poniedziałek, 28 lipca 2014

Marsa Alam part 2


No dobra, to lecimy z tym koksem. Obróbka i wybranie tych zdjęć zajęło mi więcej czasu niż myślałam, ale w końcu gotowe. Na nic nie mam czasu i cały czas coś robię, a nic jakby nie jest zrobione. Biegam! 
(Nie, nie jako sport, oczywiście, tylko jako porusznie się szybko między kolejnymi czynnościami.)

Anemon fish inaczej Błazenek:



O tych rybkach każdy zdaje się wiedzieć wszystko, więc napiszę tylko oczywistości:
- Błazenki mieszkają w parzących anemonach,
- Ocierają się o nie (błazenki o anemony), by natrzeć się toksyną i same stają się trujace
- Są przestrasznie ciekawskie



Masked butterfly fish:



Większość ryb z tej rodziny pływa parami (mówiąc rodziny mam na myśli butterfly family). Z tego co wiem, łączą się w pary na całe życie.
So romantic!

 Raccoon Butterflyfish:


Mimo pianki wychodziłam z wody szczękając zębami z zimna. Tak świetnie mi się z nimi bawiło, że pływałam tam dwie godziny non stop. Była ich duża ławica i z jakiegoś powodu uwielbiały tę skałę. Odkąd je znalazłam, często wpadałam do nich z wizytą. Zabawa polegała na tym, by do nich podpłynąć jak najspokojniej, wykonując minimalne ruchy i czekać. One zaciekawione podpływały, przyglądały mi się, chowały w moim cieniu i krążyły. Mega zabawa!



Pipefish


Stworek z rodziny koników morskich. W tym roku widzieliśmy ich masę. Pod praktycznie każdą skałą było ich kilka. Są dosyć szybkie i trudno im zrobić zdjęcie. Zanim w końcu jakieś wyszło, kilkadziesiąt poszło do skasowania.

Nie wiem jak one się dokładnie nazywają, ale raczej są z rodziny Surgeon fish:



Nadymka (pufferfish):


Jak sama nazwa wskazuje, ryba ta się nadyma. Kiedy? W razie zagrożenia. Nadymki jak i najeżki podobno są trujące, ale trzeba je zjeść. O najeżkach wiem, że jest jakaś tam skomplikowana metoda ich przyżądzania, by po zjedzeniu nie wykitować, ale o nadymkach nie słyszałam. Ich ciało pokrywają igiełki, które po przejechaniu przez palce zachowują się jak tarka (wiem z autopsji, kiedyś człowiek był młody, głupi i pchał paluchy nie tam gdzie trzeba)

Picasso fish:


Należy do rodziny Triggerfish, wiec koło ogona ma kolec jadowy. Raczej trzyma się z daleka, ale czasami jak się wpłynie na jej teren, może zacząć atakować. Zdarzyło nam się to parę razy. Raz mnie ugryzła, ale ranka była mała i niebolesna. 

Parrotfish czyli ryba papuzia:


Ogólnie na rafach zawsze było ich pełno, ale tym razem widzieliśmy tylko kilka. Ryby te zazwyczaj są kolorowe, chociaż zdarzają się też dużo jaśniejsze odmiany. Mają ostre 'zęby', bo żywią się rafą. 
Są przysmakiem podawanym na wiele sposobów.

Jeżowce:
Za dnia raczej siedzą pochowane między skałami, lecz często ich kolce wystają. Przed zachodem słońca wychodzą i panoszą się po całym morskim dnie. 


(zdjęcie nad)
Akurat ta odmiana, jest spoko. Kolce ma ostre, ale raczej nie ma jadu, a kolce łątwo się nie łamią. Jest ich mało i siedzą schowane. Uwielbiam też ten czerwony kolor (zdjęcie nie oddaje jego uroku). Jest jeszcze jedna odmiana, której niestety nie uwiecznieliśmy na zdjęciu, bo to było ileś tam wyjazdów temu i nie mieliśmy jeszcze aparatu, która ma kolce grube jak palec w pięknym bordowym kolorze. Tamta jest moją ulubioną. Chociaż ta kolczasta bombka zajmuje miejsce numer dwa.



Te dziady są już o wiele gorsze. Mają krótkie kolce, a w razie zagrożenia mogą wystrzelić maleńkimi 'przyssawkami' z jadem. Piecze jak cholera! Jedynym sposobem, by pozbyć się bólu jest wysoka temperatura. Należy polać miejsce poparzenia bardzo ciepłą wodą, lub wytarzać się w gorącym piachu. 
Ta metoda działa na wszystkie morskie toksyny, gdyż rozpadają się w wysokich temperaturach.





Te czarne, kolczaki, mają bardzo długie, kruche kolce i też nie żałują jadu. Człapaki rafowe, strzeżcie się!



Tu moje zdjęcie z Jeżowcem i...
...no właśnie z czym?



Tak, znów ten lion fish, ale cóż zrobić, skoro ja je tak kocham!



Kilka małży:
Niektóre mają naprawdę przepiękne kolory i wzory.


Nie polecam wkładać im palca między skorupę. Legendy głoszą, że niektórzy nurkowie tak skończyli. Podobno małż zamyka skorupę, a silny jest jak diabli, i trzyma.

A tutaj mamy jedno z pięciu najniebezpieczniejszych zwierząt rafy
Marbled cone snail:


(zdjęcie nad)
Tak, to ślimak. Nie, nie żartuję.
Ślimaki te... polują. Mają jad, który wstrzykują swoim ofiarom za pomocą mini harpunów. Podobno jad tego ślimaka składa się z tak silnej mieszanki substancji trujących, że maleńka kropelka potrafi zabić 20 ludzi i nie ma na to żadnego antidotum. Czyli: 'nawet nie zauważysz jak umrzesz'. Nie sprawdzałam, czy to ślimak, czy muszelka ;)

Tu znalazłam filmik ukazujący to w akcji:

|Killer Cone Snails

Ślimacza muszelka, domek kraba pustelnika:
Ten był naprawdę spory, niestety nie chciał pozować do zdjecia.



 Wężowidło:
Przy odpływie, na płytkiej wodzie, w szczelinach skał były ich tysiące! Nie są jadowite i można się nimi bawić, pozwalając im chodzić z ręki na rękę pod wodą. Oczywiście dla nich nie jest to pewnie aż tak fajne, jak dla nas, ale nic im się nie stanie (chyba, że przechwyci je jakaś ryba i rozszarpie na kawałki).



Maleńka rozgwiazda:



Koralowce:
Koralowce rosną od 2mm do 10cm rocznie. 
Jeden człapak może zniszczyć ich nawet kilkadziesiąt w ciągu kilku minut. 



Oczywiście nie tylko człapaki niszczą rafę. Człapaki są w stanie zniszczyć tylko rafę w zasięgu swojego człapu, czyli w 40 stopniowym upale, załóżmy, że kilkaset metrów wybrzeża hotelowej plaży. Sztormy i zanieczyszczenia niszczą całe kilometry rafy. Kiedyś (mam nadzieję, że teraz już nie) ścieki z miast i hoteli (napisałam to osobno, bo wiele hoteli otacza pustynia) spuszczana była rurami od razu do morza. I tak z roku na rok Hurghada, Sharm i zakładam, że wiele innych miejsc, pozbawiało się rafy, powoli acz wytrwale. Teraz podobno się to zmieniło, nie wiem. Rafa w zatokach teoretycznie powinna być najpiękniejsza i najbogatsza, bo fale są tam o wiele mniejsze, ale czy tak jest? My pojechaliśmy do Marsa Alam, przy pełnym morzu. Poza strefą człapaków, za przybojem, rafa była piękna. Zdjęć za dużo nie mamy, bo w tym roku skupiliśmy się raczej na rybach. Może następnym razem.





Gekon mieszkający w łazience przy barze:




Wstaliśmy o świt, ja bo bardzo chciałam zobaczyć mięsożernego żółwia (ojcu się udało), a ojciec porobić ostatnie zdjęcia w teoretycznie lepszym świetle. Żółw nie przypłynął. Jeszcze cię znajdę!
W tym roku i tak nie było źle. Z ciekawych rzeczy udało mi się wypatrzeć rekina rafowego (ok 2m) i podobnym rozmiarów mantę. Filmik z żółwiem i mantą ojciec nakręcił, ale rekin mi uciekł. Tak to jest pływać z niewłączonym aparatem.
Na mojej to see (swim with) list został na razie tylko ten nieszczęsny żółw.

Zdjęcie robione przed porannym nurkowaniem dnia ostatniego:

1 komentarz:

  1. 'Była ich duża ławica i z jakiegoś powodu uwielbiały tą skałę.' - te skale
    'Kiedyś (mam nadzieję, że teraz już nie) ścieki z miast i hoteli (napisałam to osobno, bo wiele hoteli otacza pustyna) spuszczana była rurami od razu do morza.' - pustynia, literowka tylko.
    A zawartosc, zarowno obrazowa, jak i pisana - fascynujaca :)

    OdpowiedzUsuń