wtorek, 30 grudnia 2014

dzień jak co dzień


Dziś obudziłam się i było mi smutno.
Nie wiem dlaczego, ale aż się popłakałam.
Tak o, bez powodu.

Być kobietą?
Być świrem?
Być sobą?

Złościć się o pierdoły
Wybaczać duże błędy
Płakać w samotności

Chować się przed światem
Barykadować za bramą bez muru
Wychylać głowę tracąc równowagę

Nie wiedzieć czego się chce
Chcieć tego ponad wszystko
Frustrować się ponad możliwości

Męczy
Boli
Chłonę to i wypluwam kawałki siebie.


sobota, 27 grudnia 2014

'yeah, you bleed just to know you're alive'


|Goo Goo Dolls-Iris Lyrics

Święta, święta i po świętach... Uwielbiam święta! Te kilka dni w roku, żeby tak naprawdę spędzić czas z rodziną i odsapnąć. Nie ma to za wiele z odpoczynkiem wspólnego, ale ładuje baterie.

To raz.

A dwa:

Dziś zrozumiałam, że tak naprawdę nie lubię być sama. Nie lubię jak jest dużo ludzi lub jak ktoś coś ode mnie chce, ale lubię jak ktoś jest w pobliżu. Najlepiej jak jest zajęty sobą. Tak - być z kimś, ale nie do końca.

Nuci sobie: 
And I don't want the world to see me
'Cause I don't think that they'd understand

Stary, dobry utwór.

Aha, przypomniało mi się trzy:

Zauważyłam, słysząc dziś tę piosenkę w radio, że każde z moich byłych przyjaciół ma swoją playliste dopisaną do nich w mojej głowie. Ludzie kojarzą mi się przez muzykę. Z jednej strony to fajnie, z drugiej nie bardzo. Praktycznie wszystkie te utwory wprowadzają mnie w stan melancholii. 

Szkoda, że przyjaźnie nie trwają wiecznie. Może tylko ja tak mam, ale ludzie przychodzą i odchodzą, zostawiając nie mniej, nie więcej, jak kilka soundtracków. Czasami jest mi z tego powodu smutno, ale rozumiem, że każdy musi iść własną drogą, a drogi często się krzyżują, ale zazwyczaj nie biegną zbyt długo równolegle.

piątek, 12 grudnia 2014

marzenia


Chciałabym w Paryżu, w czerwonej sukience zaręczyć się z przystojnym brunetem. Przez jakiś czas planować idealne wesele. W starym wysokim kościele z pięknymi witrażami w oknach stać w białej sukience i mówić słowa przysięgi. Kilka dni później wybrać się w podróż poślubną i być szczęśliwą jak nigdy dotąd. Po powrocie uwić sobie gniazdko i wrócić do pracy. Wypracować sobie rutynę. Praca, dom, obiad przed telewizorem oglądając razem seriale czy filmy ubrani w dres. W weekendy i święta spotkania ze znajomymi i rodziną, poprzeplatane leniwymi dniami w łóżku. I tak aż wpadniemy na pomysł: czas już coś dodać. Niecały rok później nastałyby nieprzespane noce i męczące dni. Jednak nadal bylibyśmy szczęśliwi. Później jeszcze jeden maluch. Wtedy już nadszedłby czas by wybudować dom i zasadzić drzewo. Życie byłoby piękne, aż po wielu latach znów zostalibyśmy sami i mieli czas dla siebie. By siedząc na ganku w bujanych fotelach powspominać stare dobre czasy, by porozmawiać o marzeniach, które się spełniły, by wymienić się pomysłami 'co dalej' i by zrealizować resztę planów.

Tak. To są chyba marzenia. Więc wychodzi, że jakieś mam. Kiedyś nazywałam to planem, jednak z wiekiem perspektywa się zmienia. Nie chcę podbijać świata, zdobywać sławy ani milionów. Po prostu szukam szczęścia i stabilizacji. Lata lecą, plany zmieniają się w marzenia, a kiedyś pewnie będą nieprzyjemnymi wspomnieniami naiwności. 

Fuck You Life!

sobota, 29 listopada 2014

stan patologiczny


Ostatnio mam takie wahania emocjonalne, ze nawet ja nie potrafie tego pojac. W jednej chwili swiat sie zawalil, bo padlo jakies slowo, ktore mi sie nie spodobalo, by kilka chwil pozniej zycie bylo przewspaniale. Az zrobilam sobie test ciazowy :p (na szczescie nie jestem w 'stanie patologicznym').

Rano chcialam uciec, bo nie dostalam buziaka na dzien dobry, by pol godziny pozniej stwierdzic, ze z tym czlowiekiem chce spedzic reszte zycia.

Musze sie jakos ogarnac.

piątek, 7 listopada 2014

worth living?


Dzis w szpitalu, po raz kolejny, ujrzelismy 'cud' narodzin. 
Nie wiem, kto i dlaczego, uwaza, ze jest to 'cud'. Cudactwo juz bardziej. Porody to najstraszniejsza rzecz, jaka do tej pory widzialam. Nie chodzi mi tylko o bol, plyny fizjologiczne i wrzaski, przypominajace te zabijanych zwierzat. Nie chodzi mi tez o mala pozgniatana glowke wyciskajaca sie z czyjegos krocza. To dopiero poczatek meczarni. Rodzice beda musieli stworzyc wyimaginowany, lepszy swiat, by ten nowy, maly stwor mial jak najlepsze szanse na bycie 'normalnym', a dziecko bedzie musialo zmagac sie z trudami zycia. I to jest ta lepsza sytuacja, bo w gorszej rodzice beda mieli swoje dziecko gleboko w dupie, a dziecko bedzie walczylo o przezycie. Tak czy siak... 

...bez sensu.

wtorek, 4 listopada 2014

symptomy


Odkad mam symptomy, zauwazylam, ze w chwilach bez symptomow, jestem o wiele szczesliwsza, niz zanim mialam symptomy. Czegos mnie jednak zycie nauczylo. Im jest nam gorzej, tym mniej nam do szczescia potrzeba.

Poza tym im blizej konca studiow, z kazda patologia ludzka, ktora obserwuje w szpitalach, coraz bardziej nie lubie ludzi. Pomalu zaczynam tez uwazac, ze kazdy jest patologiczny na swoj sposob. Nie trzeba byc alkoholikiem, okropnym rodzicem, czy chujowym czlowiekiem, zeby byc chodzaca lub lezaca patologia. Kazdy z nas dazy do samodestrukcji, choc czesc nadal jest w fazie zaprzeczenia.
Coraz bardziej rozwazam zmiane sciezki, bo i coraz bardziej nienawidze tego co robie. Jak to mozliwe, ze jeszcze na studiach ogarnela mnie rutyna? 
Skoncze te studia, odbede staz, zdam egzamin i zakoncze pewien okres w zyciu. Mission accomplished. A pozniej... no wlasnie. Co pozniej? Otworze budke z hot dogami? 

Szukam pomyslu na zycie.


Kolejna kwestia to znikajace mi miesiace. Nie chodzi mi o to ze czas szybko leci. On znika. Jeszcze przed chwila byl czerwiec, a dzis spojrzalam w kalendarz i jest listopad. Da fak?! Rozumiem zgubic dzien, czy dwa, ale kilka miesiecy? Nie mam pojecia co ja w tym czasie robilam. Mam kilka obrazow w glowie, ale ogolnie... kto mi ukradl czas?! Boje sie konca studiow. Przyszlosc jest taka niepewna. Znow nadejdzie czas podejmowania trudnych decyzji, a w tym jestem beznadziejna. Znow pozwole im podjac sie bez mojego udzialu. Przynajmniej nie bede sie czula az tak winna, jak cos sie zjebie, a jak wiadomo, zawsze sie cos zjebie. Szczescie jak zjebie sie tylko jedna rzecz, bo zazwyczaj zjebuje sie wszystko na raz. Pozniej jest faza uczenia sie zyc z tym co sie zjebalo i zbierania ocalalych kawalkow. Niestety z kazdym zjebaniem, jestesmy coraz bardziej patologiczni. Zastanawiam sie jak nisko mozna upasc. Coraz lepiej rozumiem patologie i zastanawiam sie czy to czyni mnie jeszcze bardziej patologiczna. Troche smiesza mnie ludzie ktorym ciagle zalezy, a troche im zazdroszcze, jednak tylko przez chwile. Pozniej przypominam sobie jak bezsensowne to wszystko jest i ciesze sie z tego, ze mi juz nie zalezy. Dzieki temu moge sobie siedziec w cieplym i kontemplowac kolejne fragmenty nieprawdziwych historii z niebieskiego ekranu. 


Ostatnio wszyscy mowia mi ze jestem blada, ze niezdrowo wygladam i ze jakos schudlam. 
Blada jestem, bo w tym roku na wakacjach sie nie opalalam. Po prostu stwierdzilam, ze wole swoj naturalny kolor. Niezdrowo wygladam... Nie wiem o co chodzi. Zdrowo sie odzywiam, nie pije alkoholu juz od dawna, jedyny problem to brak cwiczen, wiec troche miesni mi spadlo. Schudlam? Gowno prawda, utrzymuje stala wage juz od dawna, mieszcze sie w normie tabel i nie wygladam jak szkielet. 
Matki jednak maja te swoje sposoby, by nam dojebac.
- 'Dziecko, gdzie sa twoje cycki? Juz calkiem je zgubilas!'
* Nie mamo, nosze ten sam stanik i nic sie nie zmienilo. Zawsze takie mialam. 
- 'Ale ty masz wielki tylek!' a kilka zdan pozniej 'Jestes taka chuda'
* Co kurwa?! Serio? 
Do tego dochodzi kilka komentarzy odnosnie wlosow, skory, ciuchow, paznokci, zebow i nie wiem czego jeszcze i mam ochote wyskoczyc przez okno.
Po pierwsze - wygladam normalnie.
Po drugie - po chuj takie gadanie?
Po trzecie - odpierdolcie sie wszyscy ode mnie. 
Moj facet uwaza, ze wszystko ze mna w pozadku, a to on musi ze mna wytrzymac praktycznie 24/7, jesli chodzi o cala reszte populacji - nie musicie na mnie patrzec, jak sie nie podoba. Wytlumaczenie tego rodzinie, nie wchodzi jednak w gre wiec usmiecham sie tylko, najbardziej niezrecznym usmiechem na jaki mnie stac, kiwam glowa i czekam az przerzuca sie na kogos innego. Pozniej wracam do domu i przytulam mojego faceta. Jego dotyk i spojrzenia naprawiaja mnie w mgnieniu oka i wszystko jest ok, az do nastepnego spotkania z rodzina, kiedy znow wygladam niezdrowo. 

Niektorym nie dogodzisz.

sobota, 27 września 2014

tak bardzo śpię...


|Był sobie król - Kołysanka


|Laleczka z saskiej porcelany

Wlaśnie zdałam sobię sprawę, że od dziecka najbardziej lubiłam smutne historie...

|Bajka iskierki - Grzegorz Turnau & Magda Umer

...i smutne melodie.

czwartek, 28 sierpnia 2014

Zizi and Me


Summer time, summer time, summer time texting:

Zizi- I always imagine holding you when I try to sleep. Never gave up on you and never will, till I hold your tight for real.
Me - Hold my tight! HAHAHAHAHAHAHA sure you can hold it! I thought you want me all not only my tight but... let it be. I would pick boobs if i were you!

I'm such a romance maniac!



Watching House of lies, dude smells like vanilla
few moments later
- Baby, you smell delicious!
- Like vanilla?
- No, like scrambled eggs...



Niño - our flatmate and Zizi's great friend (dude). I always thought their relationship is more then little gay.

- We've seen this scene!
- I haven't! Who did you see it with?
- You!
- No. I have never seen it before. You had to watch it with one of your exes....
- Baby, it was before summer!
- Well it had to be with Niño then.

wtorek, 19 sierpnia 2014

Les choristes - polecam bardzo


|Le Bask - Hardchoriste [HQ]

...i aż do rozjebania mózgu.


dzięki O.


Smutno mi ostatnio... jakiś kryzys znów mam.

Temat na dzisiejszy wieczór: wino, fajki i napierdalanka w słuchawkach.

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

M.K. i żmija


"- Jesteśmy na pustyni. Na pustyni nikogo nie ma. Ziemia jest wielka - odrzekła żmija.
Mały Ksiażę usiadł na kamieniu i wzniósł oczy ku niebu.
- Zadaję sobie pytanie - powiedział - czy gwiazdy świecą po to, by każdy mógł znaleźć swoją?... Popatrz na moją planetę. Jest dokładnie nad nami. Ale jak bardzo daleko!
- Jest piękna - odrzekła żmija. - Po co tu przybyłeś?
- Mam pewne trudności z różą - powiedział Mały Książe.
- Ach tak... - rzekła żmija.
I oboje umilkli.
- Gdzie są ludzie? - zaczął znowu Mały Książe. - Czuję się trochę osamotniony na pustyni...
- Wśród ludzi jest się także samotnym - rzekła żmija."

sobota, 2 sierpnia 2014

'bóg' i polityczny bełkot



Czasami siedzę sobie w spokoju, nie interesuję się polityką i wszystko jest w porządku, ale nie na długo, bo co jakiś czas polityka wpierdala mi się w okno komputera i zaśmieca mi myśli. To co się teraz dzieje jest przerażające. Rosja pokazała pazury, Izraelowi i Palestynie odjebało, ruchy sekt muzłumańskich walczą o to która jest bardziej pojebana, samoloty spadają z nieba, masowe mordy, gwałty... 
Czuję się bezsilna, czytając straszne horrory ludzkich żyć. 

I wtedy sobie myślę, że chyba już najwyższy czas, żeby ludzkość wymarła. Trzecia wojna światowa, atomówki czy jeszcze inne siły masowego rażenia. Niech z nieba spadnie czerwony, gorący deszcz i to wszystko rozpierdoli. Czemu nie? Nie widzę sensu istnienia takiej rasy jak nasza. Rasy głupców, wariatów i debili. Dla mnie to jest chore, że tacy ludzie nami rządzą. Każdy z nich ma splamioną duszę, żaden nie ma honoru, wszyscy pchają się tylko do koryta i chcą patrzeć jak płonie świat. Ich się powinno wieszać za to co robią. Zamiast tego manipulują szarymi masami, by robiły i myślały dokładnie tak jak w planie. Jak to możliwe, że ludzie ich wybierają?! Dlaczego władcy zawsze muszą być złymi ludźmi? Czy to oznacza, że wszyscy jesteśmy źli, czy po prostu polityka jest aż tak nieczystą grą, że żaden szanujący się człowiek nie zgodzi się na taki układ?

Sory, ale do każdej zbrodni będą dorabiać 'religijne' znaczenia? 

Religijny Jihad?! Gwałcenie żon i córek innych mężczyzn w imię wiary? Czegoś tak debilnego jeszcze w życiu nie czytałam.

Kraj gdzie nowoczesna technologia jest zakazana, bo 'bóg' tak chce? 'bóg' zakazał obrazów, dlatego telewizja i komputery, zdjęcia nawet są zakazane. To jest śmieszne. Tak łatwo kontrolować głupców. Ludzie, którzy uważają się za uczonych, a nie potrafią czytać ze zrozumieniem, powiedzą jakąś pierdołę, która jest wygodna dla rządzących i BAM! Szach-mat społeczeństwo. Macie przejebane. W sumie moglibyście nas wszystkich rozjebać, ale wiemy, że tego nie zrobicie. Przecież jesteśmy głosem 'boga'.

Szkoda, że ten 'bóg' nie istnieje. Gdyby istniał zrobiłby coś z tymi swoimi 'wyznawcami'. Ostatnio rozmawiałam z ojcem na temat religijnych przywódców. Oni wszyscy są psychicznie chorzy. Takich jak oni w każdym psychiatryku pełno. Masa tam opowiada, że słyszą głos boga, że mają być pośrednikami i inne takie pierdoły. To się leczy lekami, a nie dawaniem im władzy. Czy szare masy otworzą kiedyś oczy?

Gdyby to co się dzieje teraz, umieścić w książce i dać do przeczytania komuś kto nic nie wie, to stwierdziłby, że to jest najbardziej pojebana fikcja kiedykolwiek napisana i że autor jest psychopatą.

To sie w głowie nie mieści, jak w dupach sie ludziom poprzewracało.

Nie zaśmiecajcie mi życia 'polityką'. Ja nie mam do tego siły.

poniedziałek, 28 lipca 2014

mój Jaspero!


Snack time!


I'm just drinking...

Oczywiście zapraszam też na:

https://www.facebook.com/jasperthehedgehog

Marsa Alam part 2


No dobra, to lecimy z tym koksem. Obróbka i wybranie tych zdjęć zajęło mi więcej czasu niż myślałam, ale w końcu gotowe. Na nic nie mam czasu i cały czas coś robię, a nic jakby nie jest zrobione. Biegam! 
(Nie, nie jako sport, oczywiście, tylko jako porusznie się szybko między kolejnymi czynnościami.)

Anemon fish inaczej Błazenek:



O tych rybkach każdy zdaje się wiedzieć wszystko, więc napiszę tylko oczywistości:
- Błazenki mieszkają w parzących anemonach,
- Ocierają się o nie (błazenki o anemony), by natrzeć się toksyną i same stają się trujace
- Są przestrasznie ciekawskie



Masked butterfly fish:



Większość ryb z tej rodziny pływa parami (mówiąc rodziny mam na myśli butterfly family). Z tego co wiem, łączą się w pary na całe życie.
So romantic!

 Raccoon Butterflyfish:


Mimo pianki wychodziłam z wody szczękając zębami z zimna. Tak świetnie mi się z nimi bawiło, że pływałam tam dwie godziny non stop. Była ich duża ławica i z jakiegoś powodu uwielbiały tę skałę. Odkąd je znalazłam, często wpadałam do nich z wizytą. Zabawa polegała na tym, by do nich podpłynąć jak najspokojniej, wykonując minimalne ruchy i czekać. One zaciekawione podpływały, przyglądały mi się, chowały w moim cieniu i krążyły. Mega zabawa!



Pipefish


Stworek z rodziny koników morskich. W tym roku widzieliśmy ich masę. Pod praktycznie każdą skałą było ich kilka. Są dosyć szybkie i trudno im zrobić zdjęcie. Zanim w końcu jakieś wyszło, kilkadziesiąt poszło do skasowania.

Nie wiem jak one się dokładnie nazywają, ale raczej są z rodziny Surgeon fish:



Nadymka (pufferfish):


Jak sama nazwa wskazuje, ryba ta się nadyma. Kiedy? W razie zagrożenia. Nadymki jak i najeżki podobno są trujące, ale trzeba je zjeść. O najeżkach wiem, że jest jakaś tam skomplikowana metoda ich przyżądzania, by po zjedzeniu nie wykitować, ale o nadymkach nie słyszałam. Ich ciało pokrywają igiełki, które po przejechaniu przez palce zachowują się jak tarka (wiem z autopsji, kiedyś człowiek był młody, głupi i pchał paluchy nie tam gdzie trzeba)

Picasso fish:


Należy do rodziny Triggerfish, wiec koło ogona ma kolec jadowy. Raczej trzyma się z daleka, ale czasami jak się wpłynie na jej teren, może zacząć atakować. Zdarzyło nam się to parę razy. Raz mnie ugryzła, ale ranka była mała i niebolesna. 

Parrotfish czyli ryba papuzia:


Ogólnie na rafach zawsze było ich pełno, ale tym razem widzieliśmy tylko kilka. Ryby te zazwyczaj są kolorowe, chociaż zdarzają się też dużo jaśniejsze odmiany. Mają ostre 'zęby', bo żywią się rafą. 
Są przysmakiem podawanym na wiele sposobów.

Jeżowce:
Za dnia raczej siedzą pochowane między skałami, lecz często ich kolce wystają. Przed zachodem słońca wychodzą i panoszą się po całym morskim dnie. 


(zdjęcie nad)
Akurat ta odmiana, jest spoko. Kolce ma ostre, ale raczej nie ma jadu, a kolce łątwo się nie łamią. Jest ich mało i siedzą schowane. Uwielbiam też ten czerwony kolor (zdjęcie nie oddaje jego uroku). Jest jeszcze jedna odmiana, której niestety nie uwiecznieliśmy na zdjęciu, bo to było ileś tam wyjazdów temu i nie mieliśmy jeszcze aparatu, która ma kolce grube jak palec w pięknym bordowym kolorze. Tamta jest moją ulubioną. Chociaż ta kolczasta bombka zajmuje miejsce numer dwa.



Te dziady są już o wiele gorsze. Mają krótkie kolce, a w razie zagrożenia mogą wystrzelić maleńkimi 'przyssawkami' z jadem. Piecze jak cholera! Jedynym sposobem, by pozbyć się bólu jest wysoka temperatura. Należy polać miejsce poparzenia bardzo ciepłą wodą, lub wytarzać się w gorącym piachu. 
Ta metoda działa na wszystkie morskie toksyny, gdyż rozpadają się w wysokich temperaturach.





Te czarne, kolczaki, mają bardzo długie, kruche kolce i też nie żałują jadu. Człapaki rafowe, strzeżcie się!



Tu moje zdjęcie z Jeżowcem i...
...no właśnie z czym?



Tak, znów ten lion fish, ale cóż zrobić, skoro ja je tak kocham!



Kilka małży:
Niektóre mają naprawdę przepiękne kolory i wzory.


Nie polecam wkładać im palca między skorupę. Legendy głoszą, że niektórzy nurkowie tak skończyli. Podobno małż zamyka skorupę, a silny jest jak diabli, i trzyma.

A tutaj mamy jedno z pięciu najniebezpieczniejszych zwierząt rafy
Marbled cone snail:


(zdjęcie nad)
Tak, to ślimak. Nie, nie żartuję.
Ślimaki te... polują. Mają jad, który wstrzykują swoim ofiarom za pomocą mini harpunów. Podobno jad tego ślimaka składa się z tak silnej mieszanki substancji trujących, że maleńka kropelka potrafi zabić 20 ludzi i nie ma na to żadnego antidotum. Czyli: 'nawet nie zauważysz jak umrzesz'. Nie sprawdzałam, czy to ślimak, czy muszelka ;)

Tu znalazłam filmik ukazujący to w akcji:

|Killer Cone Snails

Ślimacza muszelka, domek kraba pustelnika:
Ten był naprawdę spory, niestety nie chciał pozować do zdjecia.



 Wężowidło:
Przy odpływie, na płytkiej wodzie, w szczelinach skał były ich tysiące! Nie są jadowite i można się nimi bawić, pozwalając im chodzić z ręki na rękę pod wodą. Oczywiście dla nich nie jest to pewnie aż tak fajne, jak dla nas, ale nic im się nie stanie (chyba, że przechwyci je jakaś ryba i rozszarpie na kawałki).



Maleńka rozgwiazda:



Koralowce:
Koralowce rosną od 2mm do 10cm rocznie. 
Jeden człapak może zniszczyć ich nawet kilkadziesiąt w ciągu kilku minut. 



Oczywiście nie tylko człapaki niszczą rafę. Człapaki są w stanie zniszczyć tylko rafę w zasięgu swojego człapu, czyli w 40 stopniowym upale, załóżmy, że kilkaset metrów wybrzeża hotelowej plaży. Sztormy i zanieczyszczenia niszczą całe kilometry rafy. Kiedyś (mam nadzieję, że teraz już nie) ścieki z miast i hoteli (napisałam to osobno, bo wiele hoteli otacza pustynia) spuszczana była rurami od razu do morza. I tak z roku na rok Hurghada, Sharm i zakładam, że wiele innych miejsc, pozbawiało się rafy, powoli acz wytrwale. Teraz podobno się to zmieniło, nie wiem. Rafa w zatokach teoretycznie powinna być najpiękniejsza i najbogatsza, bo fale są tam o wiele mniejsze, ale czy tak jest? My pojechaliśmy do Marsa Alam, przy pełnym morzu. Poza strefą człapaków, za przybojem, rafa była piękna. Zdjęć za dużo nie mamy, bo w tym roku skupiliśmy się raczej na rybach. Może następnym razem.





Gekon mieszkający w łazience przy barze:




Wstaliśmy o świt, ja bo bardzo chciałam zobaczyć mięsożernego żółwia (ojcu się udało), a ojciec porobić ostatnie zdjęcia w teoretycznie lepszym świetle. Żółw nie przypłynął. Jeszcze cię znajdę!
W tym roku i tak nie było źle. Z ciekawych rzeczy udało mi się wypatrzeć rekina rafowego (ok 2m) i podobnym rozmiarów mantę. Filmik z żółwiem i mantą ojciec nakręcił, ale rekin mi uciekł. Tak to jest pływać z niewłączonym aparatem.
Na mojej to see (swim with) list został na razie tylko ten nieszczęsny żółw.

Zdjęcie robione przed porannym nurkowaniem dnia ostatniego:

środa, 16 lipca 2014

Marsa Alam


W tym roku na wakacje pojechałam z tatą. Łączy nas pasja snurkowania i zwiedzania rafy. 
Zabraliśmy ze sobą aparat z możliwością zdjęć podwodnych i zabawa się zaczęła.
Dziś wrzucę tylko kilka zdjęć, moich ulubionych stworów, bo jeszcze nie wszystkie przejrzałam.


Krab spotkany wieczorem, przemierzający hotelowe ścieżki.

Seria zdjęć krabów pustelników
(trochę przesadziłam ze snurkowaniem i nabawiłam się zapalenia uszu, więc kilka dni siedziałam na brzegu, a te maleństwa dotrzymywały mi towarzystwa. Szczególnie wieczorem, po plaży spacerowały ich tysiące w poszukiwaniu pożywienia):












Maleńki krabik siedzący na odłamanym przez fale (lub czyjeś człapiące buty) kawałku rafy.
W Egipcie człapaki to prawdziwa plaga. Ludzie nie rozumieją, że nie tylko niszczą koralowce, ale też narażają się na śmiertelne niebezpieczeństwo, lecz o tym później.


Lion fish, po polsku często zwana Skrzydlicą.
Niech was nie zmylą te piękne płetwy. Każda z nich jest jadowita. 
Jad 'lwiej' dorosłego, zdrowego człowieka może nie zabije, ale ból jest podobno niesamowity.
Te rybki wypływają zazwyczaj przed zachodem słońca, a dniami można je znaleźć w niezliczonych jamach. W tym roku udało nam się ich znaleźć naprawdę dużo.


Maleńka Skrzydlica, miała ok 2 cm. 
Pierwszy raz udało mi się znaleźć takie maleństwo.


Undulated moray. Ta sztuka miała ok 1.5m i siedziała na płytkiej wodzie pełnej człapaków. Jej zęby z łatwością odgryzłyby palucha, czy kawałek stopy i nie pomogą nawet plastikowe buciczki.


Grey moray, czy Murena Szara.
Jest jednym z mniejszych gatunków muren, ale niech was to nie zwiedzie, jest dosyć szybka, a jej zęby tną jak żyletki. Najlepiej się do niej nie zbliżać. Na płytkiej wodzie spotkaliśmy ich bardzo wiele, raz nawet trafiły się dwie w jednej jamie.


Moje zdjęcie z płaszczką.
Płaszczka to kolejny przykład niebezpiecznych zwierząt spotykanych na rafach. Ta siedziała na płytkiej wodzie, gdzie człapały, czy nawet siedziały człapaki i była wkurzona (no dobra tym razem to ja z ojcem ją wkurzyliśmy, bo jej sesja zdjęciowa była długa, a flesz nie pomagał). Ludzie nie znający się na tamtejszej faunie lepiej by zrobili siedząc w przychotelowych basenach. Morze to miejsce dla snurków i nurków.


Stone fish,
jedna z najjadowitszych ryb na świecie. Ta siedziała sobie przy brzegu, czekając na ofiarę.
Jej jad znajduje się na całej powierzchni skóry, a ona sama nie należy do płochliwych. Bardzo uważaliśmy robiąc jej zdjęcia, a adrenalina wypełniała każdą komórkę ciała. Strasznie trudno ją wypatrzyć, bo kolorem upodabnia się do podłoża. Zastanawiam się ile wcześniej razy obok niej przepłynęłam. Tamtego dnia mieliśmy szczęście, bo się poruszyła.


Piękna muszla z zamieszkującym ją ślimakiem znaleziona zaraz przy brzegu.
Ta akurat nie jest jadowita, chociaż wiele gatunków ślimaków w morzu czerwonym jest bardzo jadowitych, bo należą do ślimaków polująych i bynajmniej nie są powolne, mają napęd odrzutowy.
Jak znajdę zdjęcia to wrzucę w kolejnym poście.

Zakończę dzisiejszą notkę kilkoma zdjęciami spoza wody ;)
Żebyście nie myśleli, że wszystko w Egipcie jest jadowite i niebezpieczne:



Jeden dzień był pochmurny. Oto i chmura. Da sie? Da się.
Mimo jej obecności żar był niesamowity i zniknęła w przeciągu 15 min.


'Ojciec i syn'


Z tego pomostu wchodziliśmy do wody.
Już pierwszego dnia oczywiście była awantura z menadżerami hotelu, bo powiesili czerwoną flagę i myśleli, że mają spokój i pomostu nie trzeba pilnować, jednak okazało się, że my przyjechaliśmy tu pływać na rafie (która właśnie za pomostem się zaczynała, a przez wodę przepłynięcie było bardzo niebezpieczne, ze względu na przybój) i żadne fale nas nie powstrzymają. Nie takie rzeczy się robiło. Byliśmy już kiedyś w tym hotelu i wchodziliśmy do wody, gdy fale wchodziły na pomost. 4 nam nie straszna. Po naszej chęci podpisania dokumentu: wchodzimy na własną odpowiedzialność, odpuścili. Częściej wieszali też żółtą flagę i człapaki lęgły się na głęboką wodę. Na chuj? Nie mam pojęcia, bo większość z nich nie miała nawet maski z rurką, o płetwach nie wspomnę (były bardzo przydatne, ze względu na prądy).
Tu akurat woda praktycznie bez fal. Po zachodzie słońca wiatr siadał i morze było płaskie do rana.


Zachód słońca na plaży

Na dziś chyba wystarczy :)

wtorek, 8 lipca 2014

Jasper


Z Zizim zdecydowaliśmy, że chcemy nasz związek przenieść na kolejny poziom więc...


... kupiliśmy jeża! :D

Zizi co prawda pojechał teraz do domu, ale większość spraw pozałatwialiśmy jeszcze przed moim wyjazdem na wakacje (tak z 4 tyg musieliśmy czekać, aż nasza kruszynka wystarczająco podrośnie).
Wczoraj w końcu nadszedł czas. Przywiozłam go do domu i jeżyk poszedł spać. Wieczorem postanowiłam go trochę pomęczyć swoim towarzystwem i zrobić kilka zdjęć. Oto i one, poznajcie Jasperka:







Tupta tu i tam, niucha wszystko, prycha, mlaska, syczy i często się oblizuje. Jak tylko postawię go na cztery odnóża, od razu zaczyna szukać sobie legowiska. Polarkowy kocyk jest the best! Najlepiej jak otacza go z każdej strony. W ogóle nie przeszkadza mu fakt, że na zewnątrz jest słonecznie i gorąco. Kocyk musi być! :p

Jak się trochę do mnie przyzwyczai, to może uda mi się nakręcić jakieś filmiki, bo jest naprawdę pocieszny.


edit:
Ponieważ masa moich koleżanek zakochała się w Jasperku, a nie mogą nas odwiedzać tak często jak by chciały postanowiłam założyć jeżusiowi stronę na fb, co by sobie nie spamować na ścianie. Zamierzam wrzucać tam zdjęcia i filmiki z nim w roli głównej. Dzięki temu mi także będzie łatwiej śledzić jak rośnie i rozwija się. Już wkrótce pierwszy filmik.
Was też gorąco zapraszam do odwiedzenia strony: Jasper the hedgehog

PS miałam wrzucić zdjęcia rybek z wyjazdu, ale łącznie z filmikami jest ich ponad 2 tys więc zanim to wszystko przejrzę i kilka z nich wybiorę, jakiś czas minie...