niedziela, 20 marca 2016

Młodym lekarzem być

Coś ważnego do mnie dotarło dziś.
Jestem lekarzem. Nie przez przypadek. Mimo, że przez długi czas myślałam, że tak chcieli inni to dopiero teraz to widzę. Miałam okazję rzucić to w cholerę wiele razy. Mogłam skończyć z tym. Pokazać, że się nie nadaję. Mogłam robić coś innego. Mogłam się poddać, gdy było ciężko, a wiele razy było naprawdę źle. Ile razy pisałam tu całkowicie na granicy załamania nerwowego? Gdyby nie ten blog, na którym mogłam sobie odreagować i pohisteryzować byłoby mi o tyle ciężej. W realnym życiu jestem inną osobą, rzadko dzielę się przemyśleniami, a emocjami prawie nigdy. Mój chłopak żartuje, że jak chce wiedzieć co myślę to musi wejść na spusps.
Ostatnio medycyna wkręciła mnie całkowicie. Do tego stopnia, że rano budzę się z uśmiechniętą papą jak mam iść do pracy, cały dzień uczę się, czytam, badam, opisuję, pytam, obserwuję, biegam po szpitalu i myślę. Zostaję po godzinach w pracy z przyjemnością i zasypiam z myślą o moich pacjentach.
W końcu medycyna mnie zdobyła i coś czuję, że mnie nie puści. Teraz zaczęłam żyć intensywniej i kocham to co robię. Zrobiłam się może trochę monotematyczna, ale uważam, że chwilowo to coś dobrego.
Postaram się tu wrzucać co ciekawsze akcje, chociaż nie obiecuję, bo czasu naprawdę nie mam; albo jestem w szpitalu, albo z chłopakiem, albo śpię.
Jednocześnie kochając to co robię martwię się o przyszłość. Chciałabym już założyć rodzinę, ale jak skoro przyszłość jest niepewna... Robienie specki w Polsce może być trudne, bo dostać się trudno, jest za mało miejsc w porównaniu do ilości młodych lekarzy, warunki są różne, ale zazwyczaj rezydenci wypełniają dokumenty, zamiast leczyć, a starsi lekarze i dyrekcje szpitali traktują rezydentów jako dyżurowe zapchajdziury. Wybór specki też jest trudny, chociaż ostatnio myślę nad medycyną ratunkową, bo tam się zawsze dużo dzieje, mimo że wszyscy mi to odradzają, bo praca bardzo ciężka, pacjenci najgorsi, najbardziej roszczeniowi, najbardziej niemili, najróżniejsi i często w najcięższym stanie. Praca na SORze to chyba mój żywioł. Dużo wszystkiego. Zagadki diagnostyczne, badania, transfery, konsultacje, terapie i zazwyczaj poprawa stanu pacjenta i odpowiedź na pytanie 'pani doktor, co mi jest?' i 'co teraz? '.
Uwielbiam ten moment, gdy już wszystko wiadomo, gdy robię wypis, rozmawiam z pacjentem, słyszę, że czuje się lepiej, odpowiadam na jego pytania i mogę go wypuścić do domu w dobrym stanie z określonymi zaleceniami. Boję się jednak trochę pozwów i skarg, które pacjenci piszą licząc na łatwą kasę. W naszym systemie nic nie tracą. Jeśli wygrają - kasa, jeśli przegrają nie ponoszą żadnych kosztów. Przez to w naszych sądach jest masa spraw, które nie mają sensu, a lekarze zamiast leczyć, bronią się przed śmiesznymi roszczeniami. Pacjent zamiast powiedzieć: 'Dziękuję, że uratował mi pan życie.', krzyczą: 'On połamał mi żebra!'. Przecież to jest patologia!

Obserwuję walkę Porozumienia Rezydentów o godne zarobki młodych lekarzy, o godne warunki pracy, o ograniczone godziny pracy (bo lekarze naprawdę nie chcą pracować po 300 godzin w miesiącu, jednakże ktoś musi obstawić dyżury - ale oczywiście brakuje w Polsce lekarzy, na co nasi rządzący nie zwracają uwagi), o dobrą jakość szkolenia. Chciałabym móc być dobrym lekarzem. Chciałabym móc po pracy wrócić do domu, spędzić trochę czasu z rodziną i nie martwić się, że nie mam za co zapłacić rachunków, nie mówiąc już o kupnie książek do nauki, newsletterów medycznych, czy niezbędnych kursów (np. z USG). Na razie wprowadziłam się do rodziców, bo po prostu nie stać mnie na własny kąt. Nie chcę pracować na dwa etaty, bo wtedy nie będę miała czasu na naukę, zresztą na razie nie mam za bardzo możliwości w medycznej dziedzinie, może praca w Biedronce na kasie? Serio to rozważam, zwłaszcza po ostatnich podwyżkach, ale kiedy miałabym się wtedy uczyć?
Czasami jak czytam komentarze internautów pod artykułami o walce rezydentów o godne zarobki i warunki pracy, to chce mi się płakać. Ludzie mają takie straszne zdanie o lekarzach. Tyle jest w polskim społeczeństwie nienawiści do lekarzy, braku zaufania. Zastanawiałam się skąd to się bierze, bo w szpitalu czy w przychodni większość pacjentów zdaje się lubić swoich lekarzy. 
Czytałam na ten temat artykuł i wynikało z niego jasno, że ludzie ufają swojemu lekarzowi, ale nie lekarzom jako grupie zawodowej.
Odpowiedzią są: media.
Media szukają sensacji. W medycynie laik łatwo taką znajdzie. Codziennie ktoś umiera, ktoś ma komplikacje, rodzi się chore dziecko, czyjś stan pogarsza się nagle. Ludzie szukają winnego. Szpital to miejsce, w którym czasami zdarzają się cuda, ale lekarze to nie czarodzieje. Mamy ograniczone możliwości. Nie każdego da się wyleczyć, czy nawet uratować. Rozumiem, że ze stratą kogoś bliskiego trudno się pogodzić. Rozumiem ludzi, że mają pretensje. Kiedyś winili boga, teraz lekarza. Bogu się tylko dziękuje jak się polepszy. Jak się nie uda, obrywa lekarz. Przecież lekarze nic nie potrafią, to konowały i złodzieje. Pacjenci nigdy nie czują się winni. To, że pili całe życie, że nie stosowali się do zaleceń, że nie brali leków, że nie zaszczepili dziecka, że pacjentki paliły czy ćpały w ciąży... to w jakiś sposób wina lekarza?
Znam wielu lekarzy. Z bardzo nielicznymi wyjątkami to wspaniali, troszczący się o swoich pacjentów i chcący ich dobra ludzie pełni empatii. Każdy ma jednak pewien limit cierpliwości. Lekarze pracują niezliczone ilości godzin, są zmęczeni, mają za mało czasu na pacjenta. Jeśli dodać do tego roszczeniowych i chamskich pacjentów, nawet anioł mógłby zwariować. Lekarz to tylko człowiek. Ludzie powinni zrozumieć, że lekarz też może mieć gorszy dzień, chore dziecko w domu, grypę, czy być po prostu zmęczonym lub głodnym.
Czasami zwykły uśmiech, czy miłe słowo, może poprawić twojemu lekarzowi humor i to też sprawi, że podejdzie do ciebie z lepszym nastawieniem.
W każdej grupie są wyjątki, więc i w medycynie zdarzają się czarne owce. Jeśli nie masz zaufania do swojego lekarza, to masz prawo go zmienić.
Zanim zaczniesz się awanturować, że czekasz już drugą godzinę, zastanów się czy to wina pracowników, czy zepsutego systemu, w którym brakuje obsady i odpowiedniego finansowania. Nie jest winą lekarza, że ma 10 min na pacjenta, że musi wypełniać masę dokumentów i że musi wszystko 10 razy sprawdzać, bo jak gdzieś się pomyli to poniesie za to pełną odpowiedzialność, pomyli się w przepisaniu leku - może zabić, pomyli się w dokumentach - dostanie kary finansowe. Ten zawód jest strasznie stresujący. Nie jest winą lekarza, że przyjmie dodatkowych pacjentów, wydłuży się trochę kolejka i zostanie po godzinach - za darmo. Czy ktoś byłby w stanie odmówić matce z chorym dzieckiem lub wystraszonej starszej kobiecie z kołataniem serca?
W medycynie może i brakuje empatii, ale nie ze strony personelu medycznego, a ze strony pacjentów. My rozumiemy ból, strach, smutek, zmartwienie i bezsilność. Stykamy się z tym na co dzień. Robimy co możemy, by ulżyć naszym pacjentom i ich rodzinom. Jedyne czego oczekujemy w zamian to szacunek i godne warunki pracy.

/Rezydenci

#PorozumienieRezydentów

1 komentarz:

  1. az milo przeczytac, ze ktos lubi to co robi i jeszcze mu placa, tylko dlaczego tak malo?
    by the way:
    '...bo dostać się trudno, jest za mało miejsc w porównaniu do ilośćci młodych lekarzy ...' - do ilości wystarczy

    OdpowiedzUsuń