Już nie płaczę za każdym razem jak patrzę na swoje nagie ciało w lustrze. Pomaga też fakt, że od zdjęcia szwów już mnie tak nie boli, mogę spać na boku, a nawet na brzuchu i normalnie chodzić. Chyba pomału przyzwyczajam się też do myśli, że teraz będę wyglądać inaczej. Oczywiście to całe pierdolenie pt.: "Jesteś piękna, a rozstępy i blizny dodają ci uroku" nadal uważam za debilne, bo nikt widząc coś takiego nie myśli sobie: "KURWA! Czegoś tak pięknego to jeszcze nigdy nie widziałem/am". Wiadomo, mało która kobieta wygląda po ciąży tak samo jak przed, nie mówiąc już o dwóch ciążach. Nie mówię też, że żałuję. Moje dzieci są zaplanowane, chciane i idealne jak dla mnie. Po prostu przykro mi, że moje ciało musiało się zmienić. Znając siebie, za jakiś czas się z tym pogodzę zupełnie, ale chwilowo nie mogę na nie patrzeć i czuję się seksowna jak ziemniak.
Ot takie moje tu marudzenie. Piszę to tutaj, bo może ktoś to przeczyta i będzie w stanie odnieść to do siebie, albo zrozumieć kogoś bliskiego kto przechodzi przez coś podobnego.
Poza tym: Po co komu idealne ciało w grobie? Coś w tym jest, że blizny, siniaki i inne "trofea" świadczą o tym, że żyliśmy, a nie tylko trwaliśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz