wyczulony na najdrobniejszy nawet szelest podskoczyl z przerazenia, gdy lodowka zawarczala w swojej chlodzacej rutynie. Musial wziasc kilka glebokich oddechow, by sie opanowac. Przystanal. Rozejrzal sie. To mieszkanie wygladalo inaczej niz zwykle. Jeszcze nigdy nie widzial go w ciemnosci. Zawsze topilo sie w milionach swiatel. Swieczki, lampki, lampy, zyrandole, zyrandoliki... Wszystko rozpalone dajace blask i cieplo.
Ruszyl powoli, ostroznie do przodu. Kroki stawial jakos tak niepewnie. Jakby stapal po kruchym lodzie. Jego spojrzenie dotarlo w koncu do zamnietych drzwi na przeciwko lazienki.
'Czy te drzwi byly kiedykolwiek zamkniete?' On w ogole sobie ich nie przypominal. Patrzyl na nie jakby widzial je po raz pierwszy.
Katem oka dostrzegl za soba ruch. Gwaltownie sie odwrocil i omal nie krzyknal. Stal i patrzyl sie sobie w oczy.
'To tylko lustro'
Czul sie glupio. Dorosly mezczyzna, a zachowuje se jak mala dziewczynka. Wsytd mu bylo przed samym soba. Ruszyl znow do przodu. Tak krotki korytarz a wydawal sie teraz nie do przebycia. Teraz od drzwi jej sypialni dzielily go dwa kroki. Przeszedl je wachajac sie i powoli wyciagnal przed siebie reke by zapukac. Zamarl z reka w powietrzu. Wzial kolejny gleboki oddech i zdecydowanie zapukal. Odpowiedziala mu cisza. Przerazenie wzielo kontrole nad jego mozgiem. Sparalizowany strachem o nia nie mogl oddychac. Postanowil wejsc do srodka. Nacisna na klamke. Drzwi byly zamkniete. Sprobowal pchnac je mocniej.
'Moze cos zaskoczy' - pomyslal.
Nie zaskoczylo.
Po chwili juz sie nie kontrolujac silowal sie z drzwiami jak dziecko zamkniete za kare w sypialni. Gdy zobaczyl bezsensownosc sytuacji cofnal sie o krok i plecami dotknal sciany. Rekami zlapal sie za twarz, bedac juz pewnym najgorszego i zsunal sie na ziemie. Nie potrafil powstrzymac lez.

-No nie! Co za beksa! Kurna jak juz opowiadasz jakas historie to moze bys sie bardziej postarala?! Co?! Takich facetow to juz dosc jest na swiecie. niech ta historia bedzie o prawdziwym facecie.
-Prawdziwym facecie?! Ha, ha, ha... Ty slyszysz co ty mowisz?
No taki facet to wlasnie prawdziwy jest. Strachliwy jak kura domowa i na dodatek beksa.
-To moze ja chociaz skoncze ta historie, co? Moze uda mi sie ja naprawic. To jak? Hmmm?
-Naprawic?! Czyli ze co? Ze ja ja spsulam? Tak? A poczekaj dziadu! Ja i jeszcze pokaze.
Siedz, pij ta swoja herbatke, odprez sie i suchaj.
-No dobra. Masz ostatnia szanse, a jak ci sie nie uda naprostowac to ja wchodze.
-No to sluchaj!

Po chwili zebral sie w sobie na tyle, by wstac i pojsc do kuchni. Zazwyczaj w szafce nad zlewem byla jakas wodka. Ale teraz stala tam tylko jej ulubiona brandy. Wyciagnal reke i mimo ze wiedzial ze nie powinien, wzial ja bez wachania. Musial sobie jakos poradzic. Po 'MESKU'.
Pomyslal o kieliszku, bo ona zawsze wszystko pila z kieliszkow, ale po chwili odkrecil buteke i pociagnal duzego lyka wprost z butelki. Skrzywil sie, otrzasnal glowe jak 'PRAWDZIWY FACET' po czym usiadl przy kuchennym stoliku i wzial kolejnego lyka.
Siedzial tak w ciemnosci chlejac jak 'PRAWDZIWY FACET'..

-Gowno nie prawdziwy facet! Sama jestes PRAWDZIWY FACET!
Kobieto mi chodzilo o takiego fajnego prawdziwego faceta. Nie wiem, moze by gdzies cos znalazl i drzwi rozwalil czy cos..
-No to chyba 'czy cos'
Czy ty masz w domu siekiere? Jakos mi sie nie wydaje, a bez siekiery sie drzwi rozwalic nie da...
-Oj da sie, da! To historia jest.
-... zreszta nie mowilas, ze takiego faceta chcesz.
-No a jakiego?! Bekse chlejusa? No po prostu facet-marzenie!
Obie przyjaciolki zaczely sie smiac.
-Ja skoncze ta historie. Tobie nie udalo sie jej naprostowac.

Wiec gdy ten 'mezczyzna' chlal ta wodke w kuchni...

-To nie byla woda tylko brandy!
-No dobra!

Chlal brandy w kuchni, a trzeba przypomniec ze to nie byla jego brandy, do mieszkania weszla Agape. Wkurzona, bo sie ten dupek umawia, a pozniej nie przylazi. A teraz wraca do domu i co tam zastaje? Nie dosc ze drzwi od mieszkania otwarte na osciez to jeszcze ten.. ten..
Brakowalo jej slow.
ten dupek! Gdzie? W jej kuchni, chleje jej wodke!

-Brandy!
-Wodka, brandy, jeden chuj.

Wiec chleje jej wodke..

-Chuja nie wodke! Przeciez mowilam ze brandy.
-To chuja czy brandy?
Dziewczyny znow zaczely sie smiac i trwalo chwile zanim sie uspokoily.

No wiec chlal tego chuja... tfu! brandy przy jej stole, w jej kuchni!
Podeszla do niego, walnela go w czache i zapytala:
-Co ty tu chuju do kurwy nedzy robisz? he? Co ty sobie pedale jeden wyobrazasz, co?
Ze ja bede po jakis kawiarniach zapierdalac, a ty mi bedziesz.. no tego!

-brandy..

-No wlasnie! brandy chlac?! Jak sie kurwa na butelke alko niestac, to gdzie ty kurwa chuju do kobiety podbijasz, co? Na zareczyny mi tymbarka kupisz? Zebym sobie z kapselka pierscionek zobila?! Spierdalaj dziadu na drzewo, kurwa te no... banany prostowac!
-Cooo? eee.. To ty zyjesz..?
-Co? Co ty kurwa pierdolisz? A czemu mialabym nie zyc? Jakis pedalow na mnie naslales w tej kawiarni? Pozbyc sie mnie chcesz? Wypierdalaj! Slyszysz? Wypierdalaj, bo zajebie jak kundla!
-yyy... ale nie rosumiem...
-Czego nie rozumiesz? Idiota pojebany! 'Wypierdalaj' nie rozumiesz?! he?!
-Dlaszeho nie pszyszlas do kafiarni? I dlaszeko tszwi tu byly otfarte? I daszego te od sypialni sa samkniete?
-Co?! Mow wyrazniej, bo zes sie tak narabal, ze cie za cholere nie moge zrozumiec.
-Dlaszeho nie pszyszlas do kafiarni?
-Jak cholera nie pszyszlam jak wlasnie stamtad wracam! Jak sie umawiasz na 12 to adz o 12!
-Umofilem sie o 22.
-Chyba cie pojebalo! Mam napisane w sms'ach ze 12!

-Misku! Oni nie mieli jeszcze sms'ow. To bylo '80.
-Oj dobra sie zmienilo! Czas szybko leci.
-No chyba nie az tak szybko!
-Dla dobra historii przyspieszyl. No bo co mial list jej napisac ze o 12?
-No to niedlugo do teleportow dojda jak tak dalej bedzie spieszyl!
-No i dobrze! Moze ja tez dojde i temu Leszkowi dupe skopie jak go chuja znajde!
-Ty juz nie pij wiecej stara, bo klniesz jak 'Zul z pod Feniksa'!
-To nie od picia to od zycia.
-Piekny rym, a teraz koncz historie, bo sie ciekawa robi! No co? Nie patrz tak na mnie, ja serio mowie! Bez ironii i sarkazmu! Se-rio!
-No ok, ok... Na czym to ja... aha no tak.

-Mam zapisane ze o 12!
-No to mi sie musialo cos pomylic...
-Tak! Tobie sie zawsze wszystko myli! Nawet twoja brandy z moja!
-Co teras mi besiesz wszeszczec o brandy? Martfilem sie o csiebie... Myslalem, ze nie szyjesz..
-A nawet jesli to co? To juz moja brandy twoja?
-Tak... to snaczy nie! Mialem co innego na mysli.
-Co?!
-Bo nie moglem wejsc do tfojego pokoju i tu bylo tak pusto...
-A czego ty chciales w moim pokoju szukac, co?! Czego ty sie tam spodziewales? Dziwki w kabaretkach? Mnie do kawiarni, a sam se harce w moim mieszkaniu urzadzac, tak?
-Oj, o co ci chodzi kobieto?!
-No nie! Tego juz za wiele. Wyjdziesz sam, czy mam po policje dzwonic?
-Jaka policje?
-Sraka! Niebieska a jaka! No jest jeszcze jedna opcja. Sama moge sie z toba rozprawic, ale wesolo to ci po tym nie bedzie.
-No so mi srobisz?
-Wypierdalaj zanim zdazysz sie przekonac!
-To ja poszekam.
-Wypierdalaj!
-Poszekam.
W tym momencie Agape wkurona do grani mozliwosci wyszla na chwile z kuchni. Otworzyla drzwi do swojego pokojui na jakis czas tam zniknela. Slychac bylo ze czegos szuka.
Po kilku minutach wyszla trzymajac w dloni pistolet.
-Teraz wyjdziesz?
-Grozisz mi?
-Ostrzegam.
-Nie strzelisz.
-A chcesz sie przekonac?
-Skad to masz? Masz na to pozwolenie?
-Nie twoj biznes! Wynos sie pokim dobra!
-Ale ta bron jest nie nabita, tak?
Agape laduje magazynek.
-Teraz juz nabita.
-Nie srob sobie kszyfdy kochanie.
-Ty sie o siebie teraz lepiej martw.
-Nie stszelisz. Raz, sze do nikogo bys nie stszelila, a dfa, sze mnie kochasz.
-Jestes pewny?
-Ktorego?
-Obydwu.
Nastapila miedzy nimi chwila ciszy. Para patrzy sobie w oczy. Ona trzesie sie ze zlosci, a on zastanawia sie nad prawdziwoscia sytuacji. Rozwaza czy to mu sie wszystko przypadkiem nie sni. Moze zaraz sie obudzi w restauracji szturchniety przez spozniona i nico speszona JEGO Agape. Kobieta stojaca teraz przed nim w niczym teraz jej nie przypomina. W jej oczach czyta tylko nienawisc. Czy naprawde sobie na to zasluzyl?
-Kochanie odloz ta bron i sie przytul.
Wyciagnal reke, by jej dotknac. Ona odsunel sie krzyczac:
-Nie dotykaj mnie!
-Uspokuj sie. Chodz prosze.
'Zaden dupek nie bedzie mnie wkurzal a pozniej prosil o spokuj!'
-JESTEM SPOKOJNA!
Krzyknela dziewczyna, cala sie trzesac.
-Kogo oszukujesz? Mnie, czy siebie?
Mezczyzna wstal dziwnie nagle trzezwy i z wyciagnieta reka zaczal do niej powoli podchodzic.
-Nie zblizaj sie! - wykrzyknela ona cofajac sie przerazona i rozdygotana. - Ani kroku dalej! Stoj! Slyszysz?!
On chcial do niej doskoczyc i zabrac bron, ale nie zdazyl. Uslyszal strzal. Nie poczul nawet jak kula przebila mu bok. Poczul dopiero pozniej ciepla, rosnaca plame krwi na lewej piersi.
-Strzelilas - wyszeptal osuwajac sie na ziemie i nie mogac uwierzyc w to co wlasnie sie stalo. - Ty naprawde strzelilas. To nie byl sen!
Wiedzial, ze we snie nie mozna umrzec. On umieral, a ona stala trzesac sie z nerwow, patrzac na niegoz nienawiscia w oczach zimna i nieczula.
Patrzyla jak umieral i nic nie robila.
-A to wszystko, bo pomylilem godzine spotkania w kawiarni - wymamrotal i to bylo ostatnie co zdolal powiedziec.
-I wychlales moja brandy - dodala Agape.

-Ej! Nie rob tak. Tylko sie bierzesz za historie i zaraz kogos usmiercasz.
-Bo to miala bys straszna historia. A zreszta takiego faceta to tylko zabic mozna. Aha.. i jeszcze jedno. Wiesz ze nie mam nastroju jakos na happy endings... Co mam ci opowiedziec 'o Duszku pasty Colgate'?
-No!
-O matko! Kobieto!
-No co? Nie znam!
-To sie w podstawowce opowiadalo.
-No to co? Opowiedz... A pozniej ja sprobuje naprawic tamta historie...
-Tamta historia jest juz naprawiona.
-... i uratowac nieszczesnika.
-O nie! Dran umarl! Wychlal moja wodke!
-brandy...
-I jeszcze nie przylazl jak sie umawial. Ma za swoje!
- Nie badz taka! Bo sie ciebie zaczne bac.
-Dopiero teraz? Ha, ha, ha! No dobra zalozmy, ze w ostatniej chwili zadzwonila po karetke i go jakos odratowali.
-No to teraz historia o duszku!
-Zartujesz?
-Nie! Dajesz slonce!
-No ok, ok. Ale na niebie bedzie... ksiezyc.

Byla czarna, czarna noc, nad czarnym, czarnym lasem, a w tym czarnym, czarnym lesie byla czarna, czarna droga, a ta czarna, czarna droga wiodla do czarnej, czarnej drozki, a ta czarna, czarna drozka wiodla do czarnej, czarnej sciezki, a ta czarna, czarna sciezka wiodla do czarnej, czarnej drozyny, a ta czarna, czarna drozyna wiodla do czarnej, czarnej chaty, a w tej czarnej, czarnej chacie byly czarne, czarne drzwi, a za tymi czarnymi, czarnymi drzwiami byla czarna, czarna kuchnia, a w tej czarnej, czarnej kuchni byla czarna, czarna szafa, a w tej czarnej, czarnej szafie byl czarna, czarna skrzynia, a w tej czarnej, czarnej skrzyni byl czarny, czarny trup, a w tym czarnym czarnym trupie mieszkal...
bialy duszek pasty Colgate!

-I jak?
-Odstresowujaco. To teraz moja kolej by opowiedziec historie?
-Ale nie konczyc tej o wodce?
-O brandy!
-No o brandy. Przeciez mowie.
-Powiedzialas o wodce!
-To tak z przyzwyczajenia. I tak jej juz nie konczymy. No chyba ze:
'I zyli osobno, dlugo i szczesliwie.'
-Takie malo bajkowe zakonczenie.
-Jak to? Jest 'dlugo i szczesliwie'.
-Ale 'osobno'?
-Bo to nowoczesna bajka. O szczesliwych singlach. Zreszta... ktora krolewna wluczy sie po nocach, trzyma brandy w szafce nad zlewem, bron w sypialni, ma czarna lazienke i zabija swojego ksiecia? Znasz taka?
-Ksiaze nie umarl! Ale masz racje...
-No to 'prawie zabija swojego ksiecia'.
-... jestes jedyna i niepowtarzalna.
-Ja? Ja nie mam juz brandy, bo mi moj 'ksiaze' wyzlopal zanim spieprzyl!
-Oj, czepiasz sie. A wlasnie! Co powiesz na kieliszek wodki?
-Brandy!
-Nie, nie, nie... ha, ha, ha! Jak raz zapamietalas to ja teraz akurat o wodce mowie. Zubrowka z sokiem jablkowym. Co ty na to?
-Brzmi zachecajaco. Ale mnie nie zabijesz pozniej?
-Nie naboje mi sie skonczyly. Zreszta... to byla twoja historia - powiedziala Alba i sie usmiechnela.
-No to dawaj misku! A ja pomysle nad nowa.

1 komentarz:

  1. ah ah 'prawdziwi' mezczyzni...
    historia zna takie przypadki!

    OdpowiedzUsuń