29.04.2016
I want what I want and I want it now!
vs
Kobieta zmienną jest.
Nie jestem osobą lekkomyślną. Nie jestem osobą nieodpowiedzialną. Nie jestem osobą głupią.
Jestem spontaniczna i impulsywna. Podejmuję decyzje szybko, gdy dany scenariusz mam już przemyślany. Czasami pozwalam sobie na chwilkę nie myśleć o konsekwencjach, żyję tu i teraz i pozwalam przyszłej ripce martwić się przyszłymi potencjalnymi problemami.
Z jednej strony od lat ze szczegółami obmyślam i planuję sobie swoje "idealne życie przyszłe", z drugiej żyję w teraźniejszości nie dążąc do tego "przyszłego ideału", żyjąc "teraźniejszym ideałem".
I tak właśnie, po nieoficjalnych zaręczynach (bez pierścionka z braku kasy - więc i rodzinki nic nie wiedzą), z KMisiem pozwoliliśmy sobie na 'I want a baby'. Po kilku miesiącach niebezpiecznych zabaw, na teście pojawiły się dwie kreski i... trochę się zdziwiliśmy. Fajnie było gadać o posiadaniu małego różowego stwora, ale jak jest on tylko o jakieś 8 miesięcy oddalony, nagle dociera do nas: 'Oh, shit! Now what?!'
KMiś wpadł w panikę, bo, kurwa, fajnie by było mieć więcej hajsu. Ja wpadłam w panikę, bo będę gruba i moja wymarzona bajka właśnie raz na zawsze stała się zupełnie nierealna.
Nie będziemy mieli romantycznych zaręczyn w Paryżu, ani wesela. Ze ślubem już wcześniej się pogdziłam, bo ani ja ani KMiś jakoś specjalnie nie wierzymy (czyt. w dupie mamy kościół i jego pierdolenie o sprawach, którymi w ogóle nie powinien się zajmować). Teraz to tak głupio. Poza tym coraz bardziej się zastanawiam, nad tym całym ślubem. Czy ja chcę ślubu cywilnego? Co mi to da? Co to zmieni? Nie chcę nic na szybko tylko dlatego, że 'wpadliśmy'.
Wpaść. Jak to ostatnio KMiś powiedział: Wpaść to se mogą głupie nastolatki, które nie wiedzą do czego prowadzi sex. My sobie po prostu zrobiliśmy dziecko.
Ale od czego to się w ogóle zaczęło.
Kilka miesięcy temu wydawało nam się, że wpadliśmy. Była panika, płacz i szukanie, w którym kraju najbliżej, można sobie zrobić legalną aborcję i ile to kosztuje. Okazało się jednak, że po prostu okres mi się spóźnił. Przez kilka tygodni temat został zapomniany, aż któregoś dnia powrócił. KMiś zaczął gadać o dzieciaczkach, które widział na ulicach, ja byłam na pediatrii i oglądałam te wszystkie małe słodziaki i... stwierdziliśmy, że może jednak dzieciak to nie byłaby taka tragedia. Od 'nie tragedia' do 'zajebiście by było'.
Sex przez te parę miesięcy był nieziemski. Nawet przez chwilę KMiś zaczął się martwić, że coś może być z nami nie tak skoro tyle sexu, a dziecka nie ma. Aż tu nagle z nienacka: Surprise madafakas!
Na razie nic nie widać i widać nie będzie przez jeszcze jakiś czas (może poza wielkimi cycami), ale czuję się inaczej.
Mój brzuch jest inny, taki jakby bardziej pełny. Pierwsze kilka tygodni miałam takie skurcze mięśni macicy, że ledwo funkcjonowałam. Później dopadło mnie zmęczenie i dwie drzemki dziennie plus normalny nocny sen to za mało. Teraz co prawda zmęczenie nadal mnie męczy, ale mniej, za to doszły obolałe, nabrzmiałe piersi, nadwrażliwość na dotyk praktycznie całego ciała i ciągły głód. Czuję się jak obity, grubas z narkolepsją.
Teraz obmyślam kiedy i jak najlepiej będzie powiedzieć rodzicom, 'teściom' i reszcze rodzinki.
No i zastanowić się czy coś jeszcze będziemy ogarniać, czy na razie nie. Nie potrafię ocenić, czy ślub ma jakikolwiek sens w tej chwili. Na pewno musimy poszukać mieszkanie zanim młody Kropka (tak go nazwaliśmy na razie, bo pierwsze zdjęcie USG, poniżej, było jak była tylko mała czarna kropka; lekarka się śmiała, że obserwujemy moją ciążę prawie od plemnika. xD ) pojawi się tu z nami.
Z jednej strony się strasznie cieszę, że będę mamą, z drugiej jest mi trochę smutno, że nie jestem bajkową księżniczką.
Time to grow up. Kropek is comming! :D
20.05.2016
takie ramki dostali dziadkowie jako "announcement"
ta falka to bicie serca malucha 153/min
Nasza mała Borówka :D
Zainstalowałam sobie apkę, która co tydzień updatuje mnie z rozmiarem mojego płodu. Zaczęło się od ryża, póżniej była borówka, malina (z której w drodze do rodziców KMisia zrobił się dżem, bo auto bez klimy to jakiś kosmos) obecnie jesteśmy na winogronie.
27.05.2016
W zeszły weekend odwiedziliśmy teściów i rodzinkę KMisia z wiadomością. Miny rodziców: bezbłędne :D Szok i niedowierzanie. Chyba jescze do nich pomału dochodzi. Babcia za to podeszła do sprawy zdrowo i powiedziała im, że przecież to normalne i że powinni się cieszyć, a nie dziwić.
Wczoraj powiedzieliśmy moim rodzicom i dziadkom przyjęli to raczej spokojnie. Tylko zaczęli od razu planować ślub, kłócić się o wesele, gdzie będziemy mieszkać i jak to dalej będzie. Z KMisiem czuliśmy się zupełnie zbędni w tej dyskusji, bo nas nikt o zdanie nie pytał. W sumie mam z tego bekę.
Także, życie po raz kolejny udowodniło, że niczego nie można przewidzieć, ani sobie zaplanować.
Chciaż mam wrażenie, że wszystko się jakoś ułoży i będzie zajebiście.
Chciaż mam wrażenie, że wszystko się jakoś ułoży i będzie zajebiście.
P.S. Mam nadzieję, że nie będę jedną z tych mam, które zamęczają ludzi swoim dzieckiem, chociaż wnioskując z tego posta, może tak być. Z góry przepraszam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz