Wysoki, szczupły, czarnowłosy mężczyzna o pociągłej twarzy stał tyłem do pokoju wyglądając przez otwarte szklane drzwi prowadzące na niewielki kamienny balkon. W dole huczały fale rozbijające się o skały, nad brzegiem szumiał gęsty iglasty las, nad którym niosły się wycia wilków, nad głową słyszał piski nietoperzy, na plaży wokół ognia tańczyli lokalni, a od drugiej strony zatoki niosły się niepokojące niskie pomrukiwania.
Ten dzień był bardzo długi, a wydawał się jeszcze dłuższy. Cały dzień spotkań, odpisywania na listy, planowania kolejnych kroków i dyskusji z podwładnymi.
Zawsze lubił zasady panujące w klanie. Hierarchia jest ważna, najmądrzejszy rządzi, ale nie ma władzy absolutnej. Podwładni mogą się nie zgodzić co do swojej roli, nie brać udziału w planowanych wydarzeniach, a nawet w szczególnych przypadkach się sprzeciwić, jeśli zostaną poparci przez wystarczającą liczbę kuzynów. U wilczych liczy się tylko siła. Rządzi najsilniejszy, a bracia nie mają nic do gadania.
Najgorzej jest jednak u tuzików, gdzie władca ma rację, nawet jeśli jest słabym głupcem. Nic dziwnego, że tak źle im się powodzi, że tak łatwo ich zmanipulować i zniewolić. Od szczenięcia uczy się ich ślepego posłuszeństwa dla jednej rodziny. A Rodzina z pokolenia na pokolenie produkuje coraz głupszych i słabszych członków; bawią się, piją i tworzą coraz to nowe przepisy, wprowadzają nowe podatki, coraz bardziej ograniczające społeczeństwo, zupełnie nie zwracając uwagi na to co dzieje się w miastach i na wsiach. Rządzący nie są też zupełnie zainteresowani tym co dzieje się poza granicami ich terytorium. Dopóki nikt z sąsiadów ich nie zaczepia, siedzą i taplają się w swoim błotku.
Obstawiał, że niedługo społeczeństwo się zbuntuje i wyrżnie obecną Rodzinę. Zwykli tuzinkowie żyją jak niewolnicy, pracują od świtu do nocy i klepią biedę. A władczowie się bawią, sieją propagandę i przyklaskują swoim "błyskotliwym pomysłom, by tuzinkom żyło się lepiej". W międzyczasie szkolnictwo leży, lecznictwo praktycznie nie istnieje, mieszkańcy żyją tylko po kilkadziesiąt lat, jeśli nie przytrafi się żadna przywleczona przez szczury plaga, pożar obejmujący połowę terytorium lub powódź, a budownictwo opiera się na lepieniu glinianych klocków i układaniu z nich prostych konstrukcji, które szybko porastają mchem.
Prawie zapomniał o armii, która to u Tuzinków praktycznie nie istnieje. Gdyby tylko chciał opanowałby ich ziemie w kilka dni. Dlaczego tego nie zrobi? Bo wtedy musiałby się nimi zająć. Oczywiście jest też kwestia terytorium. Nie miał ochoty na starcie z Wilczymi, nie chciał też podpaść Gilidii. Tuzinków broniły zawarte ponad ich głowami pakty Dominów. Był kiedyś pomysł by podzielić ich terytorium między 3 mocarstwa, ale władcy nie mogli się dogadać odnośnie granic i przeznaczenia miejscowych ludów. Pozwalali więc Tuzinkom żyć swoim życiem, czasami tylko wpadając na polowania, których miejscowi nawet nie byli świadomi.
Polowania na tuzików były łatwe, nie brakowało ich też błąkających się po terytoriach dominów. Nie, wojna była bez sensu. Wielu starszych by zginęło walcząc o tak kiepski łup.
W chwili gdy to pomyślał przypomniał sobie, że dawno nic nie jadł. Chyba czas coś wziąć na ząb. Odwrócił się gwałtownie i powiewając długą, czarną, wyszywaną nićmi w kolorach maków i złota peleryną bezszelestnie oddalił się w głąb zamczyska, a w jego głowie zaczął się formować pewien plan, by urozmaicić polowania.