Jest coś takiego we francuskiej muzyce, że koi moje nerwy, przywołując za razem smutek duszy i nostalgiczne myśli. Nie wiem dlaczego tak na mnie działa i czy tylko na mnie. Tyczy się to również tych z pozoru wesołych melodii i piosenek. Jest w nich jakaś walka. Sprawiają, że myśli spływają na nieznane dotąd tory. Inspirują i dają natchnienie. Mam ochotę tańczyć i płakać, śpiewać i pisać. Nawet błahy temat staje się poważniejszy. Otwiera zamknięte i rozszerza horyzonty. Nie rozumiem francuskiego, ani francuzów, jednak ich sztuka (bo nie chodzi tylko o muzykę, ale także o filmy i obrazy) pociąga mnie. Lecę do niej jak ćma do świeczki i pozwalam jej płomieniom mnie przetrawić. Palę się, jednak przeżywam ekstazę. Ból staje się najwyraźniejszym doznaniem jakie kiedykolwiek czułam. Działa jak narkotyk. Niszczy, lecz pozwala się odrodzić. Na nowo otworzyć oczy i ujrzeć piękniejszy świat. Na nowo wziąć pierwszy oddech, poczuć jakby po raz pierwszy zapachy, które nagle są milion razy intensywniejsze. Pozwala usłyszeć dźwięki i zatonąć w nich, oddać się w zupełności szaleństwu zmysłów. Otworzyć się na świat i na ludzi.
Stąpałam po zielonej, gęstej trawie.
Bose stopy zbierały rosę.
Skóra odbierała moc Ziemi.
Pory słuchały szeptów Matki.
Mózg nastawił się na dawanie.
Serce czerpało świeżość poranka.
Oczy witały z radością wstający nowy dzień.
Uszy przyjmowały koncert wrażeń.
Złączeni w jedność, rzucając jeden cień, wędrowali w stronę wschodzącego słońca.
Ich umysły porozumiewały się bez zbędnych słów.
Miłość przeradzała się w coś nowego, lepszego, silniejszego.
Czując swoją wzajemną obecność, wiedzieli, że świat leży u ich nóg, otwarty i chętny.
Nowe pomysły zalewały ich niczym woda, która przedarła tamę.
Przed wielkimi umysłami wszystko jest zaproszeniem do tańca, na białym pergaminie, zapisane kaligraficznym, pięknym pismem i z pieczątką od króla świata.
Iść z kimś, nieważne dokąd jest przyjemnością, nad przyjemności.
Człowiek z natury nie jest samotnikiem, a kto tak twierdzi, nie poznał jeszcze piękna dobrego towarzystwa wielkich umysłów.
Otwórz oczy, a zobaczysz jak naprawdę wygląda świat.
To nieskończone możliwości. Nieprzebyte szlaki. Nieodkryte przyjemności.
Każdy dzień rodzi nowe cuda.
Codziennie przychodzą i odchodzą szanse.
W każdej sekundzie zachodzą reakcje.
Nieograniczona ilość miłości.
Oddaj się w ręce przeznaczenia i podejmij wyzwanie.
Żyj pełną piersią, zagarniaj pełnymi rękoma, ba ramionami nawet i dawaj całym sobą.
Oddaj siebie, a dostaniesz świat.
Pewnego dnia urodził się poeta.
I umarł poeta.
Jeden z nich miał doświadczenie.
Drugi miał czas.
Jeden miał dorobek.
Drugi miał możliwości.
Jeden już przeszedł swoją drogę.
Drugi stał na rozdrożu pośród wyborów.
Jeden był określony.
Drugi nie wiedział kim jest.
Szukajmy swojej drogi.
Wybierajmy najlepsze.
Postawmy pierwszy krok.
Spełniajmy się.
Uczmy się.
Kontynuować, czy iść nieznanym?
Brnąć drogą poprawną, czy biec na przełaj?
Odkrywać nieznane zakątki mapy, czy poznać odkryte?
Każda droga gdzies prowadzi.
Doliny, równiny, góry i morza.
Łąki, skwery, parki i lasy.
Miasta, wsie i osady.
Dzicz i cywilizacja.
Drogi i bezdroża.
To wszystko nasze decyzje.
Najgorzej jest usiąść i się rozgościć.
Najgorzej jest się zatrzymać i rozleniwić.
Najgorzej jest nie wstać.
Jak mawiali wielcy: odpoczniemy po śmierci.
Więc w drogę!
Brnijmy przez życie z wielkim zaparciem!
Z tęsknotą za starym i ciekawością nowego.
Zbierajmy wspomnienia i chowajmy kolejne liście do pudełka ze skarbami!
Spisujmy naszą wędrówkę na kartach historii.
Opowiadajmy nasze przygody przypadkowo spotkanym osobom.
Wskazujmy ciekawe miejsca na mapach skarbów.
Szukajmy sensu i prawdy.
Prawda jest sposobem.
Jest wyborem.
Otwiera każdy zamek.
Czystość i niewinnośc.
Bądźmy więc jak dzieci.
Odkrywajmy prawdę i dzielmy się nią.
Czy jest coś piękniejszego niż nieskalana czystość i dobro?
Coś piękniejszego niż mądrośc nabyta w podróży?
Coś piękniejszego niż wspomnienia przygód?
Czym jest przygoda?
Kiedyś odpowiedział mi na to ojciec. Nie pamiętam co dokładnie powiedział. Zrozumiałam jednak wtedy, że przygoda to nieznane. To wyzwanie. To wędrówka. Walka i przyjemność. To coś co warto przeżyć. To coś ekscytującego, pożądanego przeze mnie.
Od małego lubiłam ryzyko.
Trasa zamknięta? Sprawdźmy dlaczego.
Dla ryzykantów? To my!
Ciekawe co kryje się za tym murem.
Wejdźmy do tego lasu. Może znajdziemy tam przygodę? Grzyby? No dobra, ale szukamy dalej.
A co się kryje za tą łąką?
Rzeka! Ciekawe czy ktoś już tu spływał kajakami!
Halo?! Przygodo?! Jesteś tam?! Hop, hop!
Teraz, wiele, wiele lat później mogę już sama stworzyć własną uproszczoną definicję przygody.
Przygoda to wspomnienie ciężkiego czasu, kiedy wkroczyłeś na ścieżkę, która była ci nieznana. Podejmujesz wyzwanie i rzucasz się w wir wydarzeń. Nie wiedziesz gdzie cię zaprowadzą. Odkrywasz coś nowego i boisz się o własne życie. Nie wiesz czy wyjdziesz z tego cało. Nie masz pewności co do niczego. Adrenalina zalewa ci ciało i postępujesz by przetrwać. Mimo to pragniesz znaleźć odpowiedź bardziej, niż siedzieć w ciepłych kapciach. Im bardziej ciekawi cię co kryje się za kotarą, tym większa szansa, że przeżyjesz, nauczysz się czegoś i dojdziesz do pewnych wniosków. W gratisie masz kolejne wspomnienie, które będziesz opowiadać kiedyś jako anegdotkę i każdy ci będzie zazdrościć, chociaż większa część ludzi w głębi duszy wie, że nie podjęliby takiego ryzyka.
Po latach zrozumiałam także, że przygoda nie musi mieć nic wspólnego z podróżą i sportami ekstremalnymi. Codzienne sytuacje też dają nam szansę przeżywania przygód. Może pogadać z tym człowiekiem spod ciemnej latarni o życiu? O jego definicjach?
Może złapać stopa? Może wybrać się na nocny spacer?
Głupota? Możliwe. Ale czy ktokolwiek zdobył szczyt nie podejmując ryzyka, wyjścia z domu?
Wolę zginąć żyjąc, niż umrzeć nie próbując, smaczków, które życie ma mi do zaoferowania.
Hej, przygodo, Kiedy ostatni raz wyszłaś z łóżka?:D
OdpowiedzUsuńniewazne razem, a w tym zdaniu powinno byc tez, ze isc dokad, a nie gdzie
OdpowiedzUsuńWybacz koleżance. Jak na osobę, która od 5 lat komunikuje się głównie w języku amerykańskim, nieźle sobie radzi.
Usuńco tu wybaczac. Kiedys sluchalem bodajze zony premiera Rzeczpospolitej (tej drugiej) na uchodzctwie w telewizji. Ani cienia nalecialosci, akcentu, niepoprawnosci w wyslawianiu sie, pomimo ponad 40 neiobecnosci w kraju. Mozna? Mozna! I to u kobiety wiekowej, ponad 70 letniej. A jezyki obce znala.
Usuńprzeciez pisze sie uchodzstwie, dlaczego mnie nikt nie poprawia? :P :)
Usuńwidocznie nikt nie zauwazyl wpadki :p
UsuńOryginalność i zaciekawianie czytelnika - to zdecydowanie patenty na sukces :)
OdpowiedzUsuń