sobota, 2 kwietnia 2016

szycie ran


Czasami trafi się prawdziwy twardziel, zazwyczaj jest kobietą :)

Przychodzi człowiek na SOR z raną ciętą. 
- Do szycia - mówi lekarz. - Proszę za mną.
Pacjent człapie w milczeniu do sali zabiegowej. Na środku jest łóżko, obok metalowy stolik. Pacjent kładzie się na stół, obnaża ranę i czeka.
Pielęgniarka w tym czasie przygotowuje znieczulenie, narzędzia, przemywa ranę.
Przychodzi lekarz, zakłada rękawiczki, bierze do ręki strzykawę.
- Będzie ukłucie. Znieczulimy pana/panią.
I tu pacjenci reagują różnie.
a) A musimy to zszywać? - Po chwili zastanowienia, gdy nie da się już bardziej odwlec tego pytania, wypalają z nadzieją, że może jednak się uda. Zazwyczaj później pada pytanie: "Bardzo będzie bolało?" i czasami następuje po tym: "Będę krzyczeć" lub krzyk bez ostrzeżenia. 
b) Dobra kłuj pan/pani!
c) Może lepiej bez.

Lekarzowi naprawdę zazwyczaj obojętnie, który podpunkt pacjent wybierze. Fakt: krzyki są trochę irytujące, ale to część pracy i można się do nich przyzwyczaić. Jeśli krzyczenie pomaga to można krzyczeć, byleby nie ruszać zszywanym kawałkiem ciała - to wkurza, bo można zrobić sobie lub lekarzowi krzywdę. Bez znieczulenia jest czasami szybciej, bo nie trzeba czekać aż zacznie działać. Bez znieczulenia nie ma też tylu ukłuć, bo znieczulenie wykonywane jest igłą i szycie też jest igłą. Igła do szycia jest dużo grubsza, ale zazwyczaj szwów jest mniej niż ukłuć do znieczulenia. Wybór więc należy do pacjenta i niektórzy wolą bez. Każdy człowiek ma też inną wytrzymałość na ból i inne podejście do bólu. 
Czasami przyjdzie drobniutka kobietka czy dziecko z paskudną raną i znoszą wszystko dzielnie, bez krzyków i paniki, czasami przyjdzie wielki "głowonóg" z przeciętym kartką papieru palcem i jest gotowy umrzeć. Czasami przywiozą pana żula i zaśnie podczas szycia bez znieczulenia. Dziś takiego miałam. 

Pana żula przywiozło Pogotowie Ratunkowe. Najpierw awanturował się, że jemu nic nie jest i on chce iść. Normalnie byśmy go puścili, ale był pod wpływem, więc nie do końca za siebie odpowiada. Dla jego dobra zostawiliśmy go na podstawowe opatrzenie rany i badania.
Obejrzałam ranę i po konsultacji ze specjalistą wzięłam go na salę zabiegową. On zawzięcie tłumaczył mi, że nic mu nie jest i absolutnie nie trzeba go szyć, bo on nie krwawi.
- Akurat! - pomyślałam sobie, patrząc na zakrwawioną twarz, głowę, ubrania, dłonie i krzesło na którym posadzili go ratownicy.
- Proszę spojrzeć na swoje dłonie - powiedziałam.
- To nie moja krew. - odpowiedział pan żul.
- A czyja?
- Nie wiem, nie moja.
- Dobrze jedziemy.
- %$%#%@% nie będziecie mnie %$#@$% zszywać! Nie zgadzam się. Nic mi %$@#%$ nie jest.
- Jak się pan przy kobiecie wyraża?! Wstyd! - krzyknął jeden z ratowników.
- Przepraszam panią - ze skruchą wymamrotał pan żul.
- Dobrze. Krwawi pan z łuku brwiowego i czy pan tego chce czy nie ja muszę to zszyć. Możemy to zrobić grzecznie lub...
- Dobra!
Ciągnąc za sobą wózek z panem żulem zawlokłam się do zabiegówki. Pan żul nie dostaje znieczulenia. Jest wystarczająco znieczulony. Przygotowałam sobie zestaw, kolega ratownik wyczyścił ranę i zanim przystąpiłam do szycia pan żul miał jeszcze kilka napadów złości, które jednak na moje przypomnienie, że nadal jestem w pokoju się uspokajał. Zaczynam szycie. Pan żul prawie nie czuje, grzecznie sobie siedzi. Zanim zawiązałam pierwszy szew, pan zasnął sobie.
- Jest ok - pomyślałam.
Budził się tylko co jakiś czas, przeklinał, tłumaczyłam mu, że przy kobiecie nie wypada, przepraszał i później grzecznie siedział. Szycie może zajęło mi więcej czasu niż zazwyczaj zajmuje, ale raz - jestem niedoświadczonym zszywaczem, dwa - tak krwawił, że trudno było ocenić gdzie dokładnie jest rana i czy nie ma jeszcze jednej (była) i trzy- okazało się, że jeszcze jedna rana była z tyłu głowy i trzeba było się tym też zająć.
Po wszystkim pan żul podziękował i powiedział, że było ok.
Oczywiście dostał 'znieczulenie do psikania' czyli popularny lek do odkażania :D To zawsze pomaga najbardziej! 
Wtrącenie nie do końca na temat: "Dziwi mnie to, ale placebo często działa lepiej niż prawdziwe lekarstwo. Nie ważne jak, ważne, że działa."
Później rodzinka do niego weszła zobaczyć co i jak. Pan znów zaczął się rzucać. Aż mnie zobaczył i się uspokoił. Fajnie tak działać na żuli.
Wszyscy się ze mnie dziś śmiali, że jestem księżniczką żuli. Nie wiem czemu, ale zazwyczaj się przy mnie uspokajają. Może to moje nadal ludzkie podejście?
Mówią mi, że jestem jeszcze "młoda, niedoświadczona i za dobra dla nich wszystkich". Po prostu uważam, że jest to profesjonalne podejście. Nie muszę kogoś lubić, by udzielić mu pomocy z uśmiechem i troską. Nie będę kogoś traktować gorzej tylko dlatego, że jest brudny, głupi, pijany czy jebnięty. Do każdego trzeba inaczej. Do żula ze spokojem i kulturą, do 'babci' z cierpliwością i uśmiechem. Inaczej rozmawia się z pacjentem bólowym, inaczej z urazem, inaczej do sprawy przewlekłej. Inaczej do awanturnika, histeryczki, kogoś spokojnego. Każdy pacjent potrzebuje czegoś innego, każdy jest inny, każdy chce być wysłuchany i otrzymać pomoc, po którą przyszedł, nawet jeśli sam nie do końca o tym wie. Czasami trzeba podnieść głos i huknąć, czasami wystarczy powtórzyć coś ze spokojem, a czasami robić swoje i nie mówić nic. Najważniejsze to chcieć pomóc i wytłumaczyć za i przeciw w zrozumiały dla nich sposób.

|Lost Frequencies feat. Janieck Devy - Reality

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz