Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, za wielką wodą, aż za krawędzią świata (ostatnio świat znów jest płaskim dyskiem, jak wiadomo wszędzie dookoła naszego globu) do góry nogami żyła sobie spokojnie bliźniacza kopia każdego z nas. Jedyne co ją od nas różniło było zdrowe podejście do życia, nauki, postępu i oczywiście faktu, że wisieli do góry nogami, w specjalnych butach, żeby nie odpaść z dysku. Nie łatwo tak żyć poza krawędzią.
Po drugiej stronie dysku, ludzie wierzyli w to co jest, a nie w to czego nie ma.
"Wierzyli" to złe słowo, bo wiara sama w sobie wymaga części niepewnej, nieodkrytej, tajemniczej, jednak zostawię je tutaj, bo u nas ostatnimi czasy można nie wierzyć w fakty, a być pewnym nieznanego. Ot wydawałoby się, że to my wisimy do góry nogami i nas trochę zmroczyło, ale może to jednak fakt, że cała krew z głowy odpływa do du... do innych części ciała.
Po drugiej stronie dysku, żyją sobie spokojnie ludzie w dostatku i spokoju. Każdy szanuje siebie i innych, nie ma wojen, głodu, zawiści, przestępstwa ograniczają się do pojedynczych przypadków, ostro karanych, więc społeczeństwo cieszy się bezpieczeństwem, a kryminaliści tracą buty i odlatują w przestrzeń kosmiczną. Każdy wie co ma robić, każdy pracuje dla siebie i dla społeczeństwa. Jeśli ktoś jest inteligentny, idzie na uczelnię wyższą i kształci się w kierunku, który go interesuje, ale też w którym brakuje specjalistów, nie ma więc tysięcy psychologów pracujących w Maku. Jeśli czyjś umysł nie grzeszy bystrością, to zajmuje się czymś co jest w stanie zrobić, a nie pcha się na studia, "dla papieru". Nie ma tam tysięcy absolwentów uczelni wyższych, którzy nie potrafią napisać zdania bez błędu. Nie ma tam tysięcy magistrów i inżynierów na kasie w Biedrze. Są za to kafelkarze, mechanicy. budowlańcy, kasjerzy, magazynierzy, blacharze, ślusarze, kucharze z pasją. Są dziennikarze, którzy potrafią przeprowadzić kulturalny wywiad, którzy potrafią napisać artykuł przedstawiający fakty, nie opinie, są politycy, którzy biorą odpowiedzialność za swoje słowa, którzy potrafią powiedzieć: "Nie dam rady spełnić obietnic wyborczych, ale może komuś innemu się uda. Przepraszam wszystkich, którzy mi zaufali. Rezygnuję ze stanowiska.", są pielęgniarki i lekarze, wyspani i wypoczęci, są bezstronni specjaliści, którzy znają się na tym co mówią, są sędziowie niezawiśli, są sprawne urzędy z pomocnymi urzędnikami, są przepisy zrozumiałe, są zapaleni naukowcy i natchnieni artyści. Wszyscy ci ludzie żyją z zgodzie z naturą i ze sobą nawzajem. Kolor skóry, płeć, wiek, język nie mają znaczenia. Liczy się tylko zaangażowanie w społeczeństwo i szacunek.
Całe zło naszej części dysku, bierze się z braku szacunku do samych siebie, do innych, do środowiska, w którym żyjemy. Mamy z jakiegoś powodu głęboko zakorzenione w nas poczucie, że jesteśmy lepsi, że nam się należy. Każdy pyta: "co społeczeństwo może mi dać?", zamiast: "co mogę zrobić dla społeczeństwa?". W każdym siedzi pycha: "jestem za dobry, żeby robić to i tamto, a szczególnie nie za tyle". Każdego rozpiera chciwość i pogoń za bogactwem. Każdy marzy o szybkim samochodzie, wielkim domu, dalekich podróżach, sługach, sławie i uwielbieniu. Dlaczego nie możemy skupić się na ludziach, którzy z nami są, na naszym otoczeniu, w którym żyjemy? Na spacerze możemy usłyszeć schowanego w szumiącej trawie bażanta, jeśli akurat nie rozmawiamy przez telefon i nie jesteśmy zamknięci w świecie marzeń materialnych. Możemy pogadać z obcym stojącym koło nas na przystanku o pogodzie, może to jedyna rozmowa tej osoby tego dnia?
Jednak nie, nie możemy. Musimy dalej pędzić, próbować złapać boga za nogi, wsadzić palucha kosmicie do nosa, odetchnąć zgnilizną pieniądza, polizać marmurowe stopnie do "Ja, moje, mi!" i wybić się ze sterty poległych, wyskoczyć ponad wszystkich, nawet jeśli krótko będzie nam dane tam pozostać, bo przecież będziemy tylko kolejnym stopniem dla następnych.