Cicho tak. Żadnego nawet najcichszego
dźwięku. Woda płynęła spokojnie, a ona upajała się tą ciszą.
Niebo pokryte gwiazdami milczało również. Spokój jaki opanował
świat wyciszał, uspokajał, zmuszał do kontemplacji. Muzyka w
głowie przywracała wspomnienia minionego czasu. Myśli wirowały,
podlatywały do góry i spadały w dół. Taniec tak piekny,
melancholijny i szczery. Było jej dobrze. Lubiła wprowadzać się w
taki stan, gdy wszystko płynęło swoim naturalnym torem. To było
cudowne. Nie próbowała niczego kontrolować ani pojąć. Było tak
jak miało być. To be or not to be nie miało teraz znaczenia,
carpe diem też odpłynęło w zapomnienie. Nawet życie to teatr,
aktorami ludzie, rozmyło się gdzieś i zniknęło zupełnie. Tylko
być. Czyste niczym nie skażone być, bez podtekstów, kontekstów i
emocji. Wiatr muskał jej twarz i włosy. Na skórze pojawiła się
gęsia skórka. Była sama, w dziczy. Siedziała nago na piasku, woda
muskała jej zgrabne stopy. Włosy poruszały się i falowały
delikatnie. Nic nie mąciło panującego tam spokoju. Atmosfera
wieczności i wolności. Myśli zmierzały w dobrym kierunku
nieistnienia. Na nic nie czekała. Czerpała nadzieję i wiarę,
czerpała niekończącą się miłość z otoczenia. Ładowała
batrie na kolejne spotkania z rzeczywistością zatapiając się w
chwili nieistnienia. Brak zmartwień, brak smutków, brak radości i
brak braków. Nicość. Próżnia świata pojawiła się na chwilę w
tamtym właśnie miejscu. Nie dbała o nic. Tylko chłonąć dobro,
zatapiać się w pierwotności, stapiać, zlewać się z naturą.
Wielka Matka wie wszystko. Wielka Matka jest wszystkim. Bez niej nie
ma nic. Nie ważne czy w nią wierzymy czy nie. Wiara jest nie
istotna. Ważne jest to co czujemy. Serce nie rozum. Ważne są te
chwile, gdy ściska nas uczucie, którego nie potrafimy powstrzymać.
Ważne są te sekundy, gdy świat stoi przed nami otworem i czujemy,
że możemy wszystko. Ważne jest by zatrzymać się na chwilę i
chłonąć. Nie trzeba rozumieć, wystarczy czuć. Każdy z nas jest
do tego zdolny i każdy z nas ma takie ułamki sekund. Nie każdy
potrafi je rozpoznać i zatrzymać się by je przedłużyć i zebrać.
Nie trzeba ich pamiętać, trzeba nauczyć się je wykradać. Można
przeżyć życie czerpiąc z niego wszystko? Można. Tylko trzeba
znaleźć sposób i go stosować. Każdy ma gorszy dzień, ale po nim
zawsze nadchodzi niesamowity, cudowny, boski, idealny. Światła
odbijały się w wodzie uświadamiając, że gdzieś tam daleko, na
drugim brzegu znajduje się cywilizacja, a wraz z nią ludzie i ich
wszystkie wynalazki. Nie spieszyło jej się by tam wrócić. Teraz
był jej czas by samotnie odpocząć i nabrać sił do walki o
przetrwanie. Woda falowała, mieniła się, od czasu do czasu na
powierzchni pojawiały się kręgi. Znaczą one nie mniej nie więcej,
a tyle, że oprócz nas są tu również inne stworzenia, dzieci
Matki, która każdego dnia tak chojnie nas obdarza. Gdy większość
stworzeń już śpi są też takie, które dopiero wychodzą ze
swoich schronień i szukają sensu. Walczą o przetrwanie. Czują i
myślą. Człowiek jako istota marna i krótkotrwała wydaje im się
nieistotna, chyba że przetnie ich drogę i próbuje pokrzyżować
plany. Wkracza na ich teren i chce wszystko zmieniać nie licząc się
z ich zdaniem, myśląc że świat należy do nich. Ale nie ona. Ona
teraz czuła jedność z Matką. Wróciła do jej łona i odkrywała
jej sekrety. Docierało do niej powoli, że sama nie ma znaczenia.
Widziała teraz, że w jedności siła i nadzieja. W jedności
przetrwanie. Chciała się jednoczyć i wprowadzała tę chęć w
życie. Zaczynała słyszeć dźwięki, czuć zapachy i widzieć
obrazy, których nigdy wcześniej żaden jej zmysł nie potrafił
wyczuć. Czuła jak oddycha ziemia, jak woda unosi się i flirtuje z
powietrzem , czuła zapach tej intymności przyrody i widziała jej
zawstydzone oblicze. Przyłapana na gorącym uczynku przyroda
falowała lecz pokazywała jej coraz więcej. Dziś właśnie nowe
drogi zostały odkryte, nowe doznania pokazały się z nicości i
nowe uczucia przechodziły przez jej ciało. To było lepsze niż
wszystko co znała razem wzięte. Wolność i czułość. Przyjemność
tak ogromna, że rozsadzała jej ciało. Lekkość i przenikliwość
powietrza, jedność wody, czystość ognia i dobroć ziemi. Teraz to
były jej cechy. Ona odkryła jak wejść do tego świata doznań.
Znalazła klucz. Wcześniej musiała wiele razy go mijać nie
wiedząc, czym jest i do czego służy. Tak! To było to! Traz
zatapiała się w tym świecie magii i czarów. Kontrolowała swoje
ciało, a przez to mogła lepiej scalić się z otoczeniem. Mogła
zniknąć i pojawić się. Mogła kontrolując siebie, kontrolować
wszystko. Woda na jej zawołanie przybliżała się do niej,
powietrze oczyszczało przelatujac obok, światła migotały
delikatnie wyczuwając jej energię, a ziemia żyła i pulsowała tak
jak krew w jej żyłach. Było tak niesamowicie, że aż normalnie.
Wydawało jej się, że tak było zawsze i że zawsze już tak
będzie.
Obudziła się następnego dnia. Było
chłodno. Rosa pokrywała jej nagie ciało. Czuła się dobrze mimo
zimna, które opanowało jej ciało. Czystość poranka i lekkość
nowego dnia. Wiedziała już o co chodzi. Musiała niestety wrócić
do świata realnego, ale mimo że 'musiała' wiedziała, że nic nie
musi. Wstała pomału, odszukała sukienkę, klapki i spokojnie
odeszła w stronę miasteczkaogła tu wrócić zawsze i zostać tak
długo jak będzie chciała. Była tu mile widzianym gościem.
Częścią wielkiej rodziny, gdzie panuje miłość i wzajemny
szacunek. Miała już siłę i spokój potrzebny by stawić czoła
światu. Pożegnała się cichutko i odeszła by nie zbudzić reszty.
Woda odmachała jej przez sen, a ziemia uśmiechnęła się
delikatnie. Tylko wiatr wstał i postanowił odprowadzić ją
kawałek. Miło było poznać swoich i poczuć się częścią czegoś
większego.