niedziela, 1 czerwca 2014

policja kryminalna - taka akcja!


Woah! Jakie emocje!

Siedzę sobie spokojnie na kanapie, ciesząc się miłym wieczorem, z oddali słychać muzykę, aż tu nagle, błogi wieczór zostaje zakłócony. Zza okna słychać jakieś wrzaski. No więc Zizi odrywa się od książek, żeby zobaczyć co też ciekawego przyniesie nam ten wieczór. Postanowiłam się przyłączyć. Nie co dzień ma się freak show pod blokiem. Stoimy sobie więc grzecznie w oknie i obserwujemy przebieg wydarzeń. Dwóch młodzieńców, raczej pijanych, wydziera się wniebogłosy. Godzina późna. Na razie nic takiego. Znudziło mnie to. Wracam na kanapę. Zizi obserwuje. Jakaś spina z przechodniami. Wracam do okna. Para, pan i pani. Spina sama się rozwiązała. Pan nastraszył młodzieńców policją. Para się oddaliła, młodzieńcy bardzo głośno wyrazili swoją chęć poznania panów policjantów.
'Niech ktoś zadzwoni na policje! Błagam, dzwońcie, głupie chuje!'
Następnie odśpiewali pieśń admirującą WKS.
Coś tam sobie pokrzyczeli, dumnie krocząc niczym węże (zygzakiem). Usiedli sobie spokojnie pod szpitalem dziecięcym w remoncie. Spokój jednak nie trwał długo. Jeden z nich wstał gwałtownie i zaczął atakować nikomu nieprzeszkadzający budynek. Drugi w tym czasie wstał i obmył stojący obok samochód, tym czego, jak mniemam, miał w nadmiarze. Własnym moczem. Cóż za bohaterski czyn! Nie mam pojęcia co zawiniły mu inne samochody, które zaatakował, ale wyglądało to na coś poważnego. W tym momencie sięgnęłam po tel i wystukałam wszystkim znany numer. Młodzieńcy kroczyli teraz w stronę naszego samochodu. Po drodze skopali jeszcze przypięty do znaku rower i pobili kilka znaków, które niczego nieświadome, stanęły im na drodze! Cóż za brutalność. Zanim się dodzwoniłam, jeden z nich krzycząc: ' Zadzwońcie na policje! Rozwalcie mnie zanim ja rozwalę to!' rzucił się na tablicę wskazującą ilość wolnych miejsc parkingowych. Niestety nikt go nie rozwalił, więc tablica nie miała szans. 
Zgłoszenie przyjęte.
Następnie młodzieniec wydając jakieś nieartykułowane dźwięki, rzucił się na swojego kolegę ,zwalając go z nóg na środku ulicy (na szczęście mało ruchliwej), po czym potknął się o własne stopy i padł koło niego. Chłopcy przez chwilę podziwiali piękne nocne niebo, gwiazd było naprawdę sporo.
My natomiast, nerwowo zerkając na zegarek, czekaliśmy na policję. 
Młodzieńcy wstali. Otrzepali się. Znów padli i wstali, po czym zaczęli się pomału oddalać. Po kilku minutach zniknęli nam z oczu. Policji ani śladu.
I nastała cisza.
Jednak nie na długo. Pod nasze okna zajechały dwa granatowe samochody. Przyjechały jednokierunkową ulicą pod prąd. Dziwne trochę, ale w nocy ludzie różnie jeżdżą. Z samochodów wysiadło kilku postawnych mężczyzn. Pomyślałam:
'Eee... pewnie sąsiedzi.'
- Nope baby, this is police. Criminal police.' - powiedział Zizi.
Nieoznakowani, nieumundurowani - może być. 
Co za emocje!
'A-HA!' - pomyślałam. - 'Teraz to trochę za późno już.'
Zaczęli się kręcić po scenie zbrodni. Otworzyły się tylnie drzwi jednego z samochodów. Oczywiście nie same. Otworzył je jeden z policjantów, a w środku - supprise, supprise! Nasz młodzieniec. Jego kolega siedział w drugim granatowym radiowozie.
'Woah! Złapali ich!'
Moje zdziwienie było szczere, a podziw dla policjantów niekryty.
Taka akcja! Pod naszym oknem!
Z ciemności wyłoniło się jeszcze dwóch mężczyzn z plakietkami i kobieta. Ochroniarze parkingu i pani ochroniarz (co do jej funkcji nie mam pewności, ale wyszła zza szklanej konstrukcji przy wjeździe na parking).
Policjanci poświecili latarkami tu i tam, pokręcili się, porobili notatki, posprawdzali każdy kąt, z precyzją sprawdzili wszystkie miejsca, w których kręcili się wcześniej młodzieńcy (nie pamiętam, żebym wspomniała coś o szpitalu, za duży stres mnie ogarnął, więc może młodzieńcy się przyznali?).
Na koniec, zakutego w kajdanki młodzieńca, przesadzili do samochodu, w którym siedział już grzecznie jego kolega i odjechali. Każde auto w innym kierunku.

Taka akcja!


P.S. Z góry przepraszam za ewentualne błędy. Te emocje!


|Rob Zombie - Dragula

1 komentarz:

  1. tak na pierwszy rzut oka nie ma bledow, wiadomo, emocje, moze w drugim albo trzecim czytaniu...
    Nie trac nadziei.

    OdpowiedzUsuń