piątek, 3 stycznia 2014

ta pani nie ma godności!


Wczoraj poszłyśmy sobie z O. do sklepu u pani robak. Tak o po prostu się przejść i zobaczyć co nowego. No dobra musiałam kupić pomidora, bo dla mnie kanapka bez pomidora to tortura, a ostatnio jem głównie kanapki. 
Stwierdziłyśmy, że kupimy sobie po piweczku. Niestety nie było tego, które akurat chciałyśmy. Postanowiłyśmy więc, już przy kasie, że weźmiemy sobie drineczka Sex on the Bitch, czy jakoś tak (:p). Ładnie się prezentował. O. wzięła jeszcze adwokatowe batony dla mamy. Podchodzimy do kasy, ja pierwsza, O. dzielnie stoi za mną. Zdecydowałyśmy, że O. weźmie drinki na siebie. Pani skasowała O. batony z moimi pomidorami. 
- To osobno! - powiedziała wzburzona O. - batony są moje. - dodała już spokojniej.
- Arghhhhheeeehhhhh... - wydała z siebie dziwna sprzedawczyni i nacisnęła na dzwonek.
*Dzyyyyyyńńńńńńń* - rozeszło się echem po sklepie.
- Nie no w sumie to przecież bez różnicy. - westchnęłam bez nadziei.
Pani spiorunowała mnie tylko spojrzeniem.
No nic. Cóż było robić. Czekamy. Przyszła pani kierowniczka, przejechała swoją magiczną kartą i wycofała batony. Zapłaciłam za swoje pomidory! Hurra! Kukuryku i do przodu.
*pik, pik* - batony znów nabite na kasę. Wzrok pani sprzedawczyni natknął się na nasze 5% drineczki.
- A dowodzik jest? - zapytała z nieukrywaną nadzieją.
- Yyyyyy... - wydusiła z siebie zdziwiona O., w końcu ostatnio o dowód pytali ją już dawno, dawno temu. - Nie ma.
-Dobra, to ja pokażę - odpowiedziałam dzielnie, grzebiąc w torebce. 
Pani cierpliwie czekała. Już myślała, że się poddam i nie znajdę tego portfela, już widziałam, szeroki i szczery uśmiech zwycięstwa wpełzający na jej usta, ale... UDAŁO SIĘ! Wydobyłam z otchłani mojej torebki portfel, a z niego dowód i pokazuję go dumnie. Pani nawet nie spojrzała i wkurzona powiedziała:
- Ale ja nie mogę sprzedać tego tej pani z batonami, bo ona nie ma GODNOŚCI.
Szczerze? Trochę nas zatkało. Tak trochę bardzo. 
Po chwili jednak, moja ukochana O. bez godności zapłaciła za batoniki, które mają w swoim składzie spirytus (niestety nie napisali ile), a ja zapłaciłam za drinki, podanym przez O. banknotem.
Aż mnie ciarki przechodzą, jak sobie pomyslę, jak zemściła się pani kasjerka na następnym kliencie. 

Później wypiłyśmy sobie ten sex w plenerze. Pierwszy plener w tym roku! Łiiiii!!!
Czułyśmy się jednak oszukane, bo ani sexu, ani plaży. Usiadłyśmy na pokrytej warstwą lodu ławce, a każdemu oddechowi towarzyszył obłoczek białego mrozu. Dobra, wiem, marudzę. Było fajnie. W końcu całą drogę towarzyszyły nam teksty typu:
'... ale nie, sorry! ja nie mogę kupić piwa, bo ja nie mam godności.' czy 'ciekawe czy jestem godna tej czekoladki', aż po 'jestem niegodna tego, by stąpać po tej świętej, robakowej ziemi!', a nawet: 'oni mnie nie powinni w ogóle do tego sklepu wpuszczać, bo ja nie mam godności'.
Mój komentarz:
'Ja w ogóle nie rozumiem jak ty możesz mieć czelność oddychać tym samym powietrzem, co my, ludzie z godnością.' :D


edit:

RETROSPEKCJA:

Wiele, wiele lat temu, jak jeszcze byłam niepełnoletnim brzdącem (brakowało mi kilku miesięcy), musiałam kupić sobie fajki. Studiowałam wtedy jeszcze w pięknym, powojennym Lwowie i tam nigdy mi się nie zdarzało, żeby ktokolwiek zapytał mnie o cokolwiek, bo skutek byłby tak czy siak marny [pewnie skończyłoby się na bardzo powolnym wymawianiu słów przez obie strony (My zawsze myśleliśmy, że mówimy po ukraińsku, a oni myśleli, że mówią po polsku. Oczywiście obie strony były w błędzie.) i żywej gestykulacji, a że ja i tak bym zrozumiała coś zupełnie różnego od tego, co chciał mi przekazać przekazujący, nie miało to najmniejszego sensu]. Byłam więc zupełnie zaskoczona, gdy na stacji benzynowej, na którą się udałam (była akurat koło przystanku autobusowego), zapytano mnie o dowód.
Normalnie tak się zdziwiłam, że oczy wyskoczyły mi prawie z orbit. Ale szczwana Kotoryba nie byłaby sobą, gdyby na poczekaniu nie wpadła na genialny pomysł. Wyjęłam dumnie swoją ukraińską legitymację studencką!
Młoda pani sprzedawczyni popatrzyła na to z każdej strony, poobracała w palcach...
'hmm... cyrylica, hmmm... brak jakiejkolwiek daty, hmmmmm... co by tu zrobić...' - zapewne pomyślała.
- Ale tu nie ma daty urodzenia. - powiedziała po dłuższym namyśle i spojrzała na kolegę w kasie obok.
On skierował swoje kroki w nasza stronę i już chciał coś powiedzieć... byłam pierwsza! Z kpiącym uśmieszkiem na twarzy odpowiedziałam:
- A widziała kiedyś pani niepełnoletniego studenta?
Koleś odwrócił się na pięcie w pół kroku i zniknął za ladą, udając bardzo zajętego, a pani strzeliła takiego buraka, że jej twarz zamieniła się w pomidora.
- No tak... - wyjąkała tylko podając mi moje LMy.
W sumie wychodząc ze sklepu czułam się trochę głupio, ale... MISSION COMPLETED!

5 komentarzy:

  1. AHAHAHAHAHAH! tak oto, bez godności, upiłam się drinkiem. Nie ukrywam, że czułam się nieswojo :<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Człowiek bez godności to człowiek obcy (nieswój). Więc powinnaś się czuć nieswojo! xD
      [kiwa palcem] Więc pamiętaj, żeby następnym razem nosić ze sobą swoją godność!

      aż mi się kawał przypomniał o cyckach :D
      - Kochanie, a ty masz piersi?
      - Ależ oczywiście misiaczku.
      - To dlaczego ich nie nosisz?

      Usuń
  2. Postanowiłyśmy więc, już przy kasie, że weźniemy sobie drineczka Sex on the Bitch, czy jakoś tak (:p). - wezniemy - licentia poetica?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ojć kurwa... nie! to tylko mój zmęczony mózg zalany smarkami!

      Usuń